• Wstęp
    • Kontakt
  • Szczudło
  • Buchowski
  • Rynkiewicz
  • Obywatel

Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów

~ Genealogia moje hobby

Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów

Category Archives: Buchowski

Genealogia Buchowskich z Sejneńszczyzny, poczynając od Antoniego ur. około 1776 r. ze wsi Gudynie pod Mariampolem na Litwie.

Żebraczka w rodzinie

04 Sobota Lu 2017

Posted by dziklin in Buchowski, Wszystkie wpisy

≈ 1 komentarz

Tagi

Marianna, Żegary, żebraczka

Decydując się na opracowywanie genealogii własnej rodziny trzeba być gotowym na niespodzianki, niektóre nawet przykre. Chęć poznania prawdy ma bowiem swoją cenę.
Przekonałem się o tym niedawno, kiedy szukając w metrykach potwierdzenia dla opowieści mamy o bojarskim pochodzeniu jej przodków Buchowskich, trafiłem na żebraczkę. Takim zaskakującym mianem w metryce nr 3 z 31 grudnia 1854 roku ksiądz B.Billewicz z parafii sejneńskiej określił Mariannę Urbanowicz. Jej nazwisko po mężu ledwie od kilku miesięcy akceptowałem na swoim drzewie. Odkryłem bowiem, że najstarszy nasz przodek z Buchowskich na Sejneńszczyźnie, Antoni spod Mariampola, oprócz trzech synów miał córkę. Potem znalazłem jej metrykę ślubu i już z nazwiskiem po mężu, jako Marianny Urbanowicz szukałem w kolejnych rocznikach metryk. Spodziewałem się gromadki dzieci, wnuków, gałązki wiodącej do dzisiejszych czasów, a tu nagle niespodzianka. Żebraczka!

zegary

Póki nie mieliśmy samochodów, wyjazd z Zagówca do odległych o kilka kilometrów Żegar był wyprawą. Nie było to po drodze do miasteczka, sklepu czy kościoła. Po rewolucji „maluchowej” było już tylko lepiej. Na zdjęciu; stryjek Marian Szczudło z rodziną przy drewnianym jeszcze kościele w Żegarach (koniec lat siedemdziesiątych).

W treści metryki zgonu pechowej, bo zmarłej młodo i w Sylwestra parafianki, ksiądz Billewicz pisze, że zmarła urodzona w Radziuciach miała lat 44, a zgłaszający zgon Michał Buchowski, gospodarz we wsi Gawieniance, był jej rodzonym bratem. Brat gospodarz, a siostra żebraczka. Smutne to i źle świadczy o ówczesnych relacjach rodzinnych. Nie bardzo uspokajają mnie komentarze kolegów genealogów, że w tamtych czasach za żebraków uznawano osoby bez źródeł stałego dochodu.
Marianna Urbanowicz mieszkała w Żegarach (3 km od Gawieniańc), pozostawiła po sobie owdowiałego męża Wawrzyńca Urbanowicza. Szkoda, że nie ma tu wzmianki o dzieciach. W tych samych mniej więcej czasach, za oceanem praktykowano publikowanie w lokalnej prasie nekrologów, w których mieścił się wykaz i krótki opis wszystkich osieroconych osób; małżonka i dzieci. Po latach lżej mają genealodzy, którzy mogą dotrzeć do takich nekrologów.

Andrzej Szczudło

Nie zdążyłem…

01 Środa Lu 2017

Posted by dziklin in Buchowski, Genealogia ogólnie, Szczudło, Wszystkie wpisy

≈ 3 Komentarze

Tagi

dyktafon, pytajmy

Śpieszmy się pytać ludzi… tak szybko odchodzą!
Wielu genealogów w rozmowach przyznaje, że za genealogię wzięli się zbyt późno, że przegapili szansę wypytania swoich starszych krewnych czy znajomych o rodzinne korzenie. Mimo, że pasja poszukiwania przodków ogarnęła mnie już dawno temu, i ja wpisuję się na listę tych, którzy nie zdążyli.
Nie zdążyłem wykorzystać wiedzy swojego Dziadka Jana Szczudło, który zmarł w 1969 roku. Kończyłem wtedy szkołę podstawową i nie pomyślałem, że niektóre lekcje powinienem odrabiać z niepiśmiennym Dziadkiem. Może dowiedziałbym się przy okazji o jego dzieciństwie, przeżywanym u progu Rewolucji Październikowej pod rosyjskim zaborem, o dwóch wojnach, które jako urodzony w 1898 roku, Dziadek musiał przeżyć. Może, po zaskarbieniu zaufania, Dziadek powiedziałby mi o Katyniu, który do dziś leży cieniem na relacjach polsko- rosyjskich? Nikt nie śmiał mi o tym wspomnieć zanim nie wyjechałem na zachód Polski, by tam zamieszkać. Być może rozmiękczony moją ciekawością Dziadek opowiedziałby także o swoich tajemniczych relacjach z Cyganami. Wiem, że miał w taborze przyjaciela – kolegę, który odwiedzał go kiedy tabor, jak co roku zatrzymywał się w pobliskim borku. Na czym polegała ta relacja, kiedy i w jakich okolicznościach przyjaźń ta została zawarta, już nigdy się nie dowiem. Już nie odpowie mi Dziadek na rewelacje znajdywane teraz w metrykach, czy miał świadomość, że był dziesiątym dzieckiem swoich rodziców i co się stało z ósemką poprzednich? Wychowując się przez 8 lat tuż obok niego, nigdy nie słyszeliśmy słowa na ich temat. Znana była tylko jego siostra Kazimiera, poprzedzająca go na liście 10 dzieci swoich rodziców. Mieszkała w tej samej wiosce, w Zagówcu, ledwie kilkaset metrów od niego. Dziadek Jan wychował się i żył wśród Litwinów, ale na pytanie czy znał język litewski, nikt jasno nie może odpowiedzieć. Pewnie nikt nie zapytał, kiedy był czas.
Moja mateczna Babcia, Weronika Buchowska żyła długo, bo aż 87 lat. Mieszkała niedaleko nas i od czasu do czasu mieliśmy okazje do spotkań. Opowiadała różne dziwne historie, które uznawaliśmy za raczej nieprawdziwe. Dopiero jako człowiek dorosły, oświecony wiedzą o Powstaniu Sejneńskim 1919 roku, zrozumiałem, że Babcia o tym właśnie opowiadała. Jako młoda panienka była wciągnięta w wir zbrojnych zmagań Polaków z Litwinami o Sejny. Opatrywała rannych powstańców i traumatycznymi opowiadaniami z tych zdarzeń chciała się z nami dzielić. Miałem piątkę z historii, ale nigdy nie słyszałem o Powstaniu Sejneńskim, więc trudno było mi uwierzyć, że Babcia nie fantazjuje.
W prezentacji multimedialnej, którą kilka lat temu przygotowałem na użytek spotkań popularyzujących genealogię, jakie zdarza mi się prowadzić w okolicznych bibliotekach, uniwersytetach trzeciego wieku i podobnych instytucjach, już na wstępie zwracam uwagę na fakt, że „za genealogię ludzie biorą się zbyt późno, kiedy naturalne źródła wiedzy (czytaj: przodkowie) już odeszły…”. Słuchacze przeważnie przyznają mi rację, bo czują to po sobie.
Aby nie kończyć artykułu w minorowym tonie, powiem, że mam też w swojej aktywności przypadki, kiedy podchodząc roztropnie, zachowałem dla potomnych ciekawe wspomnienia. Używając intuicji, która ku zaskoczeniu kobiet, zdarza się i u mężczyzn, w czas zadbałem o utrwalenie cennych wspomnień i opowiadań.

zofnamioko

Pamiętam odwiedziny u mojej cioci Zofii Namiotko (1923- 2009, na zdjęciu), regionalnej artystki ludowej z Sejneńszczyzny, wielokrotnie nagradzanej na przeglądach i konkursach. Była już poważnie chora, gdy wybrałem się do niej na rozmowę. Kiedy włączyłem dyktafon, nie oponowała, a nawet chyba tym zachęcona, opowiadała dużo i nawet zaśpiewała mi kilka piosenek. Zmarła kilka miesięcy później, a ja wtedy podzieliłem się swoim nagraniem z jej najbliższą rodziną. Bardzo byli mi wdzięczni, bo sami nigdy nie mieli odwagi, aby odsłaniając śmiałą myśl, że kiedyś jej zabraknie, włączyć dyktafon.
Niewątpliwym moim sukcesem jest także fakt, że oswoiłem z dyktafonem moich rodziców. Na początku obserwowałem u nich zachowanie bardzo typowe; kiedy włączałem dyktafon, usztywniali się, kontrolowali, nie mówili spontanicznie. Teraz jest inaczej. Kiedy zaczynają opowiadać historie o czasach przede mną, o wydarzeniach, których ja nie mogłem znać, proszę o przerwę i szukam dyktafonu. Za chwilę wracamy do rozmowy i dyktafon nikogo już nie krępuje. Z pewnością mają świadomość i akceptują to, że w ten prosty sposób przechodzą do rodzinnej historii.
Andrzej Szczudło

