• Wstęp
    • Kontakt
  • Szczudło
  • Buchowski
  • Rynkiewicz
  • Obywatel

Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów

~ Genealogia moje hobby

Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów

Category Archives: Rynkiewicz

Genealogia Rynkiewiczów z okolic Sejn (Wiłkokuk, Sejny, Żłobin, Krasnopol, Orzechowo, Jegliniec, Stabieńszczyzna).

Kuzynka Karalee odszukana

10 Piątek Lu 2017

Posted by dziklin in Rynkiewicz, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Karalee, Krasnopol

W pogoni za Rynkiewiczami z całego świata, ufny w nieograniczone możliwości Internetu, gdzieś przed 2007 rokiem, trafiłem na Karalee Jackman z Utah, USA. Oczywiście miała polskie korzenie, oczywiście z Rynkiewiczów. Nie wiedzieliśmy jednak czy z naszych? Karalee prezentowała się jako idealna mama sporej gromadki dzieci, trzech chłopaków i dwóch dziewczynek. Zainteresowana fotografią, w 2008 roku uruchomiła stronę internetową, łączącą jej hobby z genealogią rodzinną.

dzieci-rynk


W trwającej kilka lat sympatycznej korespondencji poznaliśmy who is who, ale niestety nie znaleźliśmy dowodów na wspólnego przodka. Ze względu na hakerskie włamanie na moje konto pocztowe prowadzone w bezpiecznej z pozoru domenie yahoo.com, utraciłem wszystkie jej maile. W ten sposób w jednej chwili kontakt z potencjalną kuzynką został stracony. Bardzo ubolewałem nad tym, al nic nie mogłem zrobić. Pocieszałem się tym, że wykazałem roztropność drukując wcześniej niektóre z nich. Był tam jej adres, ale na moje zapytania z innego, nieznanego jej adresu nie odpowiadała. Może zawinił program antyspamowy, który pocztę od kontaktów spoza oficjalnego adreśnika odrzucał do spamu, myślałem. Niezależnie od tego, od czasu do czasu ponawiałem próby kontaktu. Ostatnio miało to miejsce przed rokiem, kiedy dzięki pomocy Lucyny Panasewicz wyjaśniła się relacja rodzinna Karalee z naszymi Rynkiewiczami. Od tego czasu mamy pewność, że to nasza daleka krewniaczka.

antoni-victoria-sosnowski-julia-and-joan

Babcią Karalee była Wiktoria Rynkiewicz (1887- 1973), która w 1911 r. w Connecticut wyszła za Antoniego Sosnowskiego (1881- 1959). Obojga widzimy na zdjęciu obok. Rodzice Wiktorii to Mikołaj Rynkiewicz (1859- 1920) i Julia Karłowicz (1858- ?). Amerykańscy potomkowie Wiktorii mało mieli informacji o rodzinie w Starym Kraju, ale przypuszczali, że pochodzi z Suwalszczyzny. W poszukiwaniu rodzinnych korzeni nie pomagało im to, że potomkowie nazwiska pionierki używali w wersji „Renkwicy” lub „Renkiewicy”. Dopiero w ostatnich latach odkryli, że oryginalna pisownia powinna brzmieć: „Rynkiewicz”. Mając takie dane podjęli energiczne działania w kierunku odszukania polskich krewniaków. W maju 2013 r. do Polski wybrała się matka Karalee wraz z jej siostrą. Wynajęły profesjonalnego genealoga, z którym odwiedziły Archiwum Państwowe w Suwałkach. Udało im się znaleźć tam metryki licznych członków rodziny, o których istnieniu do niedawna nie mieli pojęcia. Nie poniechali także próby spotkania ich w Krasnopolu i okolicach. Tak więc po latach wyjaśniły się losy rodziny z obu stron. Wątki amerykańskie są już opisane po angielsku i wkrótce na ich podstawie zamierzam podzielić się nimi z czytelnikami bloga.

Niezależnie od odkryć Amerykanów i ich wizyty w Polsce, na podstawie odszukanych metryk, tablice genealogiczne Wiktorii Rynkiewicz i Antoniego Sosnowskiego sporządziła Lucyna Panasewicz, dzięki czemu można było potwierdzić „podejrzenie” o pokrewieństwo sprzed lat. John J.Rynkiewicz z Bufallo pomógł ponownie nawiązać kontakt z Karalle Jackman. Tak więc wysiłkiem wspólnym kilku osób udało się odtworzyć nieznane wątki historii rodziny Rynkiewiczów z Krasnopola, zarówno te po polskiej jak i amerykańskiej stronie.

Andrzej Szczudło

Pierwszy w Ameryce?

26 Czwartek Sty 2017

Posted by dziklin in Rynkiewicz, Wszystkie wpisy

≈ 2 Komentarze

Tagi

Krasnopol, pionier, Rynkiewicz, Shenandoah

Historia rodziny Rynkiewiczów umownie nazwanych przeze mnie krasnopolskimi, zaczyna się w połowie XVIII wieku, około 1750 roku, kiedy to urodził się Szymon Rynkiewicz. Dotąd miejsce jego urodzenia jak i pochodzenia całej linii nie są znane. Zarówno mi jak i innym osobom, które zgłębiały genealogię Rynkiewiczów z Sejneńszczyzny nie udało się znaleźć wcześniejszych metryk. Domyślamy się jedynie, że Szymon mógł pochodzić z terenu dzisiejszej Litwy. Trudno powiedzieć w jakich okolicznościach, z jakiego powodu i kiedy pojawił się pod Sejnami. Wiadomo jednak, że pierwsze swoje kroki skierował do wsi Wiłkokuk, położonej niedaleko Berżnik, tuż przy dzisiejszej granicy polsko- litewskiej. To tam około 1767 roku urodziło się pierwsze z jego ośmiu dzieci (sami synowie), syn Kazimierz i być może dwóch następnych – ok. 1770 r. Józef i ok. 1774 r. Antoni. Kolejne dzieci, wnuki i dalsze pokolenia rodziły się już w innych miejscowościach sukcesywnie zasiedlanych przez Rynkiewiczów. Do najbardziej znanych należą; Żłobin, Krasnopol. Orzechowo, Stabieńszczyzna, Jeglówek.

kościół

kościół w Krasnopolu

Dobre sto lat po urodzeniu Szymona, Rynkiewiczów było na Sejneńszczyźnie stosunkowo dużo, ale nie wiemy czy to tylko ten fakt nadmiernego zagęszczenia i bieda rosnąca wraz z kolejnym podziałem majątku sprawił, że niektórzy z nich pomyśleli o emigracji do Ameryki. Być może rzeczywistym powodem było coś innego; represje carskie po powstaniu styczniowym 1863 roku czy może nowa moda? Faktem jest, że zaczęli wyjeżdżać. Pierwszym z nich był Feliks Rynkiewicz (1845- 1904), syn Józefa (1820 – ??) i Wiktorii Tarleckiej (1817- ??), ale to to jego młodszy brat Józef, urodzony 15 marca 1848 roku doszedł tam do najwyższych funkcji i zaszczytów.

rynk_jozef_family

Józef emigrował do Ameryki w 1872 roku. Najpierw trafił do Gilberton w stanie Pensylwania, potem na krótko do miejscowości Lansing w stanie Michigan, aby ostatecznie osiąść w górniczym miasteczku Shenandoah, Pensylwania, które w owym czasie przeżywało rozkwit. Złoża węgla kamiennego w regionie i zapotrzebowanie na węgiel sprawiły, że w krótkim czasie liczba ludności Shenandoah wzrosła z 5 do 20 tysięcy osób. Józef znalazł tam swoje miejsce na resztę życia. Najpierw pracował jako górnik, ale po wypadku w kopalni, który miał miejsce w 1882 roku, zmienił zajęcie. Po rocznej rekonwalescencji, w 1883 roku zaczął prowadzić sklep spożywczy, a potem był agentem okrętowym i wspólnie z bratem Feliksem zajmował się sprzedażą nieruchomości. Był tam pionierem a inni podążali za nim, uruchamiając różne interesy; tawerny, sklepy, fabryki butelek itd.

Rynkiewicz Józef

Około roku 1878, a więc 6 lat po przybyciu do Ameryki, Józef ożenił się z trzy lata młodszą od siebie Anielą Jankowską, córką Antoniego i Józefiny. Aniela urodziła się 4 marca 1851 r. w Kalwarii na ówczesnej Suwalszczyźnie (dziś to teren Litwy). Biorąc więc pod uwagę ogrom przestrzeni oceanicznej, jaką w drodze do Ameryki oboje pokonali, była więc w Starym Kraju niedaleką sąsiadką Józefa (42 km dzieli Krasnopol od Kalwarii). Trudno jednak po latach powiedzieć czy znali się zanim wyjechali za granicę. Sądząc po nagrobkach na cmentarzach w Shenandoah (cmentarzy jest tam aż 10; polski, litewski, itd. ), po informacjach wydobywanych po latach z amerykańskich archiwów, nasi Rynkiewiczowie nie czuli się tam sami. Cmentarze aż roją się od nazwisk typowych dla regionu, z którego pochodzili. Józef Rynkiewicz miał tam dwóch starszych braci, Feliksa z żoną Dominiką Andruczyk i Jana Jerzego (1841- ??) ożenionego z Elżbietą Łukaszewicz (1836- 1921), a jego żona Aniela siostrę – Antoninę ur. 12.03.1858 r., która wyszła za Michała Makarewicza. Był tam jeszcze bliżej nieokreślony szwagier Franciszek Luto.

