Hurtowe chrzciny

Tagi

, ,

Na rozbudowanej już bardzo liście kilkudziesięciu nazwisk osób spokrewnionych ze mną, których genealogią się interesuję, jest też nazwisko Palewicz. Rodzina Palewiczów pochodzi ze wsi Półkoty w parafii Berżniki, powiat Sejny. Powodów tego zainteresowania jest kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy z nich to mariaż Szymona Palewicza (1837- ) z Anną Barbarą Buchowską (1840- ), krewną mojej mamy. Związek ten z roku 1859 przez 20 lat, 1864- 1884, przysporzył Palewiczom siedmioro potomków, a mnie już prawie sto lat temu zahaczył o ich drzewo genealogiczne.

Ważnym powodem mojej atencji dla Palewiczów jest także fakt, że kilka lat temu poznałem osobiście jej sympatycznego przedstawiciela Krzysztofa, który jest artystą- fotografikiem, autorem i współautorem wielu wydawnictw i albumów. Jak przystało na lokalnego patriotę, po latach pracy zawodowej i mieszkania w Sejnach, Krzysztof wrócił do ojczystych Półkot, gdzie z żoną Majką prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Z przyjemnością bywam tam od czasu do czasu.

W domu Majki i Krzysztofa w Półkotach latem 2022 r. W środku Maria Mele i John Ulicny, Amerykanie o polskich korzeniach czasowo zamieszkali w Polsce.

W ostatnich czasach buszując po umieszczonych w Internecie metrykach parafii berżnickiej trafiłem na wyjątkowe zagęszczenie Palewiczów w metrykach urodzeń pojedynczego rocznika 1910. Znalazłem ich aż 9 sztuk, co wyraźnie odbiegało od lat poprzednich i następnych.

Metryka ur Stanisława Palewicza, syna Zygmunta z 1900 roku.

Zagadka wyjaśniła się dopiero kiedy wczytałem się w ich treść. Okazało się, że aż 7 z nich dotyczy urodzeń dzieci jednej pary, przychodzących na świat w różnym czasie i miejscu, m.in. w Shenandoah, PA, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Wygląda na to, że Zygmunt (ur. 1869 Berżniki) i Aniela (z domu Namiotkiewicz ur. 1874) Palewiczowie około roku 1910 po dziesięcioletnim pobycie wrócili z Ameryki do kraju i w swojej macierzystej parafii Berżniki hurtem zarejestrowali cały swój rodzinny dorobek. W sumie mieli co najmniej osiem dzieci, z czego pierwsze- córka Waleria urodziła się w 1896 r. czyli rok po ślubie w Berżnikach, a więc przed wyjazdem do Ameryki. Następne pięcioro w latach 1900- 1907 rodziło się w Shenandoah. Były też dzieci po amerykańskie- Jadwiga urodzona w Berżnikach w 1910 roku i Helena w 1912.

Co ciekawe, jak wynika z miejsc urodzeń amerykańskich dzieci, Szymon i Aniela Palewiczowie mieszkali w miasteczku Shenendoah w Pensylwanii, które z rodziną odwiedziłem w 2014 roku. Na tamtejszych cmentarzach skupiałem się na grobach Rynkiewiczów z Krasnopola, których widziałem tam kilkanaście. Skądinąd wiem jednak, że są tam również nagrobki Palewiczów; Piotra ur. 1892, Dominiki 1900, Franciszka 1906, Florence 1923, Piotra 1928, Pawła 1928.

Na zdjęciu: amerykański nagrobek innych Palewiczów, Bronisława, syna Karola i Antoniny Lorman, ur 29.07.1881 we wsi Budwieć w parafii Berżniki i jego żony Anny z Jodzisów ur 19.01.1895 r. we wsi Bryniuki, parafia Berżniki.

Niestety nie znam nikogo, kto mógłby przybliżyć mi historię migracji tej rodziny do Ameryki.