O dziadku pieśń…

20 Wtorek Gru 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Ragneta, Stanisław Buchowski

Stanisław Buchowski (1903 – 1945)
Urodził się 4 maja 1903 roku z ojca Michała (1856- 1942) i matki Teresy z Malinowskich (1865- 1935) pochodzącej z Romanowców k. Krasnopola).
Michał Buchowski był gospodarzem we wsi Gawieniance, od dawna zasiedlonej głównie przez rodzinę Buchowskich i Okulanisów. W przekazach ustnych sugerowano, że protoplaści tych rodzin dali początek wsi.
Stanisław wychowywał się w ojczystej wsi, podobnie jak cała siódemka jego rodzeństwa, 5 starszych (Anna, Antoni, Weronika, Wincenty, Agata) i 2 młodszych (Władysława, Józef).

stach-buchowski-2

Nie uczęszczał do szkół, ale ojciec zapewnił mu naukę w domu. Na okres zimy w domu Michała Buchowskiego kwaterował nauczyciel, który uczył czytać i pisać wszystkie dzieci w domu.
Okres młodzieńczy przypadł Stanisławowi na czas I wojny światowej; miał 11 lat, kiedy wybuchła, a 15 kiedy się kończyła. Jednak nigdy dzieciom o niej nie wspominał.

stach-buchowski

Do wojska trafił już po wojnie. Służył w żandarmerii wojskowej, najprawdopodobniej w Suwałkach, z czego pozostało zdjęcie w rodzinnym archiwum. W mundurze jego smukła sylwetka prezentowała się doskonale.

Po wojsku zamieszkał Stanisław w rodzinnej wsi. Zaangażował się w działalność Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej przy parafii sejneńskiej. Należał też do grupy teatralnej i do chóru, w którym odgrywał niepoślednią rolę. Jak wspomina córka Jadwiga, jego talent muzyczny i wyjątkowa skala głosu pozwalały śpiewać różnymi głosami. Dyrygent chóru, którym był Bronisław Jesionowski często korzystał z konsultacji ze Stanisławem, kiedy miał wątpliwości w kwestiach muzycznych. Poza chórem Stanisław zyskał sławę śpiewaka pogrzebowego, gdzie często proszony był też do prowadzenia różańca.

W SMK Stanisław poznał Weronikę Węgrowską (1902- 1989), z którą wziął ślub w dniu 29 października 1928 roku. Niestety jego partnerka nie była akceptowana przez teścia, gdyż była osobą bez majątku, z miasta. Michał Buchowski, ojciec Stanisława wyprawił synowi wesele, ale odmówił uposażenia go na majątku rodzinnym, więc pan młody zaraz po ślubie musiał się z rodzinnego domu wyprowadzić otrzymując tylko dywan i poduszkę. Zamieszkał u swojej żony w Sejnach, razem z jej siostrą Anielą. Drewniany domek nad rzeką Marychą, gdzie mieszkali był własnością sejneńskiego Żyda.

Po 4 latach zmiękło jednak michałowe serce i zmienił swoją pierwotną decyzję. Być może przekonała go synowa, a może postawa syna, który dla swojej wybranki gotów był wyrzec się majątku i ciężko pracował w betoniarni w Sejnach. W czasie zamieszkiwania w Sejnach, 15 lipca 1929 roku urodziło się Stanisławowi i Weronice pierwsze dziecko; córka Jadwiga.

W 1932 roku Michał Buchowski opisał na syna Stanisława 20 mórg ziemi z lasem, położonych w Gawieniancach, rodzinnej wsi Buchowskich. Dodał jeszcze do tego krowę i ul z pszczołami. Młodzi przeprowadzili się na wieś z mieszanymi uczuciami; Stanisław – szczęśliwy jak nigdy, Weronika – pełna obaw. Zamieszkali u wujostwa Franciszka (1900- 1977) i Władysławy Okulanisów (1908-1976). Od razu wzięli się za budowę domu. Mimo, że była już po raz drugi w ciąży, Weronika musiała mężowi pomagać; przy piłowaniu desek, opiłowywaniu węgłów, spuszczaniu drzewa itd. Dla ciężarnej kobiety była to bardzo ciężka praca. Jednak nie zaszkodziła. 1 stycznia 1933 r. urodziła drugą córkę, Helenę, a w późniejszych latach jeszcze dwóch chłopców; Ireneusza (1937) i Bronisława (1940).

1942r

Pracowite, ale szczęśliwe życie rodziny przerwała wojna. Pod okupacją przyciśnięci przymusem ekonomicznym mieszkańcy wsi zmuszeni byli podejmować się nawet zabronionych przez okupanta zajęć. Stanisław zajmował się ubojem świń, wyprawianiem skór, kopaniem studni. Tego ostatniego zajęcia omal nie przypłacił życiem, kiedy będąc w wykopie studziennym urwało mu się wiadro z ziemią i spadło na głowę.

W chwili wybuchu wojny Stanisław był sołtysem wsi Gawieniance i wsi przyległych; Zagówiec, Łumbie, Bierżynie, Podgawieniance. Wynikające z tej funkcji obowiązki bywały uciążliwe. Między innymi polegały na wyznaczaniu kwater dla różnych osób przysyłanych do wsi przez władze okupacyjne. Kiedy sołtys kwatery nie znalazł, musiał umieścić lokatora u siebie. W ten sposób do jego skromnego domku na górce, zasiedlonego przez 6 osób został zakwaterowany rzekomy geodeta, który okazał się szpiclem. Rozszyfrowany przez miejscową partyzantkę został zabity w jego domu. Z tego powodu Stanisław Buchowski musiał się ukrywać, co miało miejsce u brata Antoniego w Pełelach. Stamtąd w dniu 17 lutego 1944 r. został zabrany do gestapo w Sejnach, gdzie był katowany. Opowiadały o tym kobiety pracujące w pralni.

Z Sejn trafił do Ragnit (dziś Nieman w obwodzie kaliningradzkim), skąd w maju 1944 r. przysłał rodzinie jedyną korespondencję. Na nieszczęście zaginęła ona podczas ewakuacji rodziny przed nalotem lotniczym.

Z wojny nigdy nie wrócił. Nie było żadnej informacji o śmierci i miejscu pochówku.

P o s z u k i w a n i a

Zmasowaną akcję poszukiwawczą podjąłem osobiście po roku 1993, po ukazaniu się książki Waldemara Monkiewicza i Adama Dobrońskiego pt. Ofiary terroru hitlerowskiego na Suwalszczyźnie w latach 1939 – 1945 (ISBN 83-901545-0-1). Główną wartością tej pozycji był dla mnie umieszczony w niej „Wykaz ustalonych osób z Suwalszczyzny, które zostały zamordowane lub zginęły na skutek terroru okupanta hitlerowskiego w latach 1939 – 1944”. Na stronie 56 jest wymieniony nasz dziadek. Notka brzmi następująco:

„Buchanowski lub Buchowski Stanisław, lat 41, rolnik, zabrany w 1944 r. z Gawieniańc, zginął 9 maja 1945 r. w Ragnecie.”

W roku 1994 wystąpiłem z pismem do Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie z prośbą o pomoc w poszukiwaniach dziadka. Po pół roku uzyskałem odpowiedź – prośbę o uzupełnienie dokumentacji w sprawie personaliów poszukiwanego. Minęło 2,5 roku zanim przyszła odpowiedź z PCK; „nie posiadamy żadnych informacji o poszukiwanym”.

W roku 1995 napisałem pismo do Parafii Polskiej w Sowietsku w Rosji (dawniej Tylża, obecnie Obwód Kaliningradzki), opisując okoliczności. Żadnego odzewu nie uzyskałem.

Wreszcie uwierzyłem w możliwości mediów, pisząc w 1998 roku do telewizyjnego programu „Dopóki żyje ostatni świadek…”. Bez echa i tu.