W górniczym miasteczku Shenandoah, które lata świetności ma już za sobą, do dziś kultywuje się związki z Sejneńszczyzną, o czym może świadczyć chociażby fakt, że Shenandoah nazywano „Małą Litwą”. Jak Powiat Sejneński jest największym skupiskiem Litwinów w Polsce, tak w Shenandoah amerykańskich Litwinów było najwięcej. Wyczytałem to na tablicy umieszczonej w centrum miasta. Napis głosi:


„Mała Litwa. Centrum osadnictwa litewskiego od końca lat 1800. Społeczność powiatu Schuylkill miała największe skupienie litewskiej diaspory w USA. Wielu z tych emigrantów przyciągnął przemysł węglowy. Miejscowi rycerze Litwy, zgodnie z najstarszymi tradycjami zachowują i celebrują jej narodowe dziedzictwo. Andrius Stupinskas, który założył jedną z pierwszych kongregacji litewskich katolików Ameryki (1872) pochowany jest na cmentarzu Świętego Grzegorza.”

rynki_jozef2

Józef Rynkiewicz pracowicie spędził życie w swojej drugiej ojczyźnie, zostawiając tam trwały ślad. Możemy przeczytać o tym w opracowaniu pt. Polacy w Shenandoah autorstwa siostry zakonnej M.Accursia, gdzie nasz Józef Rynkiewicz wymieniany jest jako jeden z pierwszych. Więcej o jego osobie jak i dokonaniach mówi nekrolog zamieszczony 29 czerwca 1928 roku w lokalnej gazecie. Jego treść w tłumaczeniu własnym cytuję w pełnym brzmieniu.

joseph_rynkiewicz_obit_fri_06291928_pg12

Ś m i e r ć  j e d n e g o  z  l i d e r ó w  m i a s t a

Józef Rynkiewicz, prominentny urzędnik bankowy i były handlowiec.

Józef Rynkiewicz w wieku 80 lat, jeden z reprezentantów biznesu Shenandoah i najstarszych mieszkańców krótko po godzinie 13.00 zmarł w swoim domu nr 125 przy South Main Street. Pan Rynkiewicz zachorował kilka miesięcy temu, ale jego stan zdrowia nie był zły, aż do końca kwietnia, kiedy to trafił do łózka i zaczął stopniowo słabnąć, aż do dzisiejszego zejścia. Zmarły przybył do Shenandoah z Polski 56 lat temu (1872 r. – przypis mój). W 1880 roku Rynkiewicz wszedł do biznesu spożywczego pod powyższym adresem, kontynuując go aż do śmierci. Był jednym z założycieli Citizens National Bank i przez wiele lat pełnił funkcję prezesa. Pozycję tę utrzymał aż do śmierci. Był także założycielem Citizens Society (stowarzyszenie obywatelskie) i wielu innych organizacji. Należał do wspólnoty kościelnej parafii Św. Stanisława. Pan Rynkiewicz jako jeden ze skromnych i spokojnych ludzi cieszył się wielkim poważaniem. Był biznesmenem w każdym calu, całkowicie oddanym sprawom biznesu, co czyniło go jednym z wyróżniających się postaci społeczności lokalnej. Pozostawił po sobie żonę Amelię i następujące dorosłe już dzieci;

Sarah L. – w domu gdzie mieszkał, dr Stanleya w Kongston, Elizę – nauczycielkę, dyrektorkę szkoły podstawowej, Z.F. – powszechnie znanego adwokata, Vondę C. w Allentown i dr Josepha B. Rynkiewicza z New Bloomfield.

Tytułowe pytanie o pierwszego Rynkiewicza w Ameryce ma dwie odpowiedzi; pierwszym kalendarzowo, który postawił stopę na indiańskim kontynencie był Feliks Rynkiewicz, ale pierwszym pod względem rangi niewątpliwie był Józef Rynkiewicz.

Tekst przygotowany na podstawie materiałów Johna Noela Latzo z Chalfont, PA, który miał ojca Słowaka, ale matkę z Rynkiewiczów. Analizując nasze relacje genealogiczne uznał, że jesteśmy krewnymi w jedenastym pokoleniu.

Andrzej Szczudło

 

Sięgamy DNA

26 Sobota List 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Rynkiewicz, Szczudło, Wszystkie wpisy

≈ 1 komentarz

Tagi

DNA, Normanowie, Oziembłowski

O wykorzystaniu DNA w genealogii rodzinnej pierwszy raz słyszałem na zebraniu w Śląskim Towarzystwie Genealogicznym, kiedy wzięła się za to Marysia Odrowąż. W jej przypadku chodziło o udowodnienie pokrewieństwa jej męża Władysława Odrowąża z błogosławionym Jackiem Odrowążem, który zmarł kilka wieków temu. Na pierwszy rzut oka, oka laika zadanie wydawało się nieprawdopodobne. Jednak wkrótce okazało się, że zachowały się kości świętego i dzięki temu można było uzyskać jego genotyp. Badanie było skuteczne, chociaż pokrewieństwo Władysława ze świętym nie zostało potwierdzone. Korzyścią dla tych, którzy wykazali zainteresowanie, a więc i dla mnie, było zwrócenie uwagi na nową metodę potwierdzania więzów krwi. Kolejnym etapem w moim dojrzewaniu do zajęcia się tematyką wykorzystania genetyki w genealogii było spotkanie z dr Maciejem Oziembłowskim, który miał wykład na zebraniu ŚTG we Wrocławiu.
To spotkanie na długo zostało w mojej pamięci. Przekonało mnie, że genetyka może odpowiedzieć na pytanie skąd przychodzimy i być pomocna kiedy zawiodą archiwa.
W 2012 roku uświadomiłem sobie, że jestem szczęściarzem mając przy życiu ojca, liczącego ponad 80 lat. Za bycie szczęściarzem warto zapłacić – uznałem. Dlatego też zdecydowałem się wydać pieniądze na przebadanie. Pakiet do testu zamówiłem w Kalifornii rejestrując się na stronie FTDNA. Uspokajał mnie fakt, że Polacy byli tam wśród administratorów i że był prowadzony Polski Projekt. Rejestrując się zmuszony byłem skompilować dane ojca z moimi, bo przecież staruszek tylko pobieżnie „był w temacie” i zgodził się tylko użyczyć śliny. Ponadto poczty mailowej i Internetu nie używa, a kierowanie na jego adres tradycyjnej, papierowej poczty niepotrzebnie wydłużyłoby cały proces o kilka dni niezbędne, aby przesyłka pokonała dzielący nas dystans 650 km ze Wschowy, gdzie mieszkam do mojego ojca pod Sejnami. Tak więc w rejestracji na FTDNA podałem dane osobowe ojca, ale dane kontaktowe swoje. Następnie zamówiłem pakiet do testu, płacąc kartą kredytową. Po kilku tygodniach pakiet testowy dotarł na miejsce i można było działać. Nie od razu jednak, gdyż dzieliła nas wspomniana wyżej odległość 650 km. Musiałem poczekać na okazję wyjazdu do rodziców, która zwykle zdarza się u mnie 2- 3 razy w roku. Wyjazdu oczekiwałem spokojnie, bo w międzyczasie wypytałem fachowców czy test nie straci ważności leżąc kilka miesięcy.
Pobranie śliny odbyło się zaraz po przyjeździe do Sejn. Dokonał tego mój młodszy syn Karol, który jako magister farmacji był najbliżej branży medycznej. Doświadczony w pracach laboratoryjnych zrobił to szybko i bez zbędnych emocji. Nazajutrz po tym test trafił na pocztę. Po kilkunastu dniach mailem otrzymałem wiadomość, że próbka dotarła do laboratorium w Kalifornii i rozpoczęły się badania. Kilka tygodni później kolejny komunikat głosił, że wyniki już są i można je pobrać na swój komputer. Wersja przygotowana dla klienta miała postać certyfikatu w pdf, którą zaraz sobie wydrukowałem. Wynik niewiele mi mówił; ot, zwykłe ciągi cyfr przypisanych do odpowiednich markerów.

zygi_dna

Badanie DNA mojego ojca odbywało się na poboczu moich coraz intensywniejszych poszukiwań genealogicznych. Gromadząc dane wszystkich Szczudłów, gdyż na początku swojego zaangażowania w genealogię uznałem, że nazwisko jest rzadkie i jest duże prawdopodobieństwo pozbierania wszystkich na jednym drzewie, stwierdziłem, że sporo nieznanych nam dotąd „nosicieli naszego nazwiska” jest w niedalekiej okolicy. Od razu założyłem, że zarówno Szczudło spod Augustowa, jak i ten spod Raczek mogą być moimi krewnymi. W końcu wszystkie te trzy ośrodki dzieliła od siebie odległość nie większa niż 60 km. Problem jednak polegał na tym, że nie znałem nikogo z linii raczkowskiej, metryk z ich parafii nie udało się nigdzie znaleźć, a augustowscy byli mało zainteresowani  moimi teoriami. Przełom nastąpił niespodzianie, kiedy w przypadkowej rozmowie telefonicznej z osobą losowo wybraną z listy Szczudłów mających telefon, usłyszałem, że mieszkający w Białymstoku Jan Szczudło pochodzi z Raczek.  Entuzjazm mój nie znał granic, bo mieszkającej w Polsce rodziny z Raczek poszukiwałem od czasu pobytu w USA, w 1987 roku. Wynaleziony wtedy w książce telefonicznej Chicago Casimir Szczudlo przypisany był do tej rodziny i sporo mi o niej opowiadał. Teraz, po ponad 20 latach, kiedy Casimir już nie żył okazuje się, że mam do nich kontakt, a nawet jeden z nich mieszka … w Chicago.