Abstrahując od genealogii Palewiczów, zastanawiam się nad procedurą rejestracji w kraju ojczystym dzieci urodzonych za granicą. Wydaje mi się to niespotykane, bo zwykle widywałem metryki wystawiane w miejscu urodzenia, według zasad tam obowiązujących.

Andrzej Szczudło

W kontakcie z Ameryką

Tagi

, ,

Dzięki badaniu DNA, które w 1993 roku przeprowadziłem dla mojego Taty, a kilka lat temu również dla siebie, stale przybywają mi nowe kontakty z dalekimi krewnymi z Ameryki. Czasem są to linie tylko pośrednio z nami powiązane, ale cenne nawet z samego faktu, że wywodzą się z tego samego regionu, z Ziemi Sejneńskiej.

Ostatnio nabytym znajomym jest John Rutowicz, który podobnie jak ja ma kilka połączeń z rodziną Misiukanisów licznie kiedyś zamieszkującą tereny wokół Sejn.

Poznanie Johna przyszło do mnie w dobrym czasie, kiedy od kilku miesięcy zajmowałem się genealogią rodziny Misiukanisów, pod wpływem już krajowej znajomości z Piotrem Misiukanisem, osiadłym od lat w Łasku (foto poniżej).

W efekcie intensywnej pracy zgromadziłem bogatą kolekcję metryk tej rodziny zawierającą ponad 300 metryk urodzeń, małżeństw i zgonów. Najstarsi z nich to: Maciej ur. około 1745, Marcin 1750, Ewa 1769, Szymon 1769, Wincenty 1769, Anna 1770, Ludwik 1772, Jakub 1773.

Cześć Andrzej!

Dziękuję za pomoc. Moją prababką była Maria Magdalena Misiukanis, ur.: 22 lipca 1875 r. w Posejnach. Po raz pierwszy wyszła za mąż za Franciszka Dubowskiego 21 sierpnia 1894 r. On i dwoje dzieci zmarli. Maria wyszła ponownie za mąż 3 sierpnia 1909 r. za mojego pradziadka Michała Rutowicza. Natychmiast wyjechali do Ameryki. Dla obojga było to drugie małżeństwo. Mieli czworo dzieci w Ameryce. Michał nigdy nie zamierzał emigrować, tylko zarobić i wrócić do domu. Jednak kiedy on i Maria zmarli w 1929 roku, dzieci pozostały w Ameryce. Mam trzy koneksje z rodziną Misiukanis. 1. Maria Magdalena Misiukanis była córką Mateusza Misiukanisa, ur.: 23 września 1838 r. w Bubele i Józefaty Kuźnickiej, ur.: 19 stycznia 1846 r. w Sejnach. Babkami Michała Rutowicza były także 2. Marianna Anna Misiukanis, ur.: 2 lipca 1804 w Klejwach i 3. Elżbieta Misiukanis, ur.: 1793. Załączam wykres.