Po kilku latach starań udało nam się dotrzeć do autora książki, w której była wzmianka o dziadku. Adam Dobroński był wtedy Ministrem ds. Kombatantów. Uczestnicząc w jego konferencji prasowej w Lesznie, zorganizowanej dla prasy lokalnej skorzystałem z okazji aby zapytać go o dziadka Stanisława Buchowskiego. Nie miał wiele czasu na moją sprawę, ale obiecywał nią się zająć. Poprosił o sporządzenie notatki o poszukiwanej osobie, ale nigdy na nią nie zareagował. W takiej sytuacji zwróciłem się do brata Zdzisława, który tak jak i Adam Dobroński mieszkał w Białymstoku. Z jego relacji wiem, że historyk nie był w stanie stwierdzić z jakich źródeł wydobył dane odnośnie naszego dziadka.

W roku 1999 zwróciłem się do Centralnego Archiwum MSWiA w Warszawie, ale i tam nic nie uzyskałem. Podobnie bezskuteczna była prośba skierowana do Kongresu Polaków w Rosji.

W roku 2000 wystosowałem pismo do Konsulatu Generalnego RP w Kaliningradzie. W odpowiedzi uzyskałem informacje, że

„… Pan Buchowski mógł przebywać w niemieckim obozie dla jeńców wojennych;

– „Stalag – 1C” (od 1942 r. – 1 D, później – lager Nr 391), okręg Heidekrug (obecnie – Silute, Litwa);

-albo w jednym z obozów pracy:

– „Heilsberg” (2 km na południowy zachód od Ragnit);

– „Gross Friedrichsdorf II” (obecnie Gastellowo, Sławskij rejon);

– „Hochenbruch” w pobliżu Melauken (Liebenfelde), obecnie zalesie w rejonie Polesskim.”

Konsulat generalny sugerował jeszcze zwrócenie się do służby poszukiwawczej w Niemczech pod nazwą Internationaler Suchdienst w Arolsen.  Niestety nie wniosła ona do sprawy nic nowego, a jedynie obiecanki, że odezwie się jeśli coś znajdzie.

Kolejne nadzieje na odszukanie informacji o losie Stanisława Buchowskiego odżyły w roku 2007, kiedy przypadkowo z Internetu dowiedziałem się, że istnieje książka, opisująca sytuację we wsi Gawieniance, w wyniku której aresztowany został mój dziadek. Było to opracowanie Zdzisława Gwozdka pt. Białostocki Okręg ZWZ – AK, tom III – Wsypy i aresztowania (ISBN 83-913784-0-3) wydane drukiem w 2001 roku w Białymstoku. Na stronie 78 wspomnianej książki można przeczytać:

„Na placówce Sejny aresztowano:

Stanisława Puchowskiego, ur. 1903 r. ps. „Bąk”, za przynależność do AK oraz za to, że w jego domu partyzanci zastrzelili współpracownika żandarmerii, Władysława Izbickiego. Puchowski był dowódcą drużyny. Zamordowany został przez hitlerowców 4 maja 1943 roku.”

Informacja ta była nieścisła, zawierała co najmniej dwa przekłamania. Jedno, że nie było „Puchowskiego” w Gawieniancach, ale Buchowski; drugie – nie mógł zginąć w 1943 roku, jeśli był aresztowany w lutym 1944 r. Moją uwagę zwrócił też fakt, że przy tej informacji był odnośnik, sugerujący, że jest jakaś dokumentacja źródłowa, z której te dane pozyskano. Postanowiłem do niej dotrzeć. Szczęście jednak mi nie dopisało, gdyż autor książki w międzyczasie umarł. Wtedy zwróciłem się do kombatantów białostockich, od których dowiedziałem się, że Z.Gwozdek swoje materiały przekazał do miejscowego Instytutu Pamięci Narodowej.

Wizyta osobista w białostockim IPN niczego nie wyjaśniła. Wskazano, że dokument z tzw. „Kolekcji Zdzisława Gwozdka” jest wyciągiem z relacji pochodzącej z zasobu archiwalnego byłego ZBOWiD Oddziału w Białymstoku. W późniejszym piśmie z tej instytucji wskazano jedynie, że w zasobach IPN przechowywane są dwa dokumenty związane z osobą Stanisława Buchowskiego; protokół przesłuchania przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku w dniu 5.09.1968 r. Franciszka Okulanisa (szwagra poszukiwanego) oraz protokół przesłuchania z dnia 9.03.1973 r. Ludwika Czokajło. Treść ich zeznań sprowadzała się do potwierdzenia faktu aresztowania S.Buchowskiego i że do wsi rodzinnej nigdy nie powrócił.

W piśmie do IPN zapytywałem również czy nie można umieścić nazwiska dziadka na tablicy pamiątkowej w Gibach (czy gdziekolwiek indziej). Odpowiedź była jedynie wyjaśnieniem, że na pomniku w Gibach umieszczane są tylko nazwiska osób, które zostały aresztowane w czasie obławy augustowskiej (lipiec 1945 r.).

Na tym etapie poszukiwania Stanisława Buchowskiego utknęły. Nie znaleziono człowieka ani jego szczątków, nie znaleziono żadnych dokumentów z czasów po jego uwiezieniu przez gestapo. Nie było gdzie postawić świeczki.

Przez 70 lat od zakończenia wojny nikomu ze społeczności lokalnej, kombatantów, polityków, historyków nie przyszło do głowy, żeby ofiarę wojny, mojego dziadka i wielu innych z okolicy w jakiejś formie upamiętnić. Niech to zabrzmi jak zarzut w stronę społeczności lokalnej Sejneńszczyzny.

buch_stan_cment005

 

W roku 2011, na mój wniosek na cmentarzu w Sejnach pojawiła się skromna tablica z danymi i zdjęciem Stanisława Buchowskiego. Jej fundatorką była moja mama Jadwiga Szczudło. Tak więc dopiero po prawie 70 latach było gdzie postawić zapaloną Mu świeczkę.

Rów w Zagówcu

17 Sobota Gru 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Szczudło

≈ 1 komentarz

Tagi

rów, Zagówiec

W kluczowej dla historii Sejneńszczyzny pozycji książkowej pt. Materiały do dziejów ziemi sejneńskiej[1] na stronie 58 tomu I trafiam na wzmiankę o zagówskim rowie. Autor wymienia go za dokumentem króla Zygmunta I z 28.10.1522 roku. Kontekstem tego jest fakt, że rów ten był częścią granicy nadania dóbr namiestnikowi przewalskiemu Kopciowi Wasilewiczowi. Rów łączący jezioro Żagowiec z jeziorem Sejny jest tu nazywany „rzeczką” a ponadto ma swoją nazwę „Żagówka”.

row_2

Kiedy w 1962 roku z rodzicami i dwójką braci trafiłem do Zagówca[1], przenosząc się na stałe z Olecka, rów stał się dla nas czymś bardzo ważnym. Najważniejszy był chyba dla naszej mamy, która nie mając w domu prądu ani elektrycznej pralki robiła w nim pranie. Odległy był ze 200 m od naszego domu, więc bieliznę do prania od aż 6 domowników dowoziło się wózkiem dwukołowym na szprychach. Dowiezienie i odwiezienie przeważnie było zajęciem dla nas, synów. Nad rowem mama odpowiednio pranie rozkładała i potem kolejno, sztuka po sztuce płukała w rowie. Czasami używała metalowej tarki. Dla Pietranisów, rodziny sąsiadów mieszkających najbliżej rowu, było to miejsce bardzo praktyczne. Na łączce nad nim stale pasła stado gęsi dorosła, ale opóźniona w rozwoju Zośka. Gęsi co raz to schodziły na wodę. Na szczęście znikały z wody, kiedy my chcieliśmy się w niej pławić.

Pożytki czerpane z rowu przez nas, dzieci to przede wszystkim ryby i raki. Wiosną szczupaki spływały z jeziora na tarło, szukając sobie miejsca w płytkich wodach rzecznych. I tu je mieliśmy. Bez świadomości, że to coś złego, brało się oście (gdzie indziej nazywane ościeniem) i polowało się na szczupaki. Radość z tego była ogromna i nie chodziło tu o smak ryby, ale o radochę myśliwego. Podobnie emocjonujące były polowania na raki. Pojawiały się one w naszym rowie, nie wiedzieć czemu, z różną intensywnością. Raz ich było więcej, raz mniej. Kiedy udało się wypatrzyć, że są w rowie, sięgaliśmy po nie do zakamarków między korzeniami olch rosnących tuż nad wodą. Na początku któryś z naszego grona – śmiałek został boleśnie potraktowany szczypcami raka, ale dosyć szybko odkryliśmy sposób na poradzenie sobie z tym problemem. Ubierało się na rękę starą pończochę i już było bezpiecznie. Rak chwytał szczypcami za materiał nie czyniąc rany. Łatwo go było wtedy wyciągnąć z nory i schować do koszyka.

row_1

Dodatkową korzyścią z rowu były zbierane w nim „obsitki” – robaki schowane w wykonanym z ziarenek piasku i źdźbeł drewna kokonie. Używaliśmy ich jako przynęty dla ryb, łowionych na wędkę.  Zimą nasz rów był wykorzystywany do jazdy na łyżwach. Zanim mróz porządnie ściął jeziora, bezpieczniej było jeździć na płytkim rowie.