Kilka miesięcy później, w Białymstoku doszło do mojego spotkania z Janem Szczudło. W sympatycznej rozmowie wyjaśniliśmy sobie who is who i co mamy do zrobienia. Dogodną okolicznością okazał się fakt, że Jan miał syna Jerzego, od ponad 20 lat mieszkającego w Chicago. Kolejny mój fart to okoliczność, w której już po pierwszych kontaktach mailowych Jerzy dał się przekonać do moich zamiarów przebadania DNA jego ojca i chętnie wyłożył na to stosowną kwotę.

Badanie zostało załatwione stosunkowo szybko, w grudniu 2013 roku i zaraz po nim na moim (ojca) koncie firmy badającej pojawił się komunikat o trafieniu, po angielsku – Match. Analiza komunikatu i porównanie obu certyfikatów nie budziło wątpliwości; Zygmunt i Jan mają wspólnego przodka. Przekonywał o tym fakt, że na 37 markerów, aż 35 było identycznych, a jedynie dwa nieco odbiegały od siebie. Obu panów dzielił dystans określony tajemniczą cyfrą „2”. Na pytanie, co mogę dalej z tym robić, dr Oziembłowski odpowiedział, że nic konkretnego. Trafienia to osoby, które z moim ojcem mają wspólnego przodka w linii męskiej. Od tego czasu trwam w przekonaniu, że odnalazłem rodzinę ojca, ale jak daleką nie wiem. Niemniej kontakty zostały zawarte i utrzymane, zarówno z Janem i jego żoną Krystyną z Białegostoku, jak i z Jurkiem z Chicago (przez Skype’a, mailem i telefonicznie). Latem 2014 roku podczas pobytu w USA doszło do mojego spotkania z krewniakiem. Po raz pierwszy w życiu mogliśmy się spotkać, spojrzeć sobie w oczy, porozmawiać. Uczestniczyła w tym również Sue Schlueter, krewniaczka wcześniejszych emigrantów raczkowskich, o których w 1987 roku opowiadał mi Casimir Szczudlo. Sue pokonała spory kawał drogi z Michigan, gdzie mieszka, aby spotkać się z nami w Chicago. Otrzymałem od niej raport z amerykańskiego losu naszych raczkowskich przodków. Rzecz jest dosyć obszerna i po angielsku, więc czekam na emeryturę, żeby to w całości przetłumaczyć, przeanalizować i ewentualnie wykorzystać do własnych publikacji.

Wisienką na torcie moich potyczek z DNA stała się informacja, że w genach mojego ojca znalazły się elementy normandzkie, dosyć rzadkie w chromosomach większości Polaków. Znów powróciło pytanie, co z tym mogę zrobić? Nie mając odpowiedzi zareagowałem pozytywnie na prośbę prowadzących Family Tree DNA o dołączenie do Projektu Normandzkiego. Co to dla mnie przyniesie, jakie da odpowiedzi o pochodzeniu rodziny, nie wiem. Wiem, że jest pożywką dla barwnych wyobrażeń o Wikingach w rodzinie. Podsycają je stale otrzymywane komunikaty o osobach z całego świata, w których określono podobne, normandzkie geny.

Moje główne zadanie w genealogii Szczudłów, do którego zaprzęgnąłem genetykę, polegało na udowodnieniu, że trzy linie sąsiadujących ze sobą na terenie północno- wschodniej Polski Szczudłów, mają wspólnego przodka. O ile udało się to w zakresie dwóch rodzin, z Sejn i z Raczek, to nie zostało zbadane dla rodziny z Augustowa. Uciekła szansa wykorzystania do badania najstarszego, męskiego członka rodziny, Stanisława Szczudło, który wiekowo był w pobliżu mojego ojca Zygmunta (linia Sejny) oraz Jana (linia z Raczek). Zmarł w 2014 roku. Pozostaje teraz opcja nieco mniej dogodna, ale wciąż sensowna, wykorzystania do badania DNA jednego z jego trzech synów: Piotra, Wacława lub Jerzego. Zamierzam zająć się tym w najbliższym czasie.

Na marginesie chciałbym dodać, że nie poszło na marne gromadzenie przeze mnie od lat informacji o wszystkich Szczudłach. Po uporządkowaniu już mogę wstępnie „przyswoić” barwne i dobrze udokumentowane historie emigrantów do Ameryki z Raczek, a wkrótce może i tych z Augustowa.

Podobne zadanie mam do wykonania w pozostałych rodzinach, którymi się genealogicznie zajmuję; Buchowskich i Rynkiewiczów. Policzeni już przeze mnie Buchowscy, gęsto zasiedlający ziemię sejneńską przekazują z pokolenia na pokolenie historie o emigracji swoich krewniaków do Ameryki. Część z nich wracała, kupując za zarobione dolary gospodarstwa wokół Sejn, ale część zostawała, asymilując się ze społecznością amerykańską. Dziś kiedy zapanowała moda na genealogię, poszukują swoich korzeni w „starym kraju”.  Jest więc zainteresowanie obu stron, aby pochodzenie Amerykanów udokumentować i połączyć rodziny. Ze strony amerykańskiej najbardziej dąży do tego mieszkająca w San Jose, Kalifornia Kate Maed, której rodzinne dane nie bardzo pasują do naszych. Jej ojciec Jan / John Buchowski ur. 1892 emigrował do Ameryki w 1913 roku, razem z bratem Józefem /Josephem.  Dokumentów wskazujących na pochodzenie ich od naszych Buchowskich brak, więc jedyną skuteczną metodą na dziś wydaje się badanie DNA. W grudniu 2015 zdecydował się na to Jan Buchowski ze Skarkiszek k. Puńska. Jego wyniki mają być teraz skojarzone z DNA Buchowskich z Kalifornii, aby odpowiedzieć na pytanie czy obie rodziny mają wspólnego przodka?

O badanie DNA męskiego przedstawiciela Rynkiewiczów zabiegam od kilku lat. Proszą o to amerykańscy Rynkiewicze, których korzenie są z Litwy i spod Grajewa, co wcale nie wyklucza pokrewieństwa z naszymi.  Dosyć długo obaj kandydaci, Józef z Krasnopola i Marian z Suwałk nie wydawali się być do tego przekonani. Sytuacja uległa zmianie przed rokiem i drugi z moich wujków powiedział sprawie sakramentalne „tak”. Mam więc certyfikat DNA tej rodziny i będę mógł skojarzyć „nasze” dane z amerykańskimi. Jeśli będzie „match”, wzbogacimy się o kolejne gałęzie na genealogicznym drzewie.

Andrzej Szczudło

Aktualizowany tekst artykułu pt. Przemawia DNA publikowanego w książce PARANTELE 1/2016 – Roczniku Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu (www.genealodzy.wroclaw.pl)

Projekt Normandzki Family Tree DNA

Celem naszego projektu DNA jest identyfikacja potomków Normanów w Europie kontynentalnej, czyli w Europie bez Wysp Brytyjskich i Półwyspu Skandynawskiego. Jako Normanów klasyfikujemy haplogrupy I1 u osób, których rodziny historycznie pochodzą z tego regionu. Dziś widzimy sześć podstawowych fal ich napływu do tego regionu: 1/ Prehistoryczne ruchy nordyckich plemion w czasach „Voelker-Wanderung”, 2/ Wczesne Średniowiecze – Ekspansja normańskich zdobywców, kupców i najemników od siódmego do jedenastego wieku, 3/ Udział rycerzy z pochodzenia Norman w wojnach i krucjatach od XI do XV wieku, 4/ Brytyjczycy pochodzenia normańskiego służący w zaciężnych pułkach w tej części Europy – od XVI do XVIII wieku, 5/ Fale imigracji niemieckich i holenderskich osadników do Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej od XIII do XX wieku, 6/ Żołnierze szwedzcy w podbojach i wojnach w Europie Środkowej i Wschodniej od XVII do XVIII wieku.