Mieszkam w Ameryce. Około dwóch godzin z Chicago. Jestem po drugiej stronie jeziora, w stanie Michigan. Kiedy byłem dzieckiem, nic nie wiedziałem o moim pochodzeniu. Jako nastolatek zacząłem badać. Niektóre dokumenty mówiły, że Michał i Maria przybyli z Rosji. Czy byli Rosjanami? Potem dowiedziałem się, że ich językiem jest polski i że pochodzą z Sejn. Zacząłem więc czytać tyle polskiej historii, ile mogłem znaleźć. Wtedy zdałem sobie sprawę, że Imperium Rosyjskie próbowało wymazać tożsamość wielu ludzi, w tym moich przodków. Z wielką ekscytacją śledziłem doniesienia o Solidarności. Miałem 23 lata, gdy odbyły się wybory w 1989 roku. Oprócz historii czytałem też angielskie przekłady Czesława Miłosza i Adama Mickiewicza. Słuchałem Mieczysława Karłowicza i Stanisława Moniuszki. Powoli zacząłem budować swoje drzewo genealogiczne. Wtedy było to trudne, ponieważ dokumenty nie były tak łatwe do znalezienia, a ja nie znałem języków. Starałem się jak mogłem, aby zrozumieć polskie dokumenty, ale rosyjskie były niemożliwe. Kiedy testy DNA stały się dostępne, zacząłem rozumieć, że moi przodkowie byli prawdopodobnie Bałtami (Litwinami lub Jaćwingami), którzy byli spolonizowani przez pokolenia. Szacuję, że mój dziadek był prawdopodobnie co najmniej w 70% bałtycki przez DNA. Dowiedziałem się też, że wsie takie jak Klejwy miały silną historię litewską. Teraz uczę się historii Litwy. Region Sejneński ma unikalną polsko-litewską historię i kulturę i bardzo chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat. Andrzeju, bardzo chciałbym dowiedzieć się wszystkiego, co mógłbyś mi powiedzieć o mojej rodzinie Misiukanis lub cokolwiek o historii i kulturze regionu sejneńskiego. Wszystkiego najlepszego, Jan Rutowicz, 31.03.2023 r.

Na swoim koncie facebukowym John Rutowicz zamieścił bardzo ciekawą grafikę, która obrazuje kolejne przynależności państwowe Ziemi Sejneńskiej. Jeśli uświadomi się tę rozmaitość, bardziej rozumie się trudności z określeniem własnej tożsamości narodowej.

Hello Andrzej!

Thank you for your help. My great-grandmother was Maria Magdalena Misiukanis, born: 22 July 1875 in Posejny. She first married Franciszek Dubowski on 21 August 1894. Both he and two children died. Maria remarried on 3 August 1909 to my great grandfather, Michał Rutowicz. Immediately they left for America. It was a second marriage for both of them. They had four children in America. Michał never intended to immigrate, only to earn money and go back home. However, when he and Maria both died in 1929, the children were left in America.

I have three connections to the Misiukanis family. 1. Maria Magdalena Misiukanis was the daughter of Mateusz Misiukanis, born: 23 September 1838 in Bubele and Józefata Kużnicka, born: 19 January 1846 in Sejny. Also, Michał Rutowicz’s grandmothers were 2. Marianna Anna Misiukanis, born: 2 July 1804 in Klejwy, and 3. Elżbieta Misiukanis, born: 1793. I have attached a chart.

I live in America. About two hours from Chicago. I am across the lake, in the state of Michigan.

I knew nothing of my ancestry when I was a child. In my teens I started to investigate. Some documents had said that Michał and Maria had come from Russia. Were they Russian? Then I learned that their language was Polish and they came from Sejny. So I started reading as much Polish history as I could find. I then realized that the Russian Empire had tried to erase the identity of many people, including my ancestors. I was very excited to follow the news about Solidarity. I was 23 years old when the elections were held in 1989. Besides history, I was also reading English translations of Czesław Miłosz and Adam Mickiewicz. I was listening to Mieczysław Karłowicz and Stanisław Moniuszko. I slowly started to build my family tree. It was difficult back then because documents were not as easy to find and I did not know the languages. I worked as hard as I could to understand the Polish documents, but the Russian ones were impossible.

When DNA testing became available, I started to understand that my ancestors were probably Balts (Lithuanians or Jatvingians) who were Polonized over the generations. I estimate that my grandfather was probably at least 70% Baltic by DNA. I also learned that villages like Klejwy had strong Lithuanian history. I am learning about Lithuanian history now. The Sejny area has a unique Polish/Lithuanian history and culture and I am very interested in learning more about it.

Andrzej, I would love to learn anything you could tell me about my Misiukanis family or anything about the history and culture of the region of Sejny.