W latach 80. władze samorządowe Sejn zrobiły nowy użytek z naszego rowu. Niespodziewanie stał się on ważny i dla mieszkańców miasteczka. Wykorzystano fakt, że rów nasz, łączący jezioro Gawieniańce dawniej zwane Żagowcem, z jeziorem Sejny przepływał przez tzw. Strzelnicę w borku. To tam właśnie, w miejscu przedwojennej strzelnicy KOP, urządzono miejsce dla publicznej rekreacji. Wyglądało to imponująco; spory brodzik z dopływem i odpływem wody, boisko do gry w piłkę nożną, punkt gastronomiczny, muszla koncertowa.

Kiedy to ujrzałem po raz pierwszy, byłem zachwycony. Niestety stan taki nie trwał długo i nie wiem dlaczego, wszystko to zaczęło popadać w ruinę. Kilkanaście lat później pojawiły się fundusze unijne, ale sejneński samorząd znalazł dla nich inne miejsce. Martwiąc się, że to nie nad naszym rowem w borku, uspokajałem się, że mimo wszystko wreszcie w „krainie tysiąca jezior” będzie jedno przyzwoite miejsce gdzie sejnianie będą mogli się wykąpać. Moja radość trwała jednak tylko do pierwszej wizyty nad jeziorem Sejny, bo to tam ulokowano nową inwestycję. Na miejscu okazało się, że czegoś tam nie przewidziano, czegoś nie sprawdzono. Owszem, była infrastruktura na brzegu, gdzie można było zaparkować samochód, pospacerować, przebrać się nawet i opalać, ale wykąpać się już nie. Woda była zbyt brudna. Tak to odeszły marzenia i nadzieje. A rów zagówski nadal płynie. Widuję go 2- 3 razy w roku, kiedy odwiedzam rodzinę. Uśmiecham się, okiem dorosłego widząc, że taka marna struga, mogła być dla dziecka ważnym miejscem zabaw i harców.

[1] W różnych latach nazwa wsi pojawia się w różnych wersjach; Żagowiec, Żagówiec, Zagowiec

[1] Praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Antoniewicza, Białystok 1963.

fot. 2 x Rafał Szczudło

Sięgamy DNA

26 Sobota List 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Rynkiewicz, Szczudło, Wszystkie wpisy

≈ 1 komentarz

Tagi

DNA, Normanowie, Oziembłowski

O wykorzystaniu DNA w genealogii rodzinnej pierwszy raz słyszałem na zebraniu w Śląskim Towarzystwie Genealogicznym, kiedy wzięła się za to Marysia Odrowąż. W jej przypadku chodziło o udowodnienie pokrewieństwa jej męża Władysława Odrowąża z błogosławionym Jackiem Odrowążem, który zmarł kilka wieków temu. Na pierwszy rzut oka, oka laika zadanie wydawało się nieprawdopodobne. Jednak wkrótce okazało się, że zachowały się kości świętego i dzięki temu można było uzyskać jego genotyp. Badanie było skuteczne, chociaż pokrewieństwo Władysława ze świętym nie zostało potwierdzone. Korzyścią dla tych, którzy wykazali zainteresowanie, a więc i dla mnie, było zwrócenie uwagi na nową metodę potwierdzania więzów krwi. Kolejnym etapem w moim dojrzewaniu do zajęcia się tematyką wykorzystania genetyki w genealogii było spotkanie z dr Maciejem Oziembłowskim, który miał wykład na zebraniu ŚTG we Wrocławiu.
To spotkanie na długo zostało w mojej pamięci. Przekonało mnie, że genetyka może odpowiedzieć na pytanie skąd przychodzimy i być pomocna kiedy zawiodą archiwa.
W 2012 roku uświadomiłem sobie, że jestem szczęściarzem mając przy życiu ojca, liczącego ponad 80 lat. Za bycie szczęściarzem warto zapłacić – uznałem. Dlatego też zdecydowałem się wydać pieniądze na przebadanie. Pakiet do testu zamówiłem w Kalifornii rejestrując się na stronie FTDNA. Uspokajał mnie fakt, że Polacy byli tam wśród administratorów i że był prowadzony Polski Projekt. Rejestrując się zmuszony byłem skompilować dane ojca z moimi, bo przecież staruszek tylko pobieżnie „był w temacie” i zgodził się tylko użyczyć śliny. Ponadto poczty mailowej i Internetu nie używa, a kierowanie na jego adres tradycyjnej, papierowej poczty niepotrzebnie wydłużyłoby cały proces o kilka dni niezbędne, aby przesyłka pokonała dzielący nas dystans 650 km ze Wschowy, gdzie mieszkam do mojego ojca pod Sejnami. Tak więc w rejestracji na FTDNA podałem dane osobowe ojca, ale dane kontaktowe swoje. Następnie zamówiłem pakiet do testu, płacąc kartą kredytową. Po kilku tygodniach pakiet testowy dotarł na miejsce i można było działać. Nie od razu jednak, gdyż dzieliła nas wspomniana wyżej odległość 650 km. Musiałem poczekać na okazję wyjazdu do rodziców, która zwykle zdarza się u mnie 2- 3 razy w roku. Wyjazdu oczekiwałem spokojnie, bo w międzyczasie wypytałem fachowców czy test nie straci ważności leżąc kilka miesięcy.
Pobranie śliny odbyło się zaraz po przyjeździe do Sejn. Dokonał tego mój młodszy syn Karol, który jako magister farmacji był najbliżej branży medycznej. Doświadczony w pracach laboratoryjnych zrobił to szybko i bez zbędnych emocji. Nazajutrz po tym test trafił na pocztę. Po kilkunastu dniach mailem otrzymałem wiadomość, że próbka dotarła do laboratorium w Kalifornii i rozpoczęły się badania. Kilka tygodni później kolejny komunikat głosił, że wyniki już są i można je pobrać na swój komputer. Wersja przygotowana dla klienta miała postać certyfikatu w pdf, którą zaraz sobie wydrukowałem. Wynik niewiele mi mówił; ot, zwykłe ciągi cyfr przypisanych do odpowiednich markerów.

zygi_dna

Badanie DNA mojego ojca odbywało się na poboczu moich coraz intensywniejszych poszukiwań genealogicznych. Gromadząc dane wszystkich Szczudłów, gdyż na początku swojego zaangażowania w genealogię uznałem, że nazwisko jest rzadkie i jest duże prawdopodobieństwo pozbierania wszystkich na jednym drzewie, stwierdziłem, że sporo nieznanych nam dotąd „nosicieli naszego nazwiska” jest w niedalekiej okolicy. Od razu założyłem, że zarówno Szczudło spod Augustowa, jak i ten spod Raczek mogą być moimi krewnymi. W końcu wszystkie te trzy ośrodki dzieliła od siebie odległość nie większa niż 60 km. Problem jednak polegał na tym, że nie znałem nikogo z linii raczkowskiej, metryk z ich parafii nie udało się nigdzie znaleźć, a augustowscy byli mało zainteresowani  moimi teoriami. Przełom nastąpił niespodzianie, kiedy w przypadkowej rozmowie telefonicznej z osobą losowo wybraną z listy Szczudłów mających telefon, usłyszałem, że mieszkający w Białymstoku Jan Szczudło pochodzi z Raczek.  Entuzjazm mój nie znał granic, bo mieszkającej w Polsce rodziny z Raczek poszukiwałem od czasu pobytu w USA, w 1987 roku. Wynaleziony wtedy w książce telefonicznej Chicago Casimir Szczudlo przypisany był do tej rodziny i sporo mi o niej opowiadał. Teraz, po ponad 20 latach, kiedy Casimir już nie żył okazuje się, że mam do nich kontakt, a nawet jeden z nich mieszka … w Chicago.

Kilka miesięcy później, w Białymstoku doszło do mojego spotkania z Janem Szczudło. W sympatycznej rozmowie wyjaśniliśmy sobie who is who i co mamy do zrobienia. Dogodną okolicznością okazał się fakt, że Jan miał syna Jerzego, od ponad 20 lat mieszkającego w Chicago. Kolejny mój fart to okoliczność, w której już po pierwszych kontaktach mailowych Jerzy dał się przekonać do moich zamiarów przebadania DNA jego ojca i chętnie wyłożył na to stosowną kwotę.

Badanie zostało załatwione stosunkowo szybko, w grudniu 2013 roku i zaraz po nim na moim (ojca) koncie firmy badającej pojawił się komunikat o trafieniu, po angielsku – Match. Analiza komunikatu i porównanie obu certyfikatów nie budziło wątpliwości; Zygmunt i Jan mają wspólnego przodka. Przekonywał o tym fakt, że na 37 markerów, aż 35 było identycznych, a jedynie dwa nieco odbiegały od siebie. Obu panów dzielił dystans określony tajemniczą cyfrą „2”. Na pytanie, co mogę dalej z tym robić, dr Oziembłowski odpowiedział, że nic konkretnego. Trafienia to osoby, które z moim ojcem mają wspólnego przodka w linii męskiej. Od tego czasu trwam w przekonaniu, że odnalazłem rodzinę ojca, ale jak daleką nie wiem. Niemniej kontakty zostały zawarte i utrzymane, zarówno z Janem i jego żoną Krystyną z Białegostoku, jak i z Jurkiem z Chicago (przez Skype’a, mailem i telefonicznie). Latem 2014 roku podczas pobytu w USA doszło do mojego spotkania z krewniakiem. Po raz pierwszy w życiu mogliśmy się spotkać, spojrzeć sobie w oczy, porozmawiać. Uczestniczyła w tym również Sue Schlueter, krewniaczka wcześniejszych emigrantów raczkowskich, o których w 1987 roku opowiadał mi Casimir Szczudlo. Sue pokonała spory kawał drogi z Michigan, gdzie mieszka, aby spotkać się z nami w Chicago. Otrzymałem od niej raport z amerykańskiego losu naszych raczkowskich przodków. Rzecz jest dosyć obszerna i po angielsku, więc czekam na emeryturę, żeby to w całości przetłumaczyć, przeanalizować i ewentualnie wykorzystać do własnych publikacji.

Wisienką na torcie moich potyczek z DNA stała się informacja, że w genach mojego ojca znalazły się elementy normandzkie, dosyć rzadkie w chromosomach większości Polaków. Znów powróciło pytanie, co z tym mogę zrobić? Nie mając odpowiedzi zareagowałem pozytywnie na prośbę prowadzących Family Tree DNA o dołączenie do Projektu Normandzkiego. Co to dla mnie przyniesie, jakie da odpowiedzi o pochodzeniu rodziny, nie wiem. Wiem, że jest pożywką dla barwnych wyobrażeń o Wikingach w rodzinie. Podsycają je stale otrzymywane komunikaty o osobach z całego świata, w których określono podobne, normandzkie geny.

Moje główne zadanie w genealogii Szczudłów, do którego zaprzęgnąłem genetykę, polegało na udowodnieniu, że trzy linie sąsiadujących ze sobą na terenie północno- wschodniej Polski Szczudłów, mają wspólnego przodka. O ile udało się to w zakresie dwóch rodzin, z Sejn i z Raczek, to nie zostało zbadane dla rodziny z Augustowa. Uciekła szansa wykorzystania do badania najstarszego, męskiego członka rodziny, Stanisława Szczudło, który wiekowo był w pobliżu mojego ojca Zygmunta (linia Sejny) oraz Jana (linia z Raczek). Zmarł w 2014 roku. Pozostaje teraz opcja nieco mniej dogodna, ale wciąż sensowna, wykorzystania do badania DNA jednego z jego trzech synów: Piotra, Wacława lub Jerzego. Zamierzam zająć się tym w najbliższym czasie.

Na marginesie chciałbym dodać, że nie poszło na marne gromadzenie przeze mnie od lat informacji o wszystkich Szczudłach. Po uporządkowaniu już mogę wstępnie „przyswoić” barwne i dobrze udokumentowane historie emigrantów do Ameryki z Raczek, a wkrótce może i tych z Augustowa.

Podobne zadanie mam do wykonania w pozostałych rodzinach, którymi się genealogicznie zajmuję; Buchowskich i Rynkiewiczów. Policzeni już przeze mnie Buchowscy, gęsto zasiedlający ziemię sejneńską przekazują z pokolenia na pokolenie historie o emigracji swoich krewniaków do Ameryki. Część z nich wracała, kupując za zarobione dolary gospodarstwa wokół Sejn, ale część zostawała, asymilując się ze społecznością amerykańską. Dziś kiedy zapanowała moda na genealogię, poszukują swoich korzeni w „starym kraju”.  Jest więc zainteresowanie obu stron, aby pochodzenie Amerykanów udokumentować i połączyć rodziny. Ze strony amerykańskiej najbardziej dąży do tego mieszkająca w San Jose, Kalifornia Kate Maed, której rodzinne dane nie bardzo pasują do naszych. Jej ojciec Jan / John Buchowski ur. 1892 emigrował do Ameryki w 1913 roku, razem z bratem Józefem /Josephem.  Dokumentów wskazujących na pochodzenie ich od naszych Buchowskich brak, więc jedyną skuteczną metodą na dziś wydaje się badanie DNA. W grudniu 2015 zdecydował się na to Jan Buchowski ze Skarkiszek k. Puńska. Jego wyniki mają być teraz skojarzone z DNA Buchowskich z Kalifornii, aby odpowiedzieć na pytanie czy obie rodziny mają wspólnego przodka?

O badanie DNA męskiego przedstawiciela Rynkiewiczów zabiegam od kilku lat. Proszą o to amerykańscy Rynkiewicze, których korzenie są z Litwy i spod Grajewa, co wcale nie wyklucza pokrewieństwa z naszymi.  Dosyć długo obaj kandydaci, Józef z Krasnopola i Marian z Suwałk nie wydawali się być do tego przekonani. Sytuacja uległa zmianie przed rokiem i drugi z moich wujków powiedział sprawie sakramentalne „tak”. Mam więc certyfikat DNA tej rodziny i będę mógł skojarzyć „nasze” dane z amerykańskimi. Jeśli będzie „match”, wzbogacimy się o kolejne gałęzie na genealogicznym drzewie.

Andrzej Szczudło

Aktualizowany tekst artykułu pt. Przemawia DNA publikowanego w książce PARANTELE 1/2016 – Roczniku Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu (www.genealodzy.wroclaw.pl)

Projekt Normandzki Family Tree DNA

Celem naszego projektu DNA jest identyfikacja potomków Normanów w Europie kontynentalnej, czyli w Europie bez Wysp Brytyjskich i Półwyspu Skandynawskiego. Jako Normanów klasyfikujemy haplogrupy I1 u osób, których rodziny historycznie pochodzą z tego regionu. Dziś widzimy sześć podstawowych fal ich napływu do tego regionu: 1/ Prehistoryczne ruchy nordyckich plemion w czasach „Voelker-Wanderung”, 2/ Wczesne Średniowiecze – Ekspansja normańskich zdobywców, kupców i najemników od siódmego do jedenastego wieku, 3/ Udział rycerzy z pochodzenia Norman w wojnach i krucjatach od XI do XV wieku, 4/ Brytyjczycy pochodzenia normańskiego służący w zaciężnych pułkach w tej części Europy – od XVI do XVIII wieku, 5/ Fale imigracji niemieckich i holenderskich osadników do Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej od XIII do XX wieku, 6/ Żołnierze szwedzcy w podbojach i wojnach w Europie Środkowej i Wschodniej od XVII do XVIII wieku.

Cenne przypadki

10 Poniedziałek Paźdź 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Genealogia ogólnie, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Ulicny, USA Andrulewicz

Na początku lutego b.r., wertując internetowe strony przypomniałem sobie o portalu historycznym Dawna Suwalszczyzna. Bardzo go sobie ceniłem kiedy powstał i zmartwiłem się kilka lat temu, gdy zauważyłem, że wygasza swoją aktywność. Teraz chciałem tylko sprawdzić czy coś tam z niego zostało na łączach. Nie wiedzieć czemu na hasło „Dawna Suwalszczyzna” wyskoczył również link do hasła „Teddy Adrulewicz” z Wikipedii. Jako że mam to nazwisko na swoim drzewie genealogicznym (siostra wujeczna Helena B. wyszła za Andrulewicza), Teresa Andrulewicz była koleżanką z klasy podstawówki, a z Witkiem Andrulewiczem spędziłem w wojsku w Lesznie dwa lata, trudno mi było go pominąć.

W informacji z Wikipedii moją uwagę przykuło miejsce urodzenia Tedda – Mount Carmel w Pensylwanii, USA – miasteczko znane jako jedna z miejscowości kojarzących się z moimi Rynkiewiczami. Jest położone ledwie 10 mil od Shenandoah, które nazywam Mekką moich krajanów z Suwalszczyzny. Byłem tam w 2014 roku i kiedy zwiedzałem miejscowe cmentarze, nie mogłem ukryć zdumienia, że dotarło tam tak wiele osób znanych mi z Sejneńszczyzny. Nazwiska brzmiały mi swojsko; jak sąsiadów, kolegów z klasy, kilku osób z opracowanego przeze mnie drzewa genealogicznego.

Teraz kiedy więc link zaprowadził mnie do Tedda Andrulewicza, intuicja podpowiadała mi, że to ktoś z „naszych”. Aby się upewnić, napisałem mail do poznanego w USA entuzjasty genealogii z Shenandoah, Andy’ego Ulicnego.

Ulicny

Niezależnie od tego prośbę o wyszukanie takiej osoby w metrykach Suwalszczyzny wysłałem do Ani Feltynowskiej i Lucyny Panasewicz. Obie koleżanki cenię za profesjonalizm i biegłość w poszukiwaniach genealogicznych. Nie zawiodłem się. Już po paru godzinach przyszły dwie podobne odpowiedzi od obu pań, stwierdzające, że intuicja mnie nie zawiodła.

Ania napisała:

Wygląda na to, że Tomasz Andrulewicz s. Augustyna i Rozalii ze Skindzierów (ojciec Tedda – przypis A.Sz.) urodził się w Orlinku dnia 20 grudnia 1864 roku, w parafii Kaletnik, zatem nie zgadza się data. Akt urodzenia 198 z 1864 roku.

Orlinek przyszedł mi do głowy w pierwszej kolejności, ponieważ byłam tam jakieś 3 lata temu, by zlokalizować miejsce i zebrać informacje o śmierci stryjka mojej mamy, który zginął tam w maju 1946 roku, (33 lata i 33 kule w ciele, zostawił żonę i małego synka). Szukałam starych ludzi i pokierowano mnie do pani Andrulewiczowej z Burdynów, siostry stryjecznej Piotra Burdyna. Stąd wiem, że w Orlinku byli Andrulewicze i miałam wrażenie, że od dość dawna. Poszłam zatem za podszeptem intuicji i chyba bingo.

Dopiszę jeszcze, że wygląda na to, że w Orlinku mieszkali również Poźniaki, jakiś Poźniak był świadkiem w akcie urodzenia innego Andrulewicza – akt urodzenia nr 48 z 1865 roku parafia Kaletnik.”

W podobnym tonie odpowiedziała druga z pań, Lucyna Panasewicz z Sokółki o rodowodzie z krasnopolskich Rydzewskich.

„Przesyłam Ci dwie metryki; jedna dotyczy urodzenia Tomasza Teofila Andrulewicza syna Augustyna i Rozalii Skindzier urodzony 20.12.1864 r. w Orlinku parafia Kaletnik. Twoja data się nie zgadza.

Metryki Scholastyki Poźniak nie znalazłam bo nie ma metryk z 1884 roku. Na pewno urodziła się w parafii Kaletnik i raczej w Orlinku. Druga metryka, którą przesyłam jest świadectwem że Klemens Poźniak ojciec Scholastyki jest z Orlinka.

Metrykę Scholastyki znajdziesz może w kościele w Kaletniku, bo widać że Archiwum Państwowe nie posiada. Na marginesie, mój szwagier pochodził z Andrulewiczów z Orlinka, a Poźniak u nas w Krasnopolu budował oborę w 1955 roku.”

andrulewicz_2

Nie zawiódł też Andy Ulicny, który badał sprawę po stronie amerykańskiej. Znalazł naszego bohatera na liście pasażerów statku parowego firmy H.J.Perlbach pod nazwą „Hamburg”, który pod kapitanem Krabbo odprawił się z Hamburga 20 lipca 1888 roku. Na trasie do północnoamerykańskiego portu Hull statek ten zawinął do Liverpoolu. Analiza listy pasażerów statku „Hamburg” pokazuje, że w rejsie tym uczestniczyło aż trzech mężczyzn o nazwisku „Andrulewicz”: oprócz Tomasza Cyprian lat 28 i Michał 10. Wszyscy są z Suwałk i zmierzają do stanu Pennsylwania; Tomasz do Shenandoah, pozostali do Mt. Carmel.

22 lata później, w spisie mieszkańców (tzw. census) z 1910 roku Teddy występuje jako Teofil, syn Tomasza i Scholastyki. W niektórych dokumentach widuję zamerykanizowane imię matki, „Skolie” a później jako „Sarah”. Zgodnie z amerykańskim certyfikatem śmierci ojciec Tomasz urodził się 18 grudnia 1865 roku w Polsce (data błędna, gdyż według zachowanej metryki urodzenia nr 98 z parafii Kaletnik było to 20.12.1864 r.) zmarł 1 marca 1935 w Geisinger, Montour, Pennsylvania. Matka Scholastyka Andrulewicz zmarła 18 czerwca 1957 w Coal, Northumberland, Pennsylvania.

Na koniec warto wrócić do dokonań Tedda Andrulewicza, dzięki którym trafił on do Wikipedii. Urodzony 1 stycznia 1905 r. w Mont Carmel Tedd ukończył college w Villanova. Grał w futbol amerykański w drużynie Newark Tornadoes. W roku 1930 jedenaście razy wystąpił w meczach NFL (National Football League – Narodowa Liga Footbolu). Następnie przez wiele lat był nauczycielem w Mt Carmel High School, był znany jako trener szkolnej drużyny basebolla. Ożeniony z Mary Wasilewski miał z nią dwie córki, Marylou i Judith oraz trzech synów; Edwarda, Williama i Theodore. Zmarł w wieku 91 lat 3 stycznia 1996 roku w Whitehall w Pensylvanii. Wspominając go po latach, jego bratanek Jack Wasilewski wracał do opowiadanych przez Tedda wojennych historii z czasów kiedy był strzelcem pokładowym na bombowcu B 26 Marauder i wiele razy uczestniczył w historycznych misjach II wojny światowej.

Na zdjęciu: Andy Ulicny i Andrzej Szczudło w Shenandoah, Pennsylvania, USA, 2014 r.

Sidorowie na drzewie genealogicznym Buchowskich

06 Wtorek Wrz 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Wertując metryki z parafii Sejny wiele raz trafiałem na nazwisko Sidor i nabrałem przekonania, że warto byłoby opracować genealogię tej rodziny. Jestem przekonany, że większość Sidorów z Sejneńszczyzny a może i wszyscy, pochodzą z jednej rodziny zamieszkałej w Klejwach. Aby to udowodnić trzeba by włożyć wiele wysiłku i czasu. Ja go teraz nie mam, ale kto wie jak będzie za kilka lat kiedy już szczęśliwie doczekam emerytury? Na dziś mogę jedynie wskazać Sidorów, którzy w różnych konfiguracjach trafili na moje drzewo genealogiczne.

img_0359

Najstarszym z wyszukanych jest Szymon urodzony pewnie około 1770 roku. Z nieznaną z nazwiska Reginą stworzył on związek który 4.10.1801 roku wydał na świat Franciszka. Ten zaś 27 lipca 1824 roku w Sejnach ożenił się z Teresą Sidorowicz z Klejw, urodzoną 26 stycznia 1800 r. Para ta już po roku szczęśliwego małżeństwa, 10 stycznia 1831 roku doczekała się córki Ewy. Mając 24 lata, 25 stycznia 1855 r. Ewa Sidor wyszła za Stanisława Kazimierza Buchowskiego, urodzonego w Gawieniancach 29 lutego 1836 roku. Stanisław był synem Michała (1808- ?) i Anny Kurysz (1811- 1862). Małżeństwo Stanisława Buchowskiego i Ewy Sidor w latach 1856 – 1871 wydało 7 dzieci, które w kolejnych pokoleniach zasiedliły Ziemię Sejneńską. Niżej podpisany też jest w gronie ich dalszych potomków.

Helena i Jan Sidorowie - ślubne

Ślub Jana Sidora z Heleną Buchowską – 1969 rok.

Kolejny raz Sidorowie łączą się z Buchowskimi poprzez związek Jana Sidora ur. 29.01.1933 r. w Klejwach z Heleną Buchowską ur. 1.01.1933 r. w Gawieniańcach.
Zmarły w 1997 roku w Suwałkach Jan był synem Jana (1883- 1934) i Katarzyny Wołyniec (1894- 1963). Kolejne wstecz pokolenie to Adam Sidor (1840- ?) i Anna Burdulis (1857- ?). Adam zaś był synem Franciszka Sidora (1795- ?) i Franciszki Sidor (1794-?). Fakt, że możliwe było małżeństwo Sidora z Sidorówną wskazuje na to, że już wtedy żyły w Klejwach co najmniej dwie rodziny Sidorów niezbyt blisko ze sobą spokrewnione.

Buchowscy z Pełel

06 Sobota Sier 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Buchowscy, Pełele

Antoni Buchowski, syn Michała i Teresy Malinowskiej urodził się w Gawieniancach 9 listopada 1893 roku. Rewolucja Październikowa 1917 roku zastała go w carskim wojsku. Trafił tam jako pełnoletni już poddany cara Mikołaja II Romanowa, który objął władzę w 1894 roku, po przedwczesnej śmierci swojego ojca Aleksandra III. Najprawdopodobniej losy rzuciły Antoniego do Odessy, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Annę Malunas. W Odessie 19 marca 1918 roku urodziło się ich pierwsze dziecko, syn Józef. Po powrocie w rodzinne strony, Antoni z rodziną zamieszkał u ojca Michała, w Gawieniancach. Kiedy jego żona otrzymała spadek z Ameryki, kupił gospodarstwo w Pełelach, po rolniku, który wyjechał na Litwę. Wybór był najprawdopodobniej przypadkowy, bo tylko tam pojawiła się możliwość kupna ziemi. Było to około 1919 roku.BuchStach_Pele

Jak wiadomo, drugi syn Antoniego i Anny, Stanisław urodził się i wychowywał już w Pełelach. Starszy Józef otrzymał od ojca gospodarstwo w Krasnowie, a młodszy został z ojcem.
Stanisław urodzony w 1922 r. ożenił się z Katarzyną Pieczulis, z którą miał pięcioro dzieci; Jana, Józefa, Jadwigę, Czesława i Antoniego. Wychowało się tylko czworo, gdyż pierwszy z nich zmarł w wieku niemowlęcym. W 2012 r. mając 58 lat zmarł Czesław Buchowski, który był kawalerem.

Więcej o Buchowskich

10 Piątek Czer 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Wszystkie wpisy

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Marianna, Okmiany, Urbanowicz

Kilka miesięcy temu dokonałem ważnego dla rodziny Buchowskich z Sejneńszczyzny, których genealogię opracowuję, odkrycia metryki urodzenia Marianny córki Antoniego i Krystyny z Pawłowskich z 1809 roku. Było to o tyle ważne, że dotychczas nikt nie wiedział, że pierwszy na Ziemi Sejneńskiej Buchowski miał córkę. Wiadomo było jedynie o jego trzech synach; Michale, Dominiku i Franciszku. Bardzo ważne było też opisanie w tej metryce okoliczności dotyczących rodziny nowo narodzonej Marianny. Wynikało z niej, że Antoni Buchowski (chociaż w rzeczonej metryce zapisany jako Puchowski) już w czasach napoleońskich mieszkał kątem u gospodarza Gausy w Radziuciach.

Metryka Marianny

Nowe światło na dalsze losy tej rodziny rzuca moje kolejne odkrycie – przypadkowo znaleziona metryka ślubu Marianny (tu kolejny błąd prowadzącego metryki parafialne – winno być Buchowska a nie Bukowska) z roku 1832, zawartego w Sejnach z Wawrzyńcem Urbanowiczem, kawalerem lat 19 we wsi Okmiany parafii berżnickiej urodzonym i tam przy rodzicach zamieszkałym. Wynika z niej potwierdzenie faktu urodzenia w Radziuciach ale i informacja, że aktualnie rodzina Antoniego i Krystyny Buchowskich mieszka we wsi Gawiniańce, która stanie się wsią rodową na dalsze prawie 200 lat. Wygląda więc na to, że do listy nazwisk w kręgu mojego zainteresowania należy dopisać znane mi skądinąd nazwisko Urbanowicz i pod nim doszukiwać się kolejnych krewniaków po Antonim Buchowskim ze wsi Gudynie. Co do nieznanej mi dotąd wsi Okmiany, warto dodać, że wieś ta, podobnie jak jezioro o tej samej nazwie aktualnie leży na terenie Litwy, tuż za granicą, i nosi nazwę Akmeniai. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego wymienia tę miejscowość jako należącą do gminy Hołny Wolmera, parafii berżnickiej, powiatu sejneńskiego, oddaloną od Sejn o 13 wiorst. W 53 domach mieszkało tam 381 mieszkańców. W roku 1827, czyli 5 lat przed ślubem mieszkańca Okmian Wawrzyńca Urbanowicza z Marianną Buchowską z Gawieniańc doliczono się już tylko 37 domów i 292 mieszkańców.

Jakie były dalsze losy małżeństwa Wawrzyńca i Marianny Urbanowiczów z Okmian, nie wiemy, ale w kwestii genealogii Buchowskich z Sejneńszczyzny nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Andrzej Szczudło

Wirtualna krewniaczka

10 Niedziela Kwi 2016

Posted by dziklin in Buchowski, Rynkiewicz, Szczudło

≈ 4 Komentarze

Tagi

Christa, Shenandoah, Ulicny

Jak pewnie wielu genealogów, mam kilka wirtualnych znajomości godnych opisania, gdyż wywarły istotny wpływ na mój genealogiczny dorobek. Niewątpliwie taką osobą jest dla mnie Christa Shukaitis z USA.

Christa_S

O jej istnieniu dowiedziałem się dosyć przypadkowo, wiedziony ciekawością kto był osobą, która dane metryk moich najdalszych męskich przodków spod Sejn wprowadził na stronę mormonów?

Intensywnie współpracowałem wtedy z inną Amerykanką, Patrycją Schmidt Szczudło, która ku mojej radości graniczącej z entuzjazmem podjęła się arcytrudnego zadania zinwentaryzowania amerykańskich Szczudłów. Okazało się bowiem, że do USA trafiali Szczudłowie z różnych miejsc w Polsce, prawdopodobnie nie- lub bardzo daleko spokrewnieni. Aby ich przypisać do odpowiednich miejsc pochodzenia, potrzebna była współpraca polsko – amerykańska. Imponujące efekty tej współpracy znajdą się w osobnym opracowaniu, tu chciałbym tylko wskazać na rodzaj relacji z „imienniczką” zza oceanu.

Prawie od początku mojego bywania w Internecie monitorowałem stronę mormonów, funkcjonującą pod adresem ancestry.com. Cieszyło mnie to, że miałem tam swoje ulubione miejsca, oczywiście tam, gdzie pojawiał się liczący kilkadziesiąt pozycji wykaz Szczudłów już zinwentaryzowanych, przypisanych do dat i miejsc pochodzenia. Moich tam wtedy nie było, a w zasadzie ich związku z moimi nie byłem w stanie uświadomić. Aż do pewnego czasu, kiedy odkryłem, że lista Szczudłów u mormonów powiększyła się o kilka pozycji. Ku mojej radości, dodane metryki wskazywały na miejscowości moich przodków. O pomoc w dotarciu do osoby, która jako tzw. submitter o nazwisku Chris Shuk wskazana była na ancestry.com zwróciłem się do Patrycji Szczudło. Dosyć szybko rozszyfrowała ona, że osobą tą jest Christine Shukaitis z  Delaware i nawiązała z nią kontakt mailowy. W mailu Christa wyjaśniła, że do metryk Szczudłów z parafii Sejny dotarła poszukując rodziny swojej ciotki. Ciotka, będąca potomkinią Tomasza Łabanowskiego ożenionego z Floryanną vel Florentyną Szczudło, opowiadała rodzinie, że jej przodek był profesorem na uczelni w Sejnach. Christa powątpiewała w prawdziwość tej opowieści, być może i dlatego, że nie potrafiła umiejscowić w Sejnach, kilkutysięcznej miejscowości na rubieżach aktualnej Rzeczpospolitej, żadnej uczelni. Swoje wątpliwości postanowiła rozwiać na miejscu. Wybrała się do Polski i tu wertując zasoby archiwalnych metryk, ulokowane w Suwałkach weryfikowała relacje ciotki.

Aniela_Strzelczyk

Dotarła też do Radziuszek, wioski pod Sejnami, gdzie od kilku wieków mieszka rodzina Łabanowskich. Spotkani tam dalecy krewni nie bardzo byli biegli w języku angielskim tak jak nieoswojona z językiem polskim była Christina Shukaitis. Nikt też z tej rodziny nie zajmował się genealogią, więc efekty wizyty Amerykanki pod Sejnami były raczej mizerne. Wróciła ona do USA z kopiami metryk polskich krewniaków i przekonaniem, że przodek ciotki profesorem nie mógł być, bo nie ma tam uczelni. Być może tylko w jakiś sposób współpracował z tamtejszą Szkołą Departamentową, która już przed 1840 r. miała swoją świetność i ponadregionalną rangę. Ciotki ta wersja nie zadawalała i dlatego nawet nie chciała mieć metryk uzyskanych przez krewniaczkę w Polsce. Aby jednak wysiłek nie poszedł na marne, jak rasowy genealog, Christa zdecydowała się dać metryki tam gdzie ich miejsce czyli do mormonów. W tej lokalizacji jest gwarancja, że nie zginą i będą udostępnione innym genealogom. Tak też się stało. Metryki moich przodków po mieczu trafiły potem do Internetu i ja je tam odkryłem. Dowiedziałem się wtedy o relacji moich Szczudłów z Łabanowskimi z Radziuszek. W 1854 w Sejnach za Tomasza Łabanowskiego (1835- 1889) wyszła Floryanna Szczudło (1834- 1900), córka Pawła Szczudło (1809 Teolin- 1895 Zagówiec) i Marianny Gorczyńskiej (1801-1885). Syn tej pary, Franciszek Łabanowski (1859-1906) w 1883 r. w Sejnach ożenił się z Anielą Strzelczyk (1856-ok. 1940) ze Stabieńszczyzny. Ich córka Bronisława Łabanowska wyjechała do Ameryki, gdzie w 1904 roku wyszła za Jana Stankiewicza (1877- 1955) z Lipowa. Po śmierci swojego męża Franciszka w 1906 roku do Bronisławy dołączyła jej matka, Aniela Łabanowska. Mieszkali w Shenandoah, górniczym miasteczku w Pensylwanii. Tam też około 1940 roku dokończyła swojego żywota Aniela, a w 1955 roku jej zięć Jan Stankiewicz. Bronisława Stankiewicz przeżyła męża Jana o 22 lata i jest pochowana w Camp Hill w Pensylwanii.

Moja znajomość z Christą (Christiną Shukaitis) przetrwała do dziś. Kilka lat po zawarciu znajomości zameldowała, że wybiera się do Warszawy, aby w Archiwum Akt Dawnych poszukiwać starych dokumentów z XVI wieku, dotyczących nobliwego przodka spod Pułtuska. Uznałem, że dla tak zasłużonej dla mnie osoby, żeby ją poznać osobiście, warto wziąć dzień urlopu i wybrać się do stolicy. Najpierw jednak chciałem się z nią umówić. Rozmowa telefoniczna z ulokowaną w luksusowym hotelu „Mariot” Amerykanką przekonała mnie, że tym razem Warszawę mam sobie darować. Christa przyjechała wyłącznie do archiwum, zarezerwowała tam miejsce i zamierza cały tydzień spędzić wśród archiwaliów. Nie dała mi szansy na spotkanie. Cóż było począć, odpuściłem.

Christa&Kathy_Harris

W kolejnych latach wymienialiśmy zdawkowe listy, aż do zaskakującego maila, w którym Christa … prosiła mnie o pomoc w dramatycznej sytuacji. Znalazła się w Hiszpanii, gdzie ktoś ukradł jej pieniądze i dokumenty. Pisała, że odeśle zaraz po powrocie do domu. Długo, ze zdziwieniem przyglądałem się temu mailowi, zastanawiając się dlaczego tak zdystansowana osoba, Amerykanka zdecydowała się prosić o pomoc właśnie mnie? Niezależnie od przemyśleń, przyglądanie się nie poszło na marne, bo zauważyłem, że swojsko wyglądający dotąd adres mailowy Christy jest chudszy o jedną literkę! Wtedy zrozumiałem, że oboje z Christą jesteśmy ofiarami oszusta, który włamał się na jej konto i po jego przejęciu używał adresów z jej książki kontaktowej. Pieniędzy nie wysłałem, ale nawiązałem kontakt inną drogą. Już wiedziała, że konto padło ofiarą hakera. Pewnie zgłosił ten fakt ktoś nagabywany tak jak ja.

Po jakimś czasie odnowiłem kontakt z Christą, już przy pomocy nowego adresu. Napisałem jej, że w 2014 roku wybieram się do Stanów i być może jest szansa na spotkanie z nią w Shenandoah. Wiedziałem, że mieszkało tam całe gniazdo moich krewniaków Rynkiewiczów, no i gałązka z domieszką krwi Szczudłów, po Łabanowskich.  Odpowiedź z Ameryki znów mnie zaskoczyła; moi Rynkiewiczowie mieszkali w Shenandoah Heights … i byli sąsiadami jej babki! Christa znała ich jako  właścicieli publicznego basenu niedaleko jej domu. Była z nimi zaprzyjaźniona. Teraz mieszka w Wilmington (Delaware), 3 godziny samochodem od tego miejsca, ale trzy razy w roku bywa w Shenandoah, żeby kupić kiełbasę w lokalnym sklepie.

Trudno o lepszego przewodnika po Shenandoah, pomyślałem. Będąc już w Nowym Jorku napisałem do niej maila ponownie, ale bez odzewu. Dojeżdżałem do Shenandoah zdany tylko na siebie i rodzinę.

Jakiś czas później, kiedy byliśmy już w Chicago odezwała się tłumacząc spóźnienie mailowe brakiem zasięgu Internetu … w Mławie. Jej kolejny pobyt w Polsce okazał się feralny, bo naciągnęła mięśnie pleców i po powrocie do USA nie mogła prowadzić samochodu do Shenandoah. Nie było żadnego usprawiedliwienia, że np. właśnie skończyła 80 latek. To nie pesel ją wykluczył z tej jazdy a niefortunne naciągnięcie mięśni pleców.

Ulicny

Będąc w Shenandoah spotkaliśmy tam Andy’ego Ulicnego, Amerykanina czeskiego pochodzenia, który przez wielu miejscowych wskazywany był jako specjalista a nawet fanatyk genealogii. Rzeczywiście takim był; serdeczny, miły człowiek, który od razu zaprosił nas do swojego domu a potem podzielił się bazą danych o osobach pochowanych na dziesięciu miejscowych cmentarzach. Nawiązaliśmy z nim sympatyczną znajomość, kontynuowaną na Facebooku. Szybko okazało się, że to nasz wspólny znajomy z Christą.

Kiedy więc szukając w Internecie tropów emigrantów z mojej trzeciej, wg ważności rodziny, których genealogią się zajmuję, Buchowskich, przeczytałem, że jakiś Buchowski mieszkał w Wilmington, od razu pomyślałem o Christinie Shukaitis. Odpisała, że jej miejscem zamieszkania jest inne Wilmington, a w Shenandoah nie znała Buchowskich. Mimo to znalazła mi tam Bukowskiego, który meldował się do wojska w tej miejscowości, pracował tam w kopalni i ożenił się z Ellą Luskiewicz.  Kto wie, może to nasz krewniak, któremu po drodze do Ameryki ktoś zmodyfikował nazwisko z Buchowskiego na Bukowski?

Najświeższe maile od Christy pochodzą z roku 2015. Melduje w nich, że była już w Warszawie w maju, a w sierpniu kolejne dwa tygodnie również tam spędzi, kopiując stare księgi sądowe w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Jak widać na Facebooku, w przerwach między kolejnymi wyjazdami do Warszawy, spędza czas z wnuczkiem, pokazując mu coraz to inne zakątki Europy.

Mówi się, pokaż swoich znajomych, a powiem ci kim jesteś. Ja bez żenady na takie pytanie mógłbym pokazać Christę, mimo że jest mi tylko „wirtualną krewniaczką”.

← Older posts
Newer posts →

Kategorie

  • Buchowski
  • Genealogia ogólnie
  • Obywatel
  • Rynkiewicz
  • Szczudło
  • Wszystkie wpisy

Datowanie

Sierpień 2022
Pon W Śr Czw Pt S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
« Maj    
Follow Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów on WordPress.com

Blog na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Korzenie rodowe spod Sejn - Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów
    • Dołącz do 2 724 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Korzenie rodowe spod Sejn - Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...