Na rozbudowanej już bardzo liście kilkudziesięciu nazwisk osób spokrewnionych ze mną, których genealogią się interesuję, jest też nazwisko Palewicz. Rodzina Palewiczów pochodzi ze wsi Półkoty w parafii Berżniki, powiat Sejny. Powodów tego zainteresowania jest kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy z nich to mariaż Szymona Palewicza (1837- ) z Anną Barbarą Buchowską (1840- ), krewną mojej mamy. Związek ten z roku 1859 przez 20 lat, 1864- 1884, przysporzył Palewiczom siedmioro potomków, a mnie już prawie sto lat temu zahaczył o ich drzewo genealogiczne.
Ważnym powodem mojej atencji dla Palewiczów jest także fakt, że kilka lat temu poznałem osobiście jej sympatycznego przedstawiciela Krzysztofa, który jest artystą- fotografikiem, autorem i współautorem wielu wydawnictw i albumów. Jak przystało na lokalnego patriotę, po latach pracy zawodowej i mieszkania w Sejnach, Krzysztof wrócił do ojczystych Półkot, gdzie z żoną Majką prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Z przyjemnością bywam tam od czasu do czasu.
W domu Majki i Krzysztofa w Półkotach latem 2022 r. W środku Maria Mele i John Ulicny, Amerykanie o polskich korzeniach czasowo zamieszkali w Polsce.
W ostatnich czasach buszując po umieszczonych w Internecie metrykach parafii berżnickiej trafiłem na wyjątkowe zagęszczenie Palewiczów w metrykach urodzeń pojedynczego rocznika 1910. Znalazłem ich aż 9 sztuk, co wyraźnie odbiegało od lat poprzednich i następnych.
Metryka ur Stanisława Palewicza, syna Zygmunta z 1900 roku.
Zagadka wyjaśniła się dopiero kiedy wczytałem się w ich treść. Okazało się, że aż 7 z nich dotyczy urodzeń dzieci jednej pary, przychodzących na świat w różnym czasie i miejscu, m.in. w Shenandoah, PA, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Wygląda na to, że Zygmunt (ur. 1869 Berżniki) i Aniela (z domu Namiotkiewicz ur. 1874) Palewiczowie około roku 1910 po dziesięcioletnim pobycie wrócili z Ameryki do kraju i w swojej macierzystej parafii Berżniki hurtem zarejestrowali cały swój rodzinny dorobek. W sumie mieli co najmniej osiem dzieci, z czego pierwsze- córka Waleria urodziła się w 1896 r. czyli rok po ślubie w Berżnikach, a więc przed wyjazdem do Ameryki. Następne pięcioro w latach 1900- 1907 rodziło się w Shenandoah. Były też dzieci po amerykańskie- Jadwiga urodzona w Berżnikach w 1910 roku i Helena w 1912.
Co ciekawe, jak wynika z miejsc urodzeń amerykańskich dzieci, Szymon i Aniela Palewiczowie mieszkali w miasteczku Shenendoah w Pensylwanii, które z rodziną odwiedziłem w 2014 roku. Na tamtejszych cmentarzach skupiałem się na grobach Rynkiewiczów z Krasnopola, których widziałem tam kilkanaście. Skądinąd wiem jednak, że są tam również nagrobki Palewiczów; Piotra ur. 1892, Dominiki 1900, Franciszka 1906, Florence 1923, Piotra 1928, Pawła 1928.
Na zdjęciu: amerykański nagrobek innych Palewiczów, Bronisława, syna Karola i Antoniny Lorman, ur 29.07.1881 we wsi Budwieć w parafii Berżniki i jego żony Anny z Jodzisów ur 19.01.1895 r. we wsi Bryniuki, parafia Berżniki.
Niestety nie znam nikogo, kto mógłby przybliżyć mi historię migracji tej rodziny do Ameryki.
Abstrahując od genealogii Palewiczów, zastanawiam się nad procedurą rejestracji w kraju ojczystym dzieci urodzonych za granicą. Wydaje mi się to niespotykane, bo zwykle widywałem metryki wystawiane w miejscu urodzenia, według zasad tam obowiązujących.
Papier listowy sponsorowany przez Miners Bank of Wilkes- Barre z Pensylwanii, bank obsługujący kopalnie węgla, w których Polacy pracowali
Od wielu lat żyję genealogią. Na początku swego zainteresowania skupiałem się na dwóch nazwiskach rodowych swoich rodziców; Szczudło i Buchowski. Z czasem dochodziły kolejne, bo poznawałem dalsze pokolenia. Dziadków było czworo, więc już miałem 4 nazwiska, pradziadków 8, i 16 nazwisk przy prapradziadkach. Z grubsza na tym można by poprzestać. Staram się więc odtwarzać losy kilkunastu rodzin o nazwiskach; Szczudło, Buchowski, Rynkiewicz, Węgrowski, Pietranis, Dubowski, Sidor, Okulanis, Malinowski, Stawiński, Kraszewski, Łabanowski. W kręgu mojego zainteresowania jest jeszcze kilka innych rodzin, którymi interesuję się z czystej ciekawości lub przez wzgląd na znajomość. Mam też komplet nazwisk z drzewa genealogicznego mojej żony; Kaczmarek, Gościniak, Walachowski, Kopski, Błocian, Rybarczyk.
W swojej pracy genealoga korzystam z wszelkich możliwych źródeł, bardzo często z korespondencji od licznych przyjaciół i znajomych.