Janek z Bufallo

22 Sobota Paźdź 2016

Posted by dziklin in Rynkiewicz, Wszystkie wpisy

≈ 1 komentarz

Już ponad 10 lat mam w USA swojego ambasadora, który pomaga mi w poszukiwaniach genealogicznych na tamtym terenie. Podobnie i on, John Joseph Rynkiewicz z Bufallo w stanie New York ma w Polsce mnie, swojego pełnomocnika, który odwiedza jego krewnych, archiwa i urzędy. Łączy nas wspólne zainteresowanie genealogią, często na poziomie wariactwa, i przekonanie, że kiedyś znajdziemy link, łączący jego Rynkiewiczów z moimi. Póki co, moi są z Krasnopola i okolic, a jego z położonych około 135 km na południe wsi Mścichy i Żebry.janku_5

John Joseph Rynkiewicz urodził się 2 grudnia 1947 roku w Bufallo, New York. Jego rodzicami byli Józef Tomasz Rynkiewicz (11.03.1914 – 1.11.1978 r.) oraz Stanisława Teresa Nizioł (1920- 1990).

W latach 1953- 62 John uczęszczał do prywatnej szkoły parafialnej przy parafii Świętej Marii Żałosnej. Szkołą, którą wybrał na dalszą naukę była Burgard Vocational High School, gdzie w latach 1964- 1966 uczył się zawodu mechanika samochodowego. W roku 1967 został powołany do odbycia służby wojskowej. Podpisał kontrakt na lata 1967 – 1971 z siłami powietrznymi Stanów Zjednoczonych. Po tym okresie kontynuował karierę wojskową aż do 33 lat służby łącznej, najpierw w siłach powietrznych obrony narodowej a potem w rezerwie sił powietrznych USA. Jest weteranem wojny wietnamskiej.

janku_2

19 lipca 1969 roku w swojej macierzystej parafii w Bufallo John poślubił Patrycję Lou Thies, z którą jest w związku już 47 lat. Para dochowała się dwóch synów; Jasona Perry Rynkiewicza urodzonego 29 sierpnia 1971 roku w Bufallo oraz Mattew Johna Rynkiewicza ur 25 lipca 1973 r. w Charleston, Karolina Poludniowa. Synowie mają już troje dzieci; Brandona ur 1991, Jadena – 2001 i Samira – 2012 r., którzy są dla Johna i Patrycji ukochanymi wnuczkami.

janku_3

W końcówce lat 80. John zdecydował się na uzupełnienie swojego wykształcenia na uniwersytecie w Bufallo, co zaowocowało w 1988 r. zdobyciem tytułu licencjata.

Pytany o zainteresowania, John wyjaśnia, że nie ograniczają się one tylko do genealogii. Jest kolekcjonerem płyt z muzyką lat 50. i 60. Szczyci się również posiadaniem samochodu marki Ford Fairlane z roku 1965, który nabył w 1969 roku w miejscowości Southern, w Kalifornii. To był jego pierwszy wóz!

janku_6

We wrześniu 2006 roku John Joseph Rynkiewicz przeszedł na emeryturę, ale potem jeszcze przez dwa lata dorabiał w służbach imigracyjnych.

Od 2008 roku może się już całkowicie poświęcić się genealogii i … ukochanym wnukom, których postępy w nauce, sporcie i sztuce życia stale prezentuje na Facebooku.

janku_7

2014 rok. Spotkanie Szczudłów z Johnem w Bufallo, USA.

Genealogia Johna:

Ojcem Johna był Józef Tomasz Rynkiewicz (11.03.1914 – 1.11.1978 r.), który 17 lipca 1947 r. w Bufallo ożenił się ze Stanisławą Teresą Nizioł (1920- 1990).

Dziadkiem Johna był Jan Rynkiewicz, który urodził się 19.11.1878 r. w Żebrach, gmina Wąsosz, powiat Grajewo, województwo podlaskie. W roku 1904 przybył do USA, w pięć lat po młodszym bracie Antonim urodzonym w 1880 r. także w Żebrach. Dziadek osiadł w Nanticoke, w Pensylwanii. 15 listopada 1909 roku w Wilkes-Barre, Pensylwania ożenił się z Marianną Hajduk, urodzoną 21 czerwca 1892 roku w Ladzinie, gmina Rymanów, powiat Krosno, województwo podkarpackie. Jan i Marianna mieli 6 dzieci; Helena ur. 1910, Henryk Franciszek – 1912, Józef Tomasz – 1914, Edward Paweł – 1917, Władysław Jan – 1918 i Teresa – 1922. Jan Rynkiewicz zmarł w Nanticoke 9.06.1943 r., jego żona Marianna 17 sierpnia 1957 r.

janku_4

Pradziadek naszego bohatera to Andrzej Renkiewicz / Rynkiewicz ur w 1852 r. we wsi Mścichy. Zmarł w 1887 roku. Żoną Andrzeja była Marianna Chmielewska ur. w 1860 r. we wsi Żebry.

Prapradziadkiem Johna był Michał Renkiewicz ur. w 1815 r. w Mścichach. Jego życiową partnerką była Marianna Modzelewska ze wsi Zblutowo, urodzona w 1814 roku, zmarła w 1870.

janku_8

Kolejne pokolenie wstecz to Jan Renkiewicz i Wiktoria Ryszklewska.

Z powyższych danych widać, że przodkowie Johna przez kilka pokoleń mieszkali w pobliżu Grajewa (wsie Mścichy i Żebry) a ich nazwisko płynnie przeszło z Renkiewicz na Rynkiewicz, co w owych czasach nie było rzadkością.

Jak każdy genealog, John Rynkiewicz znając kilka kolejnych pokoleń wstecz nie poprzestaje na ostatnim odkryciu. Stale chce sięgać dalej, głębiej. Niestety często jest to prawie niemożliwe ze względu na naszą zagmatwaną historię, wojny, powstania i komunizm.

Wirtualna krewniaczka

10 Niedziela Kwi 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Rynkiewicz, Szczudło

≈ 4 Komentarze

Tagi

Christa, Shenandoah, Ulicny

Jak pewnie wielu genealogów, mam kilka wirtualnych znajomości godnych opisania, gdyż wywarły istotny wpływ na mój genealogiczny dorobek. Niewątpliwie taką osobą jest dla mnie Christa Shukaitis z USA.

Christa_S

O jej istnieniu dowiedziałem się dosyć przypadkowo, wiedziony ciekawością kto był osobą, która dane metryk moich najdalszych męskich przodków spod Sejn wprowadził na stronę mormonów?

Intensywnie współpracowałem wtedy z inną Amerykanką, Patrycją Schmidt Szczudło, która ku mojej radości graniczącej z entuzjazmem podjęła się arcytrudnego zadania zinwentaryzowania amerykańskich Szczudłów. Okazało się bowiem, że do USA trafiali Szczudłowie z różnych miejsc w Polsce, prawdopodobnie nie- lub bardzo daleko spokrewnieni. Aby ich przypisać do odpowiednich miejsc pochodzenia, potrzebna była współpraca polsko – amerykańska. Imponujące efekty tej współpracy znajdą się w osobnym opracowaniu, tu chciałbym tylko wskazać na rodzaj relacji z „imienniczką” zza oceanu.

Prawie od początku mojego bywania w Internecie monitorowałem stronę mormonów, funkcjonującą pod adresem ancestry.com. Cieszyło mnie to, że miałem tam swoje ulubione miejsca, oczywiście tam, gdzie pojawiał się liczący kilkadziesiąt pozycji wykaz Szczudłów już zinwentaryzowanych, przypisanych do dat i miejsc pochodzenia. Moich tam wtedy nie było, a w zasadzie ich związku z moimi nie byłem w stanie uświadomić. Aż do pewnego czasu, kiedy odkryłem, że lista Szczudłów u mormonów powiększyła się o kilka pozycji. Ku mojej radości, dodane metryki wskazywały na miejscowości moich przodków. O pomoc w dotarciu do osoby, która jako tzw. submitter o nazwisku Chris Shuk wskazana była na ancestry.com zwróciłem się do Patrycji Szczudło. Dosyć szybko rozszyfrowała ona, że osobą tą jest Christine Shukaitis z  Delaware i nawiązała z nią kontakt mailowy. W mailu Christa wyjaśniła, że do metryk Szczudłów z parafii Sejny dotarła poszukując rodziny swojej ciotki. Ciotka, będąca potomkinią Tomasza Łabanowskiego ożenionego z Floryanną vel Florentyną Szczudło, opowiadała rodzinie, że jej przodek był profesorem na uczelni w Sejnach. Christa powątpiewała w prawdziwość tej opowieści, być może i dlatego, że nie potrafiła umiejscowić w Sejnach, kilkutysięcznej miejscowości na rubieżach aktualnej Rzeczpospolitej, żadnej uczelni. Swoje wątpliwości postanowiła rozwiać na miejscu. Wybrała się do Polski i tu wertując zasoby archiwalnych metryk, ulokowane w Suwałkach weryfikowała relacje ciotki.