All the best,

John Rutowicz

Opracowanie Andrzej Szczudło. Tłumaczenie tekstu z języka angielskiego: translate.google.com

Życie za skóry

Tagi

, ,

Do niedawna w licznych tekstach na temat swojego dziadka matecznego Stanisława Buchowskiego (1903- 1945) pisałem, że zginął w obozie karnym w Ragnit (pol. Ragneta) w Prusach Wschodnich i że został tam uwięziony za to, że w jego domu partyzanci zabili szpicla Władysława Izbickiego.

Nowe światło na tę sprawę rzuca dokumentacja w tym roku znaleziona przypadkowo w Państwowym Archiwum w Suwałkach. W osobnej teczce znajdują się tam akta z 1943 roku, opisujące krok po kroku postępowanie żandarmerii niemieckiej po stwierdzeniu nielegalnego wyprawiania skór.

Protokół wstępny stwierdza co następuje.

8 lutego tego roku (1943) komendant posterunku żandarmerii w Sejnach i czterech  żandarmów w miejscowości Gawieniańce i pobliskim lesie prowadziło poszukiwania urządzeń do wyrobu bimbru. Przy tej okazji została przeszukana łaźnia stojąca w lesie. Skonfiskowano znajdujące się tam 53 skóry owcze i 6 cielęcych. Ustalono, że łaźnia należy do polskiego rolnika, sołtysa wsi Gawieniańce  Stanisława Buchowskiego. Buchowski łaźnię kupił aby móc tam w ukryciu wyprawiać skóry i skórki. Ponieważ Buchowski jest sołtysem to musi dobrze znać regulacje niemieckie. Wiedział, że skóry podlegają obowiązkowi dostawy. 

Przejęte skóry i skórki zostały przekazane do Zakładu Przetwórstwa Skór Borkmanna w Suwałkach. Dowód przekazania został załączony w aktach sprawy. Bliższe szczegóły są w załącznikach i opisie końcowym.

Następnego dnia po wykryciu garbarni skór w Gawieniancach na posterunku żandarmerii w Sejnach prowadzone jest przesłuchanie głównego podejrzanego.

„Na wezwanie stawia się jako oskarżony: Buchowski Stanisław, rolnik i sołtys, karę może opłacić w ratach, dochody ma z ziemi- 18 polskich mórg, ur 4.05.1903 w Gawieniancach, zamieszkały w Gawieniancach, katolik, nie ma pochodzenia niemieckiego po rodzicach i dziadkach, żonaty z Weroniką Węgrowską, której rodzice ani dziadkowie nie mają pochodzenia niemieckiego, ma 4 dzieci w wieku 13- 2 lata, syn Michała Buchowskiego już zmarłego i zmarłej Teresy z domu Malinowskiej, stosunek do służby wojskowej – służba w 41 Pułku Piechoty w Suwałkach w latach 1926- 1928, szeregowy, nieodznaczany, chyba niekarany.

Sejny, 9 luty 1943 r.

Buchowski posiada 18 morg polskich ziemi. Ma czworo dzieci w wieku 13- 2 lat. Od 1926 do 1928 był w wojsku w Suwałkach, regiment 41, szeregowy.

Gawieniańce są miejscem mojego urodzenia, tutaj wyrastałem i gospodarzyłem na kawałku ziemi. Jestem żonaty i mam 4 dzieci. Ponieważ moje ziemie to tylko piaski, chciałem gdzieś jeszcze dorobić.

Kiedy nie było dodatkowego dochodu, spróbowałem założyć małą garbarnię. Interes ten prowadziłem już przed wojną. Jak to robić pokazał mi jeden Litwin z mojej wioski. W 1940 roku wywędrował już na Litwę. Na swoim terenie nie mogłem tego prowadzić, ponieważ jestem sołtysem (przedstawicielem mieszkańców) i kręci się u mnie wielu obcych. Z obawy, że obcy ludzie mogą mnie przy tym zobaczyć, szukałem innego ustronnego miejsca. W tym celu przeniosłem się ze sprzętem do pustej łaźni w lesie. Mogłem tam spokojnie pracować. Niewielu ludzi z mojej okolicy miało wiedzę na ten temat. Od wybuchu wojny zatrzymałem tę działalność, ale ponieważ potrzebowałem pieniędzy, wróciłem na nowo do tego w tym roku. Ludzie z okolicznych miejscowości przynosili mi skóry owcze do garbowania. Za garbowanie jednej skóry brałem tylko dwie reichsmarki (marki niemieckie- RM). Ludzie to rozumieli i informacja o tym szybko rozniosła się w okolicy. W krótkim czasie obrobiłem 51 skór owczych i na tym poprzestałem, bo więcej już nie przynosili. Właścicielami skór, które wczoraj zostały u mnie zarekwirowane są:

1/. Józef Aschenberg zam. Berżniki – 4 sztuki,

2/. Anna Stabińska zam. Berżniki – 6 sztuk,

3/. Wincenty Domański zam. Hołny Wolmera – 4 sztuki,

4/. Anna Wiczlański /Lit./ zam. Hołny Wolmera – 2 sztuki,

5/. Jan Draugialis zam. Zaleskie – 5 sztuk,

6/. Józef Miszkiel zam. Łumbie – 4 sztuki,

7/. Kazimierz Dąbrowski zam. Łumbie – 4 sztuki,

8/. Florian Chmielewski zam. Łumbie – 4 sztuki,

9/. Jan Korzeniecki zam. Rynkojeziory – 5 sztuk,

10/. Franciszek Wołukanis /Lit./ zam. Łumbie – 1 sztuka,

11/. Mieczysław Wichert zam. Radziuszki – 4 sztuki,

12/. Franciszek Leończyk zam. Klejwy – 4 sztuki,

13/. Ludwika Szafranowska zam. Konstantynówka – 4 sztuki

Razem 51 + 3 = 54 szt

W sumie zarekwirowano u mnie wczoraj 51 sztuk skór owczych. Skąd ludzie je mieli, nie mogę podać. Było mi wiadome, że wszystkie skóry powinny być oddane, ale kiedy ich pytałem, odpowiadali, że nie powinno mnie to obchodzić. Wyraźnie zwracałem ludziom uwagę, aby odstawili te skóry, czego nie uczynili, a raczej mówili, że mam je najszybciej jak tylko to możliwe wygarbować. Pytałem również czy te skóry nie pochodzą z nielegalnego uboju, na co odpowiadali również, że to mnie nie powinno obchodzić. Wiedziałem, że bez pozwolenia nie wolno mi garbować skór.

Zastrzeżenie:

Zaprzeczam temu, że wiele razy garbowałem skóry. To było tylko ten jeden jedyny raz. Z moich skór żadnej nie garbowałem. Nikt mi przy garbowaniu nie pomagał. Wiadomym mi było, że nie wolno mi było żadnych skór przyjmować ani garbować. W mojej wsi jako sołtys oznajmiłem wszystkim, że wszystkie skóry należy oddać. Wiadome jest mi, że przez nielegalne garbowanie skór zasłużyłem na karę. Więcej w tej sprawie nie mam do dodania.

Podpisy; tłumacz + Stanisław Buchowski + przesłuchujący 

——————————————————————

Dalsze przesłuchanie – Sejny 16.02.1943 r.

Na moim przesłuchaniu z 9 lutego nie podałem wszystkich nazwisk osób, które oddały mi skóry do garbowania. Ja sam miałem 3 skóry własne, które posiadałem już od dłuższego czasu. Jedna z nich pochodziła z uboju w sierpniu 1939 roku. Drugą dostałem od Adama Radzewicza, który w roku 1941 przeniósł się na Litwę. Trzecią otrzymałem od Bronisława Macianisa, który został przesiedlony na Litwę w 1941 roku. Było mi wiadome, że skóry powinny być zdane. Ale ponieważ pilnie potrzebowałem kożucha, szybko wziąłem się za