Ostatnio moje poszukiwania w kwestii Buchowskich mocno wsparł Zdzisław Bykowski z Lubania, który też jest z Buchowskimi powiązany rodzinnie. Wykorzystując czas dodany w wyniku pandemii koronawirusa Zdzisław robił porządki w szufladach. W pudle z papierami przywiezionym z Sejn po śmierci rodziców trafił na dokumenty zachowane przez ojca, który był- jak pisze – osobą niezwykle skrupulatną. W kartoniku zachował się między innymi stary pożółkły list pisany niewprawną ręką.
Druga strona listu z Ameryki
Sugar Noth dnia 25 stycznia [bez roku]
Kochana mamu
list od was otrzymali i ot powiadamy na wieki wieku ameni donosimy wam że my tu obemei łaski boga jestesmy żywe i zdrowe czego i wam zyczym z duszy i serca i poroszym nam wybaczyc że my tak długo do was nie pisali bonam tak nie wypadali aterasz zasyłamy wam kochana mamu wielki ukłon i całujemy wam rence po niezliczone tysiency razy i życzymy wam dobrego zdrowia i czego sobie ot pana boga żądacie
teraz donosze za waszy syn Wincenty że posyłam wam kochana mamu 40 złotych na wasze potrzeby to tak ot bierzcie pieniędzy to zaresz otpięcie a teraz pytacie się kochana mamu że wiele wy macie wnuczków to donosim że macie pienc na imia anna i Jan i Juzek Helena i Stasia i wszystkie kłaniajo się babusi andzia wnuczka juz jest ożeniona na nazwisko jest Ostrowska wnuczek Jan ma już 21 rok a Zuziak 15 a Helena 11 a naimniejsza Stasia 9 i wszystkie zdrowe i zawsze wspominajo i muwio żeby mogli widzieć swoje babusie i tak wszystko u nasz po staremu nowin niema żadich [żadnych?]
jak tylko jeszcze rasz mywszyscy zasyłamy niskie ukłonyi zyczym wam wszystkiego dobrego tylko donosze wam że ja wasza synowa jestem nie bardzo zdrowa mam wielki ramatysz [reumatyzm?] i muszę wydawać piniądzy na doktory i pozostajem nazawsze wasze dzieci
Buchowskie
teraz zasyłamy niski ukłon siostrze andzi Razem zei [z jej?] menżowi i dzieciom
xxxx [?, słowo nieczytelne] że jak list otrzymali i niezadługo poslem Wam cokolwiek
adys [adres?] donas
Sugar noth pa men str. n. [numer?] 873
nortch ameryka [North America – Ameryka Północna]
Analiza moich danych o Buchowskich z Sejneńszczyzny pozwala wziąć pod uwagę jednego z 10 Wincentych, ulokowanych na moim drzewie. Najbardziej pasuje tu ten urodzony w 1878 roku w Łumbiach, syn Jana (1852- 1913) i Agaty Dąbrowskiej (1851- ?). Zwykle osoby urodzone i spędzające w rodzinnych stronach swoje życie mają spisany w parafii i akt zgonu. Tutaj było inaczej; nie miałem żadnych dokumentów ani informacji od żyjących, z wyjątkiem aktu urodzenia. Prawdopodobne jest, że przyczyną była emigracja Wincentego do USA. Podobnie było z jego starszym bratem Janem ur 8.04.1876 r. w Łumbiach.
Idąc tropem listu poprosiłem o pomoc Jay’a Orbika z Chicago, mojego kolegę z Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego, który na stronach amerykańskich wyszukał mi kilka istotnych dla sprawy dokumentów.
Mapa okolic Sugar Notch, gdzie mieszkali Buchowscy oraz Plains, miejsce pochodzenia Ostrowskich.
Razem z dokumentami znalezionymi w Internecie przeze mnie wyjaśniają one wiele okoliczności funkcjonowania rodziny, o których współcześni nie wiedzieli.
Jan i Agata Buchowscy
Rodzina Buchowskich z Łumbii, Jana (w latach 1874- 1891 doczekała się 9 dzieci. Troje pierwszych, Elżbieta 1874, Jan 1876 i Wincenty 1878 rodzili się w Łumbiach, natomiast następne; Józef 1881, Agata 1883, Rozalia 1885, Antoni 1886, Anna 1889 i Teofila 1891 – już w Zaleskich. Wynika z tego, że Jan z Agatą i dziećmi przenieśli się do Zaleskich w latach 1878- 81.
Znalazłem na genealogicznych stronach amerykańskich Wincentego Buchowskiego podróżującego w roku 1904 do Ameryki. I chociaż zapisany jest jako „Vensenty Buckowsky”, wiem, że to ten nasz. Wskazują na to pozostałe dane opisowe pasażera statku. Z portu Rotterdam w Holandii 4 marca 1904 roku statkiem „Noordam” Wincenty Buchowski płynął do Nowego Jorku, dokąd przybył 15 marca 1904 r. Na liście pasażerów figuruje jako kawaler lat 26, zamieszkały w Zaleskich (Zalesko), a zmierza do Jersey City. Wincenty umie czytać i pisać. Bilet opłacił mu brat Jan, do którego zmierza (Jersey City etc.) a Wincenty ma ze sobą 5 dolarów. Razem z nim podróżuje 3 innych Polaków, z których Andrzej Prima, rok młodszy też jest z Zaleskich i z biletem wykupionym przez brata Szymona zmierza do niego, do miejscowości Suger Notch, znanej nam z listu. Być może wszyscy czterej znali się wcześniej i byli umówieni na tę podróż przez ocean, albo w trakcie rejsu statkiem zżyli się ze sobą, co owocowało kontaktami na dłużej. Z pewnością nie przypadkiem aż do śmierci Wincenty Buchowski mieszka właśnie w niewielkiej miejscowości Suger Notch w stanie New Jersey.