Aniela_Strzelczyk

Dotarła też do Radziuszek, wioski pod Sejnami, gdzie od kilku wieków mieszka rodzina Łabanowskich. Spotkani tam dalecy krewni nie bardzo byli biegli w języku angielskim tak jak nieoswojona z językiem polskim była Christina Shukaitis. Nikt też z tej rodziny nie zajmował się genealogią, więc efekty wizyty Amerykanki pod Sejnami były raczej mizerne. Wróciła ona do USA z kopiami metryk polskich krewniaków i przekonaniem, że przodek ciotki profesorem nie mógł być, bo nie ma tam uczelni. Być może tylko w jakiś sposób współpracował z tamtejszą Szkołą Departamentową, która już przed 1840 r. miała swoją świetność i ponadregionalną rangę. Ciotki ta wersja nie zadawalała i dlatego nawet nie chciała mieć metryk uzyskanych przez krewniaczkę w Polsce. Aby jednak wysiłek nie poszedł na marne, jak rasowy genealog, Christa zdecydowała się dać metryki tam gdzie ich miejsce czyli do mormonów. W tej lokalizacji jest gwarancja, że nie zginą i będą udostępnione innym genealogom. Tak też się stało. Metryki moich przodków po mieczu trafiły potem do Internetu i ja je tam odkryłem. Dowiedziałem się wtedy o relacji moich Szczudłów z Łabanowskimi z Radziuszek. W 1854 w Sejnach za Tomasza Łabanowskiego (1835- 1889) wyszła Floryanna Szczudło (1834- 1900), córka Pawła Szczudło (1809 Teolin- 1895 Zagówiec) i Marianny Gorczyńskiej (1801-1885). Syn tej pary, Franciszek Łabanowski (1859-1906) w 1883 r. w Sejnach ożenił się z Anielą Strzelczyk (1856-ok. 1940) ze Stabieńszczyzny. Ich córka Bronisława Łabanowska wyjechała do Ameryki, gdzie w 1904 roku wyszła za Jana Stankiewicza (1877- 1955) z Lipowa. Po śmierci swojego męża Franciszka w 1906 roku do Bronisławy dołączyła jej matka, Aniela Łabanowska. Mieszkali w Shenandoah, górniczym miasteczku w Pensylwanii. Tam też około 1940 roku dokończyła swojego żywota Aniela, a w 1955 roku jej zięć Jan Stankiewicz. Bronisława Stankiewicz przeżyła męża Jana o 22 lata i jest pochowana w Camp Hill w Pensylwanii.

Moja znajomość z Christą (Christiną Shukaitis) przetrwała do dziś. Kilka lat po zawarciu znajomości zameldowała, że wybiera się do Warszawy, aby w Archiwum Akt Dawnych poszukiwać starych dokumentów z XVI wieku, dotyczących nobliwego przodka spod Pułtuska. Uznałem, że dla tak zasłużonej dla mnie osoby, żeby ją poznać osobiście, warto wziąć dzień urlopu i wybrać się do stolicy. Najpierw jednak chciałem się z nią umówić. Rozmowa telefoniczna z ulokowaną w luksusowym hotelu „Mariot” Amerykanką przekonała mnie, że tym razem Warszawę mam sobie darować. Christa przyjechała wyłącznie do archiwum, zarezerwowała tam miejsce i zamierza cały tydzień spędzić wśród archiwaliów. Nie dała mi szansy na spotkanie. Cóż było począć, odpuściłem.

Christa&Kathy_Harris

W kolejnych latach wymienialiśmy zdawkowe listy, aż do zaskakującego maila, w którym Christa … prosiła mnie o pomoc w dramatycznej sytuacji. Znalazła się w Hiszpanii, gdzie ktoś ukradł jej pieniądze i dokumenty. Pisała, że odeśle zaraz po powrocie do domu. Długo, ze zdziwieniem przyglądałem się temu mailowi, zastanawiając się dlaczego tak zdystansowana osoba, Amerykanka zdecydowała się prosić o pomoc właśnie mnie? Niezależnie od przemyśleń, przyglądanie się nie poszło na marne, bo zauważyłem, że swojsko wyglądający dotąd adres mailowy Christy jest chudszy o jedną literkę! Wtedy zrozumiałem, że oboje z Christą jesteśmy ofiarami oszusta, który włamał się na jej konto i po jego przejęciu używał adresów z jej książki kontaktowej. Pieniędzy nie wysłałem, ale nawiązałem kontakt inną drogą. Już wiedziała, że konto padło ofiarą hakera. Pewnie zgłosił ten fakt ktoś nagabywany tak jak ja.

Po jakimś czasie odnowiłem kontakt z Christą, już przy pomocy nowego adresu. Napisałem jej, że w 2014 roku wybieram się do Stanów i być może jest szansa na spotkanie z nią w Shenandoah. Wiedziałem, że mieszkało tam całe gniazdo moich krewniaków Rynkiewiczów, no i gałązka z domieszką krwi Szczudłów, po Łabanowskich.  Odpowiedź z Ameryki znów mnie zaskoczyła; moi Rynkiewiczowie mieszkali w Shenandoah Heights … i byli sąsiadami jej babki! Christa znała ich jako  właścicieli publicznego basenu niedaleko jej domu. Była z nimi zaprzyjaźniona. Teraz mieszka w Wilmington (Delaware), 3 godziny samochodem od tego miejsca, ale trzy razy w roku bywa w Shenandoah, żeby kupić kiełbasę w lokalnym sklepie.

Trudno o lepszego przewodnika po Shenandoah, pomyślałem. Będąc już w Nowym Jorku napisałem do niej maila ponownie, ale bez odzewu. Dojeżdżałem do Shenandoah zdany tylko na siebie i rodzinę.

Jakiś czas później, kiedy byliśmy już w Chicago odezwała się tłumacząc spóźnienie mailowe brakiem zasięgu Internetu … w Mławie. Jej kolejny pobyt w Polsce okazał się feralny, bo naciągnęła mięśnie pleców i po powrocie do USA nie mogła prowadzić samochodu do Shenandoah. Nie było żadnego usprawiedliwienia, że np. właśnie skończyła 80 latek. To nie pesel ją wykluczył z tej jazdy a niefortunne naciągnięcie mięśni pleców.

Ulicny

Będąc w Shenandoah spotkaliśmy tam Andy’ego Ulicnego, Amerykanina czeskiego pochodzenia, który przez wielu miejscowych wskazywany był jako specjalista a nawet fanatyk genealogii. Rzeczywiście takim był; serdeczny, miły człowiek, który od razu zaprosił nas do swojego domu a potem podzielił się bazą danych o osobach pochowanych na dziesięciu miejscowych cmentarzach. Nawiązaliśmy z nim sympatyczną znajomość, kontynuowaną na Facebooku. Szybko okazało się, że to nasz wspólny znajomy z Christą.

Kiedy więc szukając w Internecie tropów emigrantów z mojej trzeciej, wg ważności rodziny, których genealogią się zajmuję, Buchowskich, przeczytałem, że jakiś Buchowski mieszkał w Wilmington, od razu pomyślałem o Christinie Shukaitis. Odpisała, że jej miejscem zamieszkania jest inne Wilmington, a w Shenandoah nie znała Buchowskich. Mimo to znalazła mi tam Bukowskiego, który meldował się do wojska w tej miejscowości, pracował tam w kopalni i ożenił się z Ellą Luskiewicz.  Kto wie, może to nasz krewniak, któremu po drodze do Ameryki ktoś zmodyfikował nazwisko z Buchowskiego na Bukowski?

Najświeższe maile od Christy pochodzą z roku 2015. Melduje w nich, że była już w Warszawie w maju, a w sierpniu kolejne dwa tygodnie również tam spędzi, kopiując stare księgi sądowe w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Jak widać na Facebooku, w przerwach między kolejnymi wyjazdami do Warszawy, spędza czas z wnuczkiem, pokazując mu coraz to inne zakątki Europy.

Mówi się, pokaż swoich znajomych, a powiem ci kim jesteś. Ja bez żenady na takie pytanie mógłbym pokazać Christę, mimo że jest mi tylko „wirtualną krewniaczką”.

Historia jednego posta…

03 Niedziela Kwi 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Genealogia ogólnie, Rynkiewicz, Szczudło, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Genealodzy w swojej pracy mają coraz łatwiej. Coraz więcej jest narzędzi do poszukiwania i utrwalania informacji. Wiele metryk można wydobyć bezpośrednio z Internetu, a na forum dopytać innych o szczegóły interpretacyjne.
O przydatności korzystania z puli zbiorowych doświadczeń genealogów skupionych na Facebooku, forum genealodzy.pl (1119 osób – stan na dzień 28.03.2016 r.) niech zaświadczy historia mojego posta.