Wincenty Buchowski na liście pasażerów statku
Kolejny z towarzyszy podroży, Adam Taczewski / Tarzewski jest starszy, ma 40 lat i żonaty. Pochodzi z Łopuchowa, był już w Ameryce w latach 1892- 1895, w Pitsburgu PA, jedzie do brata P.Tarzewskiego. Razem z nimi płynie statkiem Jakub Milewski lat 20, który zmierza do Brooklynu, do szwagra F.Orłowskiego.
W kwestii wymienionych w liście dzieci można mieć wątpliwości, bo pisząc do teściowej, że ma ona 5 wnuków synowa nie wskazała czy są to dzieci jednego syna czy dwóch. Jak już wiemy, Wincenty dołączył do Jana i razem tam żyli.
Siostra Wincentego, Andzia urodzona w 1889 roku wyszła za Adama Balewicza w 1912 roku, więc żeby dostać pozdrowienia „razem z mężem i dziećmi” musiała je urodzić i nimi się bratu za oceanem pochwalić. Dzieci rodziła w latach 1913- 1931, więc z tych lat lub późniejszych list pochodzi. Pisząc o przesłaniu 40 zł, żona Wincentego pewnie znała je z Polski. W latach międzywojennych polski złoty zaczął funkcjonować po reformie Grabskiego czyli po 29 kwietnia 1924 roku. Z Wikipedii wynika, że dziś kwota ta odpowiada ok. 600 zł, co na przesłanie prezentu zza oceanu wydaje się kwotą stosowną.
Można przypuszczać, że w imieniu Wincentego synowa pisała list do teściowej czyli Agaty Buchowskiej, a do rąk siostry Anny z Buchowskich Balewiczowej mógł on trafić dlatego, że matka czytać nie umiała albo po prostu na stare lata zamieszkała u córki. Jest też możliwa opcja, że z troski o pamiątki rodzinne, bystra córka wzięła list z Ameryki do siebie. W ten sposób historyczny list przechował się u Balewiczów w Sejnach.
Idąc tropem informacji z listu, że „…wnuczka Andzia jest już ożeniona i ma nazwisko Ostrowska” wyszukałem dokument jej ślubu z Leo Ostrowskim, który miał miejsce w Luzerne, PA w 1922 roku.
Mam też certyfikat ślubu jej syna Wincentego Leona Ostrowskiego z 20 listopada 1947 roku. Dokument jest nieco inny niż stosowane w naszych stronach. Jest to właściwie aplikacja przedmałżeńska zawierająca dane obu osób wchodzących w związek małżeński. Na jej końcu obok daty wypełnienia aplikacji wpisuje się rzeczywistą datę zawarcia małżeństwa. W przypadku Wincentego Leona i jego wybranki dzieje się to w dniach 20 i 29 listopada 1947 roku w miejscowości Plains, County (Powiat) Luzerne, Pensylwania. Dowiadujemy się, że wybranką syna Andzi jest Vera A. Pellegrini, z pochodzenia Włoszka, lat 21 czyli o rok młodsza od męża. Rodzina Pellegrini pochodzi z miejscowości Plains odległej niecałe 20 km od Suger Notch. Józef Pellegrini – ojciec Very i jednocześnie teść naszego Wincka urodził się we Włoszech i pracuje w zawodzie mechanika. Teściowa Josephine z domu Parlanti, także urodzona we Włoszech jest gospodynią domową.
Aplikacja przedmałżeńska przybliża nam także osobę Wincentego L. Ostrowskiego. Jest synem Leona, urodzonego w Warrior Run, niedaleko Sugar Notch, gdzie mieszka. Jego matką jest „nasza Andzia” z listu.
Jan Buchowski po kilkomiesięcznej chorobie zmarł 24 sierpnia 1948 roku w Sugar Notch w wieku 72 lat. Zostawił po sobie troje dzieci (Anna, John, Joseph) oraz siedmioro wnuków.
Nekrolog Jana Buchowskiego umieszczony w lokalnej gazecie
Ostatnim dokumentem pozyskanym przeze mnie do tej historii jest certyfikat śmierci Anny Ostrowskiej, córki Jana Buchowskiego i Michelle Frozensky, żony Leona Ostrowskiego, urodzonej 4 lutego 1902 r. w USA. Anna umiera w szpitalu Willkes- Barre 29 lipca 1963 roku w wieku 61 lat. O śmierci Anny informuje jej córka Vera Ostrowski zamieszkała w miejscowości Ashley, której dokładny adres pocztowy sprowokował mnie, żeby wysłać tam list z zapytaniem o rodzinę Buchowskich. Niestety moja wiara, że po 60 latach ta rodzina niezmiennie tam mieszka, została zachwiana. Mija już kilka miesięcy i odpowiedź nie przychodzi.
Certyfikat śmierci w 1963 roku Anny Ostrowskiej, córki Jana Buchowskiego
Analizując historie rodzin krasnopolskich, które emigrowały do Ameryki, z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że często już przed opuszczeniem rodzinnego kraju umawiały się one na wspólne życie za oceanem. Mam na to wiele dowodów, przede wszystkim zaś fakt, że młodzi ludzie wiązali się ze sobą zaraz po przybyciu do Ameryki. Internetu wtedy nie było, wiele osób było niepiśmiennych, ale nie gubili się po drodze i zwykle w wielkiej Ameryce znajdywali enklawy tworzone przez społeczność z wcześniejszego sąsiedztwa.
Przykładem takiej pary może być Konstanty Azarewicz i Anna Rynkiewicz. Ona urodzona 27 grudnia 1873 roku z Jana Jerzego Rynkiewicza (1841- 1878) i Elżbiety Benigny Łukaszewicz (1837- 1921), on syn Mikołaja (1827- 1904) i Aleksandry Kazimiery Makowskiej (1829- 1889) urodzony 20 grudnia 1860 r. we wsi Krasne parafii krasnopolskiej.
Anna emigrowała do Ameryki w roku 1889, a w roku następnym urodziła pierwsze dziecko– córkę Elżbietę Izabelę. 16 czerwca 1892 roku wyszła za Konstantego Azarewicza zwanego w USA Alexem. Był on na emigracji już kilka lat przed Anną i zdążył się tam wstępnie urządzić. Chyba nie przypadkiem wybrał sobie górnicze miasteczko w Pensylwanii, Shenandoah, które było nieźle obsadzone przez byłych mieszkańców Suwalszczyzny, w tym krasnopolan. Mocną pozycję mieli tam wcześniejsi emigranci, Rynkiewiczowie, z których chyba najważniejszy Józef (1848- 1928) https://zagowiec.wordpress.com/2017/01/26/pierwszy-w-ameryce/ był tam znanym i cenionym obywatelem, liderem społeczności lokalnej.
Po ślubie Anna i Konstanty Azarewiczowie dochowali się jeszcze pięciorga dzieci, które rodziły się w latach 1893- 1908. Pomyślne życie zamerykanizowanej już rodziny Azarewiczów przerwał wypadek w kopalni węgla Maple Hill, w której zatrudniony był Alex Konstanty. Pracował tam jako ekspert od pirotechniki. Zakładał ładunki, które rozsadzały skały dając dostęp do pokładów węgla. Feralnego dnia zdarzyły się rzeczy nietypowe. Trudno dziś stwierdzić czy był to błąd ludzki czy wada stosowanych do wybuchu materiałów. Po założeniu ładunku i odpaleniu lontu, Konstanty, jak zwykle w takich razach, uciekał na zaplecze. Tym razem uciec w czas jednak nie zdążył. Wybuch nastąpił niespodziewanie szybko, a odłamki skruszonych skał uderzyły uciekającego górnika w plecy. Rany były na tyle groźne, że Konstantego nie udało się już uratować. Jak relacjonuje lokalna gazeta, ekspert od wybuchów kopalnianych i ceniony w środowisku obywatel zmarł w szpitalu Fontain Springs 24 listopada 1909 roku. Żył zaledwie 48 lat, z czego 20 w miasteczku Shenandoah w Pensylwanii. Po jego śmierci na barkach żony pozostała szóstka niedorosłych jeszcze dzieci, z których najstarsze – Elżbieta Izabela miała 17 lat, najmłodszy Juliusz – ledwie roczek.
W nekrologach opisujących zmarłego tragicznie górnika wskazywano na jego obywatelską aktywność. Był członkiem miejscowej parafii katolickiej św. Stanisława, należał do Towarzystwa św. Kazimierza oraz Stowarzyszenia Obywatelskiego Pulaski, których przedstawiciele uczestniczyli w pogrzebie. Gazeta wspomina także, że zmarły był bratem Wincentego Azarewicza, znanego w Shenandoah właściciela hoteli, a ponadto w Starym Kraju pozostawił czterech innych braci.
Żona Konstantego Anna przeżyła męża o 51 lat i w wieku 87 lat zmarła w 1960 r. Nieco dłużej nawet żyła jej pierwsza córka Elżbieta Izabela Wiernicka, która zmarła w roku 1980 przeżywszy 90 lat.
Po Konstantym Azarewiczu pozostały w Ameryce dobre wspomnienia i potomkowie, a na cmentarzu w Shenandoah Highs pomnik nagrobny… z błędem. Najprawdopodobniej zawinił kamieniarz robiąc z Azarewicza „Azarawicza”.
Od dość dawna wiedziałem, że siostra mojego pradziadka Adama Szczudło, Wiktoria wyszła za Kazimierza Zielepuchę (1835- 1905). Potem jeszcze kilkukrotnie spotykałem to nazwisko w rejestrach i metrykach parafii Sejny, przeważnie wypisywanych dla mieszkańców wsi Zagówiec, która od lat 40. dziewiętnastego wieku była też wsią moich przodków Szczudłów.
Osobiście żadnego Zielepuchy nie znałem. Z czasem Witek Zielepucha z Sejn trafił do moich fejsbukowych znajomych, ale nie bardzo był zainteresowany. Wątek genealogii tej rodziny bardziej mnie zaciekawił kiedy zorientowałem się, że Zielepuchowie byli też skojarzeni z Kasperowiczami, na których drzewie genealogicznym i Szczudłowie mieli swój „udział”. Antonina Szczudło, córka Pawła i Marianny Gorczyńskiej w 1863 roku wyszła za Kazimierza Kasperowicza urodzonego w roku 1840 we wsi Tomasze. Jednak żadnych metryk dzieci tej pary nie odnalazłem. Antonina Kasperowicz już będąc mężatką, w roku 1870 występuje w metryce chrztu Anastazji Polens, córki Teodora i Konstancji Szczudło, swojej siostry. Umiera w 1905 roku we wsi Wiłkokuk, prawdopodobnie bezdzietnie.
W połowie czerwca tego roku, nazwisko Zielepucha, w wersji nieco zmienionej – Zielepuka, niespodziewanie pojawia się na fejsbukowym anglojęzycznym forum genealogów. Tym razem pisze nieznana mi wcześniej kobieta z Ameryki, Yelyzaveta Van Duker (fot. obok). Kiedy piszę, że jest to nazwisko z mojego rodowodu, ona wspomina, że jej mąż ma je na swoim drzewie genealogicznym. Kluczową osobą jest Bronisława Zielepucha (metryka powyżej), która ze swoją starszą siostrą Franciszką emigrowała do USA. Jej emigracyjny dokument wskazuje Zagówiec (oczywiście zapisany błędnie) jako miejsce urodzenia, natomiast akt zgonu Franciszki wymienia rodziców; Kazimierza Zielepuchę i Wiktorię Szczudło (również z błędami). Zachęcony odkryciem kolejnych kuzynów w Ameryce, wertuję zasoby metrykalne parafii Sejny i Berżniki. Udaje się znaleźć całkiem sporo metryk, a wśród nich namierzyć najstarszego w regionie, Benedykta, który urodził się w nieznanym dotąd miejscu około 1790 roku. Zmarł w Bierżałowcach w roku 1846. Prawdopodobnie miał dwie żony; Annę Byczkowską i Mariannę Mackiewicz. Z pierwszą spłodził Benedykt troje dzieci; Mariannę – ur 1827, Kazimierza – 1835 i Marcellę – 1839. Podobnie jak ojciec, Kazimierz też jest dwukrotnie żonaty. Pierwszą jego wybranką zostaje Rozalia Jachimowicz z Budziewizny, która rodzi mu czworo dzieci; Antoninę – 1862, Franciszka Leopolda – 1865, Józefa – 1867 i Wincentego. Dwoje pierwszych umiera po kilku dniach, Wincenty w wieku 18 lat, o Józefie brak informacji w dostępnych mi metrykach. Pierwsza żona Kazimierza Zielepuchy umiera w latach 1872-73 i wtedy owdowiały mężczyzna z dwójką małoletnich dzieci decyduje się na nowy związek. Jego wybranką zostaje Wiktoria Szczudło, młodsza o 10 lat córka Pawła Szczudło (1812- 1895) i Marianny Gorczyńskiej (1801- 1885). Drugie małżeństwo Kazimierza jest jeszcze bardziej owocne niż pierwsze i przynosi mu pięcioro dzieci; Kazimierę – 1874, Władysława – 1878, Rozalię – 1880, Franciszkę – 1881 i Bronisławę – 1886 r. Los Kazimiery nie jest szerzej znany, wiadomo jedynie, że w 1893 roku urodziła panieńskie dziecko – Franciszka, który żył tylko kilka tygodni. Nie wiadomo jaką przyszłość miał Władysław. W zasobach parafii Sejny są dwie metryki Rozalii, z których wiadomo, że żyła tylko dwa dni.
Ostatnich dwoje dzieci Kazimierza i Wiktorii Zielepuchów, Franciszka i Bronisława, emigruje do Ameryki. Franciszka opuszcza ojczyste strony już w 1901 roku, Bronisława dopiero w 1913 r., w 8 lat po śmierci ojca. Bronisława emigrowała statkiem NECKAR do Filadelfii.
Po doświadczeniach życiowych Benedykta i Kazimierza podwójne związki małżeńskie w rodzinie Zielepuchów nie powinny już dziwić. Podobnie i Bronisława dwukrotnie wychodzi za mąż, dwa razy za Litwinów pochodzących z okolic bliskich jej stronom ojczystym. Jej pierwszym wybrankiem jest Frank Gaidziunas (1877- 1925), z którym ma Bronisława troje dzieci; Franka, Jeanne i Pauline.
Drugi mąż Bronisławy to Peter Zukaitas (1897- 1956), urodzony w mieście Simnas na Litwie, z którym niedawna wdowa w wieku 42 lat doczekała jeszcze dziecka. Dano mu imię po matce, Bronisława, co w wersji amerykańskiej brzmiało nieco inaczej – Bertha (na zdjęciu powyżej: jako dziecko z rodzicami, Bronisławą i Petrem Zukaitas). Bertha Zukaitas (1928- 2014) była już w pierwszym pokoleniu „born American” i wyrastała w rodzinie wielojęzycznej, gdzie ojciec mówił po litewsku, matka po polsku, a ona po angielsku i wszyscy się rozumieli.
Partnerem życiowym Berthy został Tadeusz Miklas (na zdjęciu obok), żyjący w latach 1919- 2006, z pewnością mający także korzenie polskie. Małżeństwo to sprowadziło na świat dwoje dzieci; Lorraine i Toma. Lorraine wyszła za Bradforda Van Dukera. Ich dorobek rodzinny to troje dzieci: Scot, Laura i Mark.
Scot Van Duker na kilka miesięcy trafił do pracy w Kijowie, gdzie był zatrudniony w Konsulacie USA. Któregoś razu w konsulacie kijowskim prezentację o trybie pracy Ambasady USA w Warszawie pokazywała młoda anglistka, Yelyzaveta Avetysian. Oczarowany prezentacją a chyba bardziej urokiem młodej Ukrainki, Scot okazał wyrazy uznania, po których był ciąg dalszy. Zabrał „prezenterkę” ze sobą do Ameryki, gdzie została jego żoną. Dziś tworzą szczęśliwe małżeństwo z dwójką dzieci.
Wśród emigrantów do Ameryki mam sporo kuzynów, którzy tworzą barwne pary międzynarodowe, ale ta jest szczególnie międzynarodowa. Linia genealogiczna Scota to Polacy, Litwini, potem Belgowie, Holendrzy i Francuzi, ale również Anglicy, Szkoci i Irlandczycy. Na jej końcu jest żona Liza, po ojcu Ormianka, po matce Ukrainka. Brat Scota, Mark Van Duker ożenił się z dziewczyną z Chin. Jak widać, Ameryka wciąż jest dobrym miejscem do życia i pracy dla wszystkich nacji.
Na moim rozległym po latach dociekań drzewie genealogicznym mam wielu Rynkiewiczów, krewnych mojej ojcowskiej babki Marianny, wywodzącej się z Krasnopola. Część z nich emigrowała do Ameryki, nieraz zajmując w tamtej społeczności eksponowane stanowiska.
Jednym z przykładów może być doktor Stanley Rynkiewicz (1882- 1974), syn urodzonego w Polsce, w Żłobinie Józefa (1848- 1928) oraz Anieli Jankowskiej (1851- 1931). Stanley Rynkiewicz urodził się i wychował w Shenandoah w Pensylwanii. W tym też górniczym miasteczku, liczącym w okresie węglowego prosperity nawet 20 tysięcy mieszkańców, Stanley ukończył szkołę średnią- J.W.Cooper High School of Shenandoah. Następnie studiował medycynę, po czym podjął pracę lekarza. Przez większą część życia pracował w Kingston, miasteczku położonym o godzinę drogi w kierunku północno- wschodnim od jego rodzinnej miejscowości. Związany był z Nesbitt- West Side Hospital. Pracy lekarskiej nie zarzucił do końca życia. W wieku podeszłym zaniechał wizyt domowych u pacjentów, ale nadal przyjmował ich w swoim dwukondygnacyjnym, drewnianym domu na przedmieściach Kingston. W roku 1970 przeżył dramatyczną śmierć żony Sary Hummel Rynkiewicz, która zginęła pod kołami samochodu na ulicach Kingston. W tym podniszczonym przez powódź, która była następstwem tajfunu „Agnes” z czerwca 1972 roku, drewnianym domu mieszkał później już sam i tam w piątek, 20 grudnia 1974 roku zmasakrowanego znalazł sąsiad, fryzjer mieszkający po drugiej stronie ulicy. Ciało doktora leżało w kałuży krwi, a na głowie stwierdzono obustronne spłaszczenia czaszki. Okoliczności tego zdarzenia wskazywały, że doktor był bity, a śmierć nie nastąpiła natychmiast. Opisująca to tragiczne zdarzenie lokalna gazeta sugeruje, że prawdopodobnymi sprawcami zabójstwa 92. letniego doktora byli narkomani poszukujący tam leków narkotycznych, gdyż będące w mieszkaniu pieniądze nie były zabrane. Doktor Stanley Rynkiewicz pozostawił po sobie syna Stanleya (1910- 1996), który był dentystą w Carlisle, 20.tysięcznym mieście położonym półtorej godziny drogi na południowy – zachód od Shenendoah. Męska linia genealogiczna Stanleya Rynkiewicza (1882- 1947): → Józef (1848- 1928) → Józef (1820- 1888) → Józef (ok. 1770- 1846) → Szymon (ok. 1750- 1820).
Już kilka razy w mojej aktywności genealoga pomagałem innym w poszukiwaniu przodków. Niejednokrotnie mi także pomagano. Uważam, że tak trzeba. W środowisku osób, które mają takiego samego „bzika” musimy się wspierać, pomagać sobie nawzajem, a nawet nie zawsze oczekując na wzajemność. Są tacy, którzy twierdzą, że dawanie dostarcza więcej satysfakcji niż branie, więc może i dlatego.
Jedna ze starszych metryk Kwaterskich z Sejneńszczyzny; zgon Jakuba lat 52, syna Jakuba i Magdaleny z Kuzyńskich. Jakub zostawił po sobie żonę Zofię z Trockich. Rok 1810, wieś Daniłowce.
Ostatnimi czasy akcję pomocy genealogowi w potrzebie podjąłem około rok temu. Na angielskojęzycznym forum pojawił się wpis Amerykanina, który gdzieś w Polsce poszukiwał swojej zagubionej przed laty rodziny. Swojsko zabrzmiało mi poszukiwane nazwisko „Kwaterski”, bo wiedziałem, że Kwaterscy na Sejneńszczyźnie mieszkają. Ostateczny impuls do zainteresowania się tym dała mi forumowiczka z Warszawy, sugerując, że to może być rodzina z okolic Sejn. Sejny są moje, więc warto sprawdzić, pomyślałem. Dosyć szybko przekonałem się, że Kwaterscy są wielokrotnie notowani w parafii Sejny ale i w bliskiej Sejnom parafii Berżniki. Wertując metryki obu parafii, przy okazji poszukiwania swoich, przez kilka miesięcy „naszukałem” ponad 50 metryk. Na szczęście nazwisko było rzadkie a prawie wszystkie metryki dotyczyły mieszkańców dwóch wsi; Daniłowce w parafii Sejny oraz Wigrańce w parafii Berżniki.
U schyłku życia Izabela Balita z domu Kwaterska mogła uścisnąć krewniaka z Ameryki. Przystawańce, 21 sierpień 2018 r.
Swoje metrykalne zdobycze zaraz po wyszukaniu wysyłałem do Amerykanina, Jima Birdsalla. Jego entuzjastyczne reakcje przekonywały mnie, że warto było poświęcić czas na poszukiwania jego przodków, że warto pomagać. Po kilku miesiącach korespondencji skojarzyłem genealoga z Minnesoty z rodziną pod Sejnami. Słowa uznania i podziękowania usłyszałem i od polskiej strony. Wkrótce przeczytałem w mailu, że mój amerykański przyjaciel podjął naukę języka polskiego i że zdecydował się przyjechać do Starego Kraju. Stało się to w dobre pół roku od wyszukania pierwszych metryk czyli bardzo szybko. Oceniam to jako szybko mając na myśli innego Amerykanina, któremu pomogłem w podobny sposób, wyszukując w Polsce jego rodzinę, ale który będąc „bardzo zainteresowany” rodzinnymi korzeniami nie odwiedził Polski przez 15 lat.
Na zdjęciu: Jim Birdsall z żoną Karen, w środku A.Szczudło na tle jeziora Gaładuś.
Jim był inny, podjął wyzwanie od razu. Ja też stanąłem na wysokości zadania. Przywitałem go 20 sierpnia br. w Jenorajściu k. Sejn, w miejscu gdzie jedna z gałęzi Kwaterskich mieszka od 1929 roku. Teraz na 60 ha gospodarzy tu Stanisław syn Mariana (radny powiatu Sejny) a u jego boku szykuje się do następstwa Adrian Buchowski, zięć Stanisława. I tu mam niespodziewany zwrot akcji. Okazało się, że córka Stanisława, Barbara kilka lat temu wyszła za Adriana Buchowskiego. W ten sposób rodzina Kwaterskich skojarzyła się z Buchowskimi, a Buchowscy z Sejneńszczyzny to rozpracowana przeze mnie genealogicznie rodzina mojej mamy. I tak podejmując pomoc obcym sobie ludziom mogę ich teraz dopisać do swojego drzewa. Cóż z tego, że linia daleka i wspólny dla mnie i Adriana Buchowski żył w czasach napoleońskich? Mamy link do siebie i wspólnego teraz krewniaka w Ameryce.
Szczęśliwym trafem Stanisław Kwaterski nie zajmując się genealogią zachował przed utratą stary kuferek a w nim na oko zbędne papiery. Faktycznie zbędne nie były. Obaj z Jimem uznaliśmy je za skarby. W kuferku, który zaliczył podróż do Ameryki była spora kolekcja zdjęć rodzinnych oraz pakiet korespondencji z amerykańską rodziną.
Mnie najbardziej ucieszył list z 1935 roku pisany przez kuzyna Kwaterskich Williama J. Sarokę z Shenandoah. Uradowała nie treść listu, ale fakt, że był wysłany właśnie z Shenandoah. To w tej 5.tysięcznej dziś miejscowości w 2014 roku buszowałem z rodziną po cmentarzach znajdując dziesiątki nagrobków moich Rynkiewiczów oraz setki innych znanych z Sejneńszczyzny nazwisk. W latach boomu węglowego miasteczko Shenandoah w Pensylwanii było Mekką moich krajanów. Listy Rynkiewiczów z linii mojego ojca niestety się nie zachowały, ale mamy korespondencję Kwaterskich.
List Leonarda Kwaterskiego wysłany w 1837 roku z Pittsburgha do bratanka Wacława Kwaterskiego, który po kilkuletnim pobycie w Ameryce wrócił do kraju i kupił posiadłość we wsi Jenorajście k. Sejn. Wacław zamierzał zostać w Ameryce na stałe, przygotowywał dokumenty do uzyskania obywatelstwa amerykańskiego, ale zmienił zdanie po wypadku w kopalni. Wrócił do Polski z szyną w nodze i żył do 1986 roku.
Te już nadwątlone zębem czasu listy będą ilustracją barwnych historii obu gałęzi; polskiej i amerykańskiej rodziny Kwaterskich.
Rodzina Kwaterskich z amerykańskimi krewniakami. Sejny, 21 sierpnia 2018 r.
Historia rodu Sosnowskich w Krasnopolu zaczyna się na początku XIX wieku, kiedy to za sprawą ożenku osiedlili się tu Wojciech (1771- 1833) i Michał Sosnowscy (ok. 1772 – ?). Prawdopodobnie przybyli po 1792 roku, ponieważ w spisie mieszkańców miasta Krasnopol z tego roku nazwisko takie się nie pojawiło. Żoną Michała była Katarzyna Poźniak a Wojciecha Łucja Preczkajło, córka Pawła. Obie wybranki Sosnowskich pochodziły z rodzin, które osiedliły się na tych ziemiach tuż po założeniu Krasnopola. Wojciech Sosnowski urodził się w parafii Suwałki, ale niestety, w księgach metrykalnych nie zachowała się jego metryka urodzenia, którą dostarczył przed drugim ślubem. Informuje o tym jedynie skromny zapis w metryce ślubu. Wojciech Sosnowski z rodziną mieszkał w Krasnopolu przy ulicy Żłobiańskiej, a następnie przy Grodzieńskiej, natomiast Michał przy ul. Wysokiej. W 1812 roku pojawił się w Krasnopolu Antoni Sosnowski, który przybył tu również za sprawą ożenku, a urodzony był we wsi Brody parafii suwalskiej. Antoni mieszkał przy ul. Kalwaryjskiej, krótko bardzo, bo już w rok po ślubie zmarł. Być może Wojciech i Michał też pochodzili z tej samej wsi, jednak nie ma co do tego pewności. Oprócz Krasnopola rodzina o tym nazwisku zasiedlała również wieś Gremzdy Polskie w parafii krasnopolskiej. Potomkowie Sosnowskich z Krasnopola i z Gremzdów Polskich przetrwali do czasów współczesnych.
Akt urodzenia Wiktoryi Rynkiewicz
Z małżeństwa Wojciecha i Łucji urodziło się sześcioro dzieci, z których pięcioro zmarło dość wcześnie. Pozostała jedynie córka Dorota Franciszka. Kiedy miała 3 lata zmarła jej matka Łucja Sosnowska z Preczkajłów licząca około 40 lat. Wojciech ożenił się po raz drugi, z panną z Krasnopola, Zofią Kibisz. Z drugiego małżeństwa urodziło się troje dzieci: Maciej, Magdalena i Kazimierz Józef. Małżeństwo Wojciecha i Zofii trwało 12 lat i zakończyło się śmiercią Wojciecha, który miał wtedy około 62 lata. Pozostały po nim dzieci: Dorota – 15 lat, Maciej – 11, Magdalena – 9 i Kazimierz Józef – 6 lat. Nieznane są losy tej rodziny po śmierci ojca. Wiadomo tylko że Dorota, córka z pierwszego małżeństwa, była służącą w Krasnopolu. Kiedy miała 25 lat poślubił ją Jan Węgrzynowicz, młodzieniec z Krasnopola. Przez kolejne 12 lat Zofia Sosnowska z Kibiszów pozostała wdową, zmarła mając około 55 lat. W metryce zgonu odnotowano, iż utrzymywała się z pomocy dzieci, których pozostawiła troje. Jak widać nie uwzględniono czwartego dziecka, Doroty z pierwszego małżeństwa. Być może macocha i przyrodnie rodzeństwo traktowali ją „inaczej”. W chwili zejścia Zofii, dzieci Maciej i Magdalena mieli już założone własne rodziny, Kazimierz Józef ożenił się w dwa lata po śmierci matki.
Maciej Sosnowski żonaty z Franciszką Santor mieszkał w Krasnopolu. W małżeństwie przeżył 11 lat. Mając 31 lat zmarł. Pozostawił po sobie potomstwo. Jego owdowiała żona Franciszka z Santorów wyszła za mąż za Mateusza Nowela z Wysokiego Mostu.
Magdalena Sosnowska poślubiona przez Józefa Bogdanowicza z Frącek przeniosła się na gospodarstwo męża. W Krasnopolu pozostał Kazimierz Józef Sosnowski w dalszych metrykach zapisany jednym imieniem Józef. Nie ma wątpliwości, że dotyczy to jednej i tej samej osoby.
Józef Sosnowski w 1846 roku poślubił Magdalenę Annę Możejko, pannę z Krasnopola o rodowodzie najstarszych mieszkańców Krasnopola. Jako ciekawostkę należy dodać że w załączniku do aktu założenia Krasnopola odnotowano osiedlenie się pradziadka Magdaleny; „Adnotacyja słobody objętej mieszczan krasnopolskich. Primo z roku 1770 od dnia 24 Junii na placu rynkowym Antoni Suborniski, na placach ul. Rudomińskiej Daniel Czurkowski, Jerzy Sakowicz, Piotr Popowicz, Jan Rogowski, Bartłomiej Makarewicz i Stefan Preczkayło. Na placach ul. Sejneńskiej- Michał Grzędziński, Maciej Poźniak. Secundo z roku 1771 od dnia 24 Junii na placach rynkowych Jan Chrapowicki, Maciej Krotoszyński, Maciej Januszkiewicz. Na placach ulicy Sejneńskiej Jerzy Kierszewicz, Stefan Rupiński, Józef Dyciewski, Wojciech Dyciewski, Marcin Poźniak. Na placach ulicy Wigierskiej Kasper Możeykanis….”
Prawdą jest, że w powyższym dokumencie rachmistrz Antonio Wołkowycki zniekształcił nazwisko pradziadka Magdaleny. Niezaprzeczalnie prawidłowo brzmiało ono „Możejko”, ponieważ w takiej wyłącznie wersji jest ono zapisane we wszystkich metrykach z późniejszych okresów.
Józef i Magdalena Sosnowscy mieszkali w Krasnopolu, byli gospodarzami. Z ich małżeństwa urodziło się dziesięcioro dzieci, które niestety umierały już w wieku dziecięcym. Przy życiu pozostało tylko dwoje, Adam i Teressa. To one założyły własne rodziny, Teressę poślubił Antoni Bazylewicz z Remieńkinia w parafii wigierskiej, natomiast Adam zawarł pierwszy związek małżeński z Franciszką Szymańską urodzoną w Remieńkiniu. Z pierwszego małżeństwa urodził się syn Józef, którego los nie jest znany do 1910 roku. Jego matka Franciszka zmarła po niespełna trzech latach małżeństwa. Adam Sosnowski został wdowcem i wtedy zawarł drugi związek z Dominiką Grzędzińską z Pawłówki parafii krasnopolskiej. Z tego małżeństwa urodziło się pięcioro dzieci, w tym Antoni, który jako dorosły mężczyzna wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam ożenił się z emigrantką z Jeglówka, Wiktoryą Rynkiewicz, córką Mikołaja i Julii Karłowicz. Małżonkowie doczekali potomstwa, tam też pozostali do końca swego życia. Dalsze losy tej rodziny opisane w genealogii linii rodowej Wiktoryi Rynkiewicz.
Pomnik nagrobny Antoniego i Wiktoryi Sosnowskich
Druga małżonka Adama, Dominika z Grzędzińskich zmarła po 17 latach małżeństwa. Jego ponowne małżeństwo, trzecie z kolei zawarte z Teodorą Wiktoryą Mackiewicz doczekało czworga dzieci.
Powyższa genealogia została opisana na podstawie metryk do 1910 roku. Dalsze losy potomków Adama Sosnowskiego znane są jego bliższej rodzinie.
Lucyna Panasewicz, lucynapanasewicz@wp.pl
Autorka powyższego opracowania, Lucyna Panasewicz urodziła się i wychowała w Krasnopolu, mieszka w Sokółce. Pochodzi z rodziny Rydzewskich, która w ciągu prawie 250 lat wspólnej historii kilkakrotnie kojarzyła się z Rynkiewiczami. Jest żoną, matką i babcią. Od połowy 2014 roku, kiedy przeszła na emeryturę, całkowicie oddana genealogii rodzin krasnopolskich, przede wszystkim Rydzewskich i Rynkiewiczów, ale także Daniłowiczów, Dawidowiczów oraz Izbickich.