Andrzej Szczudło
28 luty o 16:51
Już chyba drugi raz w swoich poszukiwaniach trafiam na sytuację, gdy rodzice dwa razy dają swemu dziecku to samo imię. Kiedy jedno dziecko umiera, potem pojawia się kolejne o tym samym imieniu. Czy to jakiś fenomen w moich metrykach czy zdarza się i u innych? Czekam na komentarze.
Łukasz Lubicz Łapiński
Moja babcia miała dwóch braci o imieniu Lucjan. Obaj zmarli w dzieciństwie. Mimo wszystko zaryzykowała i tak nazwała mojego ojca.
Alan Jakman
Taka sytuacja występuje i u mnie, kilkukrotnie. Co więcej, jedni pra…dziadkowie mieli dwie córki o imieniu Katarzyna. Obie dożyły dorosłości, miały dzieci etc.
Agnieszka Janiszewska
Zdarza sie dość często, przynajmniej u nas.
Beata Joanna Tolsdorf
Miałam czterech Janów, żaden nie przeżył więcej niż 3 lata, wreszcie prax6 zaprzestali prób. Reszta progenitury przeżyła.
Joanna Potorska
U mnie też się zdarzało, dość często. Nawet w pokoleniu Taty. Jedną praprababcię chyba* przez to omyłkowo postarzono w metryce ślubu o całe 10 lat – najwyraźniej nie znając dokładnej daty urodzenia panny młodej ksiądz szukał orientacyjnie i jak znalazł jedną taką osobę, to założył że to ta i już późniejszych roczników nie sprawdzał. *Piszę chyba bo nie mam aktu zgonu starszej z sióstr, ale założyłam, że skoro kolejne dziecko otrzymało to samo imię, to poprzednie zmarło. Rodzice na bank ci sami.
Ryszard Pawlikowski
Gdzieś przeczytałem, że to wynikało z przesądu. Jak Bóg wziął jedną osobę o tym imieniu to druga już Tam jest „niepotrzebna”.
Stanisława Spychaj
Zdarzało się często i to w różnych regionach, np. zarówno w Wielkopolsce jak i w Galicji.
Krzysztof Pospieszny
U mnie też się zdarzało. Potem były z tego problemy, moja praprababka ma np. w akcie ślubu (USC) wpisaną datę urodzenia swojej siostry-imienniczki.
Tomek Nagay
U mnie taki przypadek zdarzył się kilkukrotnie i to w kilku rodzinach.
Iwona Sudnik
U mnie córki Franciszka i Walerii po 3 i 5 latach zamieniły się na synów o tych samych imionach.
Przemysław Portuś
Standard. Ja mam powtórzone podwójne imiona tj. Stanisław Konstanty miał pierwszy syn, a kiedy zmarł, i drugi syn rok później dostał taką samą parę imion.
Hanna Hofman Polańska
Już kiedyś pisałam o tym….u mnie też powtarzały się imiona. Moja Babcia przekazała mi wyjaśnienie tego zjawiska. Wiedziała to od swojej Mamy i babci. Nadanie tego samego imienia po zmarłym miało chronić kolejne dziecko przed śmiercią, chorobami…etc.
Maciej Saryusz-Romiszewski
Najstarszy brat mojego dziadka miał na imię Wiesław, zginął tragicznie w 1922, po nim imię otrzymał najmłodszy z rodzeństwa, który żyje do dziś.
Grażyna Rychlik
Typowe. W każdym razie nie niezwykłe.
Mirosław Zmyślony
W mojej rodzinie (Wielkopolska, Kujawy, Pomorze) owa praktyka występuje szczególnie często w okresie 1850-1935. Niekiedy mają miejsce „innowacje”, np. Stanisław – Stanisław Kostka, Maria – Marianna. Zdarzają się dzieci o tych samych pierwszych imionach, po ojcu lub dziadku, i różnych drugich.
Beata Joanna Tolsdorf
U mnie tak było z Mariami. Co druga to Maria, Marianna i Marcjanna, w pisowni dowolna. Marysiek po kokardę do tego stopnia, że pradziadek oprotestował to imię trzymając do chrztu szwagierki córkę. Stwierdził, że owszem, kumem będzie, ale dziecię ma nie mieć na imię Marysia. Ma teściową i szwagierkę o tym imieniu i wystarczy. I tak ostała się Halusia. Później sama Halina opowiadała, że jak matka ją wołała na podwórku to przynajmniej wiedziała że to do niej, bo na Maryśkę 3/4 dziewczynek się odwracało.
Monika Królikowska
Zetknęłam się z tym zjawiskiem w swoim drzewie dwukrotnie. Pierwszy raz przy urodzeniu brata babci, Stefana, który umarł rok później i kolejnemu dziecku też nadano to imię. A drugi gdy pradziadek miał z drugą żoną pierwszą córkę o imieniu Helena, zmarła dwa dni później. 5 lat później przy kolejnej córce znów Helena.
Beata Bistram
Ja mam tak przypadek, jeden mój pra nadał dwóm synom z drugiego małżeństwa, takie same imiona jakie mieli jego synowie z pierwszego małżeństwa, którzy w tym czasie byli już dorośli. Te same imiona, ten sam ojciec – matka inna. Sensu w tym do dzisiaj nie znalazłam.
Szymon Radoń
Ja właśnie borykam się z tym problemem drugi dzień. Dwie Jadwigi; jedna z 1866 roku, druga z 1872. Ten sam ojciec/dziadek, babcia oraz różne matki. Myślę, że księga zmarłych rozwieje wątpliwości. Być może dwa różne Jany są, a nie Jadwigi?
Piotr Juszczyk
Bywa dość często. Szczególnie gdy dzieci umierają. Ale czy tylko wtedy?
Maciej Hryniewicz
U moich prapradziadów było tak trzykrotnie! Nie wiem czym się kierowali. Czy po prostu widzieli, że dziecko zaraz umrze, czy też chcieli aby ich zmarłe dziecko żyło w żyjącym. Zazwyczaj, przynajmniej w moim przypadku, takie dzieci nie przeżywały. Nawet kolejne dziecko urodzone z tym samym imieniem żyło może maksymalnie 2 lata. Jest to dla mnie osobiście takie naznaczenie dziecka imieniem zmarłego czyli automatyczne zabieranie mu życia w przenośni, choć jak się okazuje także często w rzeczywistości.
Henryka Michalina Trzpis
Nie tylko w tamtych czasach naszych prapradziadków. Moja kuzynka po stracie najstarszego syna, który się niestety utopił, nadała takie samo imię najmłodszemu. Niestety, ten drugi Adam powiesił się na trzepaku na podwórku, gdzie mieszkali. Moja ciotka a matka kuzynki uważała, że tego nie powinno się robić czyli nadawać imienia po dziecku, które zmarło.
Maciej Hryniewicz
Też tak uważam, choć to co kierowało te osoby pozostanie pewnie tajemnicą, niemniej jednak w moim osobistym odczuciu, jest to chęć PRZYTRZYMANIA zmarłego choć na chwilę, jeszcze dłużej, tak aby ten JAŚ który się urodził był tym JASIEM który zmarł. Jest to w moim odczuciu robienie dziecku pewnej krzywdy, nieświadomie.
Szymon Radoń
Siostra mojej babci, urodzona w 1937 roku Stanisława dostała imię po zmarłej w 1935 roku dwuletniej Stanisławie, siostrze. Ma się dobrze na zdrowiu jako 79 letnia panna.
Henryka Michalina Trzpis
Tak sumując te nasze przypuszczenia i komentarze. Sami z Śp. mężem wiedząc, że to będzie syn oczywiście, już przed narodzinami daliśmy na imię synowi Adam, po zmarłym na raka męża bracie. I okazało się, że Adam urodził się z wadą serca TGA. Przy badaniach USG nikt z lekarzy wady nie wykrył.
Jadwiga Kaleta
Dodam też, że to samo imię nadawano w rodzinie nie tylko po zmarłym dziecku. W moim przypadku w rodzinie Skowrońskich były dwie Marianny. Jedna urodziła się w 1859 r. i żyła sobie dość długo, nawet dwukrotnie wychodziła za mąż, a druga Marianna tych samych rodziców urodziła się w 1881r. i również założyła rodzinę. Obie Marianny to rodzone siostry mojej prababci Jadwigi. A że w tej rodzinie było 16 dzieci, więc ta rozpiętość lat nie dziwi.
Ryszard Jankielewicz
W moich rodzinach mam kilkanaście takich przypadków. Najczęściej drugi raz nadawano to imię po zmarłym wcześniej dziecku, ale też zdarzają się przypadki występowania tego samego imienia w połączeniu z drugim imieniem np. ojca dziadka itp. np. Szymon, Mateusz – Szymon, Wojciech.

Józef i jego dzieci

03 Czwartek Mar 2016

Posted by dziklin in Rynkiewicz, Wszystkie wpisy

≈ 2 Komentarze

Tagi

dziadek, Józef

Prawie w każdej rodzinie bywa tak, że ktoś staje się osobą dominującą, wybijającą się ponad przeciętność. Nie zawsze jest to postać kryształowa, jednak zawsze taka, której nie da się ominąć i nie zauważyć.
W rodzinie krasnopolskich Rynkiewiczów z pewnością taką postacią był Józef Rynkiewicz (1871- 1959), syn Benedykta Mikołaja i Franciszki Kraszewskiej. Do bycia szefem szefów miał on stosowne walory. Po pierwsze nosił imię Józef, co w tej rodzinie było nie bez znaczenia. Jak żadne inne, imię to było przypisane do rodziny Rynkiewiczów przez cały okres 250 lat zamieszkiwania na Ziemi Sejneńskiej. Śmiało można powiedzieć, że każdy z Rynkiewiczów miał swojego Józefa; jak nie ojca to brata, jak nie brata to dziadka, jak nie dziadka to syna. Na mojej liście genealogicznej krasnopolskich Rynkiewiczów, z pewnością jeszcze niekompletnej, znajduje się 10 Józefów i dla okrasy chyba, jedna Józefata. Ponadto imię „familijne” po chrystusowym ojcu dostało co najmniej trzech Józefów urodzonych w Stanach Zjednoczonych, potomków naszych emigrantów. Jest i tam „okrasa” – przedstawicielka linii żeńskiej, Josephine. Egzotyczną nieco dokładką do tego jest marokański krewniak, też Józek, tyle że pisany nieco inaczej; Youssef.
Drugim, poza imieniem walorem naszego Józefa 1871 (dla rozróżnienia oznaczmy go rokiem urodzenia), był jego stan posiadania. Jak pisze w swoich wspomnieniach jego wnuczka Janina Kralkowska (1925- 2006), „…dziadek miał 50 mórg ziemi. Córkom dał posag w pieniądzach, a gospodarstwo podzielił pomiędzy czterech synów. Mój tatuś dostał 3 morgi i przygotowanie do zawodu dekarza. Antoni został stolarzem i też dostał 3 morgi ziemi. Trzeciego z synów, Zygmunta ojciec obdzielił czternastoma morgami ziemi. Pozostałe 30 morgów przekazał najmłodszemu, Tadeuszowi, przy którym został aż do śmierci. Żył 94 lata, podczas gdy jego żona a moja babcia zmarła znacznie wcześniej, po moim ojcu, w wieku 51 lat. Dziadek Józef Rynkiewicz sam nigdy nie pracował na roli. Najmował do tego ludzi. Zawsze powodziło mu się dobrze, niczego nie brakowało.”

Rynk_Jozef_1871

Oceniając naszego przodka, musimy pominąć kwestię sprawiedliwości, ale przyznać, że miał odwagę podejmować trudne decyzje i potem z nimi się mierzyć. Żył po swojemu. Inny świadek tamtych czasów, mój ojciec Zygmunt Szczudło też go pamiętał od dziecka. Zwrócił uwagę na fakt, że miał tylko jedno oko. Drugie stracił w czasie wojny, w 1918 roku, kiedy razem z rodziną uciekał przed frontem. Trafił go odłamek granatu.

Tak wspomina swojego dziadka. „…Jako dziecko często przebywałem u Rynkiewiczów w Krasnopolu. Gdy moja mama zamieszkała w Zagówcu, u nich w domu zostało jeszcze kilkoro rodzeństwa; Tadeusz, Janina, Zofia i Zygmunt. Często przyjeżdżali do nas z odwiedzinami i prosili moją mamę, żeby pozwoliła zabrać mnie do Krasnopola. Bawiąc się z Tadeuszem chodziłem do różnych sąsiadów, do kościoła. Dlatego znałem tam dużo ludzi. Wolałem być u nich, gdyż w domu była już siostra Zosia, której mama polecała pilnować i bawić w kołysce. Z babcią pasałem gęsi. Koło domu była bardzo głęboka studnia o brzegach wyłożonych drzewem, gdyż wówczas betonów jeszcze nie stosowano. Będąc przy babce miałem piłkę, która często wpadała do studni, co sprawiało mi przyjemność. Wówczas babcia wołała Tadzia, żeby jakoś ją wybrał. Niekiedy, gdy mamie się znudziło, wysyłała ojca po mnie wozem. Ja się chowałem na piecu, za dziadkiem i mówiłem, że nie pojadę.

Z dziadkami jeździłem też na odpust do Studzienic. Wówczas był taki zwyczaj, że jeździło się po odpustach. Gospodarz zaprzęgał konie, brał drabiniasty wóz i kilka siedzisk. Jeździło się już w sobotę wieczorem, w lesie palono ogniska, gotowano potrawy, śpiewano.

Wspomnę jeszcze o życiu w rodzinie Rynkiewiczów, o czym słyszałem od mamy. Moja babcia, Stefania Rynkiewicz[1] po wyjściu za mąż urodziła dziecko, które po pewnym czasie umarło. W ten sposób po kolei umarło jej 5 czy 6 dzieci. Zrozpaczona tym babcia podjęła decyzję, że kiedy następny raz zajdzie w ciążę, to ofiaruje się iść pieszo do Studzienic, do budowanej tam kaplicy.

Dziadek postanowił, że pojedzie wozem konnym za nią i będzie ją obserwował. Jeśli zasłabnie to zabierze ją na wóz[2]. Babcia dotarła pieszo do celu i od tego czasu urodziła i wychowała jeszcze siedmioro dzieci.”

 

Józef 1871 Rynkiewicz odwiedzał swoją córkę Mariannę kiedy mieszkała już z mężem Janem Szczudło w Zagówcu. Częściej tam zaczął bywać gdy druga córka, Zofia wyszła za Józefa Ziniewicza. Mieszkali w Podgawiniańcach, rodzinnej wsi męża, która faktycznie łączyła się z Gawiniańcami i dalej z Zagówcem. Odwiedziny zwykle odbywały się przy okazji jarmarku w Sejnach. Bywał na nich często, gdyż znany był ze smykałki do handlu. Sam handlował końmi ale woził też Żydów na handel na Litwę.

Rynk_Jozef_1871a

Zygmunt Szczudło wspomina też, że miał okazję zmierzyć się z dziadkiem w sztuce młócenia cepem. Dziadek Józef był bardzo silny, co lubił demonstrować nie tylko w pracy. Kiedyś przy młócce wziął się za bary z młodzikiem – Gienkiem Jabłońskim. Dla sportu „zasrańca” – jak go nazwał, położył na łopatki.

Janina Kralkowska zapamiętała, że miał mocny głos. Używał go kiedy wchodząc na pagórek, strofował swoich pracowników na oddalonym polu.

Był więc Józef 1871 dla Rynkiewiczów autorytetem, typowym samcem Alfa, jak by dziś powiedziano.

Andrzej Szczudło

[1] Stefania ze Stawińskich (24.031874 – 7.01.1939)

[2] Wątek znany z filmu „Przez 7 mostów” z Franciszkiem Pieczką

Krasnopol przed wojną

31 Niedziela Sty 2016

Posted by dziklin in Rynkiewicz

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Kralkowska, pamiętnik

W mojej rodzinnej wsi, w Krasnopolu, domy były stawiane tylko drewniane, a to dlatego, że dookoła było bardzo dużo drzewa liściastego i iglastego. Opał przeważnie pozyskiwano z obcinanych gałęzi suchych drzew. Drewno kupowało się w nadleśnictwie, które mieściło się na skraju lasu. Ponadto opał był z torfu kopanego na bagnach torfowych. Najpierw wydobywało się błoto, które po uformowaniu w krążki było suszone. Używano tego do palenia w piecach grzewczych i do gotowania w kuchniach.

Gdziekolwiek drogi prowadziły, to na ich zboczach rosły topole, modrzewie, jałowce. W niektórych okolicach rosły też drzewa owocowe.

Część gospodarstw to były domy obszerne, składające się z kilku izb z drewnianymi podłogami, kaflowymi piecami i kuchniami. Przy domach zwykle dostawiane były ganki, też drewniane, w lecie oplecione powojami albo krzakami winogron. Wokół domów były duże ogródki kwiatowe. W tych ogródkach w lecie kwitło bardzo dużo najróżniejszych kwiatów. Wieczorem, jak się szło ulicą to z każdego ogródka dolatywał zapach maciejki. Najbardziej przystrajały domy malwy z różnobarwnymi kwiatami, które rosły w rogach ogródków i pięły się pod same dachy. Każda ścieżka przy domu obsadzona była nasturcjami z olśniewającymi w słońcu kwiatami. Zachowany w mojej pamięci obraz to jeszcze jaskółka, która uwiła gniazdo gdzieś pod strzechą i wśród porannej ciszy słychać było świergot piskląt. Na stodołach bociany miały gniazda, do których wracały wiosną, aby wychować nowe potomstwo.

Dom Rynkiewiczów

Dom Rynkiewiczów

Dwóch najbogatszych gospodarzy w Krasnopolu miało domy i budynki gospodarcze pokryte blachą, co w lecie naszej wsi dodawało uroku. Mieliśmy we wsi dwie prywatne piekarnie, dwa młyny napędzane elektrycznie, dwie karczmy polskie i jedną żydowską. Były też trzy sklepy spożywcze prowadzone przez Polaków oraz mieszanych pięć sklepów żydowskich. Funkcjonował również jeden spożywczy sklep państwowy, ale już nie pamiętam, przez kogo był założony. Główna ulica Krasnopola, nazwana Suwalską zamieszkana była przez rodziny żydowskie. Wszyscy Żydzi trudnili się handlem. Ci, którzy nie mieli sklepów, jeździli po okolicznych wioskach i skupowali zboże, drób, owoce, handlowali szmatami i czym się tylko dało. Na roli żaden Żyd nie chciał pracować. Część artykułów kupionych na wsiach Żydzi sprzedawali w Krasnopolu, resztę wywozili do okolicznych miast. Najbliżej nas było miasteczko Sejny, oddalone o 9 km, znacznie większe – Suwałki o 21 km. Dalej w bok było miasto Grodno. Żydzi mieli czym jeździć, bo każdy handlarz miał dwa konie, a biedniejszy jednego. Z jednej strony wsi mieścił się Urząd Gminy, z drugiej, stała siedmioklasowa szkoła. W środku wsi był Urząd Pocztowy, Posterunek Policji i Dom Strażaka. Na miejscu mieliśmy Ochotniczą Straż Pożarną i Orkiestrę Straży Pożarnej. W Domu Strażaka odbywały się zabawy, różne występy. Pamiętam, że w czasach kiedy byłam już większą dziewczynką zaczęło przyjeżdżać kino objazdowe. Film był wyświetlany raz w tygodniu. Byłam na filmach kilka razy, ale zapamiętałam tylko jeden – „Straszny Dwór”.

Fragment pamiętnika Janiny Kralkowskiej z Rynkiewiczów.

J.Kralkowska

Jej linia genealogiczna; 

Janina (1925- 2006) –> Józef Rynkiewicz (1900- 1937) –>Józef Rynkiewicz (1871-1959) –>Benedykt Mikołaj Rynkiewicz (1842- 1899) –>Jan Piotr Rynkiewicz (1819- 1894) –>Benedykt Rynkiewicz (1780- 1848) –>Szymon Rynkiewicz (1730- 1820). 

 

Na zdjęciu u góry: stary dom w Krasnopolu, dawniej należący do Zygmunta Rynkiewicza (1905- 1984).

Nasi dziadkowie

22 Piątek Sty 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Rynkiewicz, Szczudło, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

babcia, dziadek

Zauważyłem, że w naszej rodzinie nie mieliśmy zbyt wiele szczęścia do dziadków. Mój ojciec Zygmunt nie znał wcale swojego ojcowskiego dziadka, Adama Szczudło, bo urodził się kilka lat po jego śmierci. Jego ojcowska babka Karolina z Pietranisów zmarła kiedy miał dopiero roczek.
Trochę lepiej było z jego dziadkami z matecznej strony. Rynkiewiczowie mieszkali w Krasnopolu, a młody Zygmuś – pierwszy męski wnuczek Józefa i Stefanii bardzo lubił tam przebywać. W swoim pamiętniku z dzieciństwa ciepło wspomina kontakty z dziadkami.

Stach Buchowski

Stach Buchowski

Moja mama Jadwiga z Buchowskich miała odwrotnie. W dzieciństwie mieszkała w sąsiedztwie dziadków ojcowskich, Michała i Teresy Buchowskich. Nie trwało to jednak długo, bo babcia zmarła gdy Jadzia miała 6 lat, a dziadek kiedy miała 13. Zostały jednak po nich wspomnienia, które mama zawarła w pamiętniku zatytułowanym „Nie zmarnowaliśmy życia”.
Dziadkowie mateczni Jadzi to problem sam w sobie. Babcia Aleksandra z Dubowskich zmarła 2 lata przed jej urodzeniem. Dziadek Jan Węgrowski pożył sobie do lat 1950, ale najpierw nie przejmował się losem swoich dzieci i wnuków, a potem gdy został wdowcem, znalazł sobie drugą kobietę i z rodziną pierwszej kontaktów nie utrzymywał.
Z kompletu moich czworga dziadków, miałem szczęście znać troje. Czwarty, ojciec matki Stanisław Buchowski pod koniec wojny trafił na gestapo, skąd wywieziono go do Ragnit k. Królewca. Nigdy stamtąd nie wrócił. Jego żona Weronika była mi babcią przez lata pobytu na wsi pod Sejnami. Mieszkała w Gawieniancach, ledwie kilka kilometrów od nas. Żyła w swoim skrzywionym przez przeżycia świecie, ale bywała u nas i my ją odwiedzaliśmy od czasu do czasu.

Szczudło Marianna

Szczudło Marianna

Przez 11 lat mieszkałem w Zagówcu, tuż obok domu moich dziadków ojcowskich, Jana i Marianny Szczudłów. Był czas na poznanie ich zalet i przywar. Babci towarzyszyłem przez 7 lat, dziadkowi 8. Zapamiętałem sporo wspólnych z nimi przeżyć.
Przekonany, że nie mieliśmy szczęścia do dziadków, wierzę jednak, że następne pokolenia mają szanse na lepszy układ. Podstawą do tego niech będzie choćby prosta kalkulacja; mój dziadek przeżył dwie wojny, ojciec jedną, a my tylko stan wojenny. Jest progres? Jest!

Na początku był Wiłkokuk

15 Wtorek Gru 2015

Posted by dziklin in Rynkiewicz, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

początek, Wiłkokuk

Najstarsze ślady rodziny Rynkiewiczów od 200 lat osiadłej na Ziemi Sejneńskiej prowadzą do wsi Wiłkokuk w parafii Berżniki. Miejscowość ta jest dziś określana jako osada leśna w gminie Giby, powiat Sejny.
Podobną rangę osada ta miała i wtedy, kiedy mieszkali tam nasi Rynkiewiczowie. Według Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (tom XIII, str. 535) Wiłkokuk to wieś i osada leśna w powiecie sejneńskim, gmina Pokrowsk, parafia Berżniki, odległa od Sejn o 13 wiorst (13,86 km). W 1827 roku miała dwa dymy i 40 mieszkańców.
O pochodzeniu Rynkiewiczów właśnie z Wiłkokuku mówi głównie metryka ślubu Józefa, jednego z synów najstarszego ze znanych nam przedstawicieli rodu – Szymona (1730 – 1820). Oto treść tej metryki:

Roku 1815 dnia 29 stycznia przed Nami wikarym kościoła sejneńskiego sprawującym obowiązki urzędnika stanu cywilnego gminy sejneńskiej powiatu sejneńskiego w Departamencie Łomżyńskim stawili się Józef Rynkiewicz liczący podług złożonej metryki wyjętej z ksiąg kościoła Berżnickieg-o lat 45, we wsi Żłobinie na gospodarstwie osiadły, wdowiec po Teressie z Purników jak to poświadcza akt zejścia tejże wyjęty z ksiąg gminy Krasnopolskiej w asystencji Jakóba Rynkiewicza gospodarza z Orzechowa, liczącego lat 30, syna Szymona Rynkiewicza gospodarza z Wiłkokuka i Agaty Kiemskowanki, już nieżyjących tudzież panna Maryanna Frąckiewiczówna dowodząca złożoną przed Nami metryką wyjętą z ksiąg kościoła Sejneńskiego iż ma lat 26 we wsi Sumowie zamieszkała w asystencji Matki swej Zofii z Stabińskich, gdyż ojciec Józef Frąckiewicz już nie żyje jak to poświadcza jego sepultura wyjęta z ksiąg kościoła Sejneńskiego; strony stawające żądają, abyśmy się do ułożonego między niemi obchodu Małżeństwa przystąpili, którego zapowiedzi uczynione były przed drzwiami naszego domu gminnego to jest pierwsza, dnia 15, a druga dnia 22 miesiąca stycznia roku bieżącego o godzinie 12 w południe.

Gdy o żadnym tamowaniu rzeczonego Małżeństwa uwiadomień nie zastaliśmy, a Matka młodej która w przytomności naszej  akt uszanowania uczyniła, niniejszym na obchód Małżeństwa zezwala, przychylając się zatem do żądania stron po przeczytaniu wszystkich wyżej wspomnianych papierów, jako też działu szóstego Kodeksu Napoleona w tytule o Małżeństwie zapytaliśmy się przyszłego Małżonka i przyszłej Małżonki, czyli chcą połączyć się z sobą związkiem małżeńskim? na co gdy każde z nich oddzielnie odpowiedziało, iż taka ich jest wola, ogłaszamy w imieniu prawa, iż Józef Rynkiewicz wdowiec i panna Maryanna Frąckiewiczówna są połączeni z sobą węzłem Małżeństwa czego spisaliśmy akt w przytomności Bwenedykta Rynkiewicza liczącego lat 27, brata rodzonego wstępującego w stan małżeński gospodarza ze Żłobina i Mateusza Korzenieckiego, gospodarza z Sumowa, liczącego lat 28 niemniej Wincentego Frąckiewicza, brata stryjecznego zaślubionej panny, gospodarza z Sumowa liczącego lat 27 i Józefa Sidorowicza takoż gospodarza z Sumowa liczącego lat 45 sąsiada. Akt niniejszy stawającym przeczytawszy podpisaliśmy, stawający zaś pisać nie umieją.

ksiądz Hipolit Charmałowicz urzędnik stanu cywilnego

← Older posts
Newer posts →

Kategorie

  • Buchowski
  • Genealogia ogólnie
  • Obywatel
  • Rynkiewicz
  • Szczudło
  • Wszystkie wpisy

Datowanie

Sierpień 2022
Pon W Śr Czw Pt S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
« Maj    
Follow Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów on WordPress.com

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Korzenie rodowe spod Sejn - Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów
    • Dołącz do 2 724 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Korzenie rodowe spod Sejn - Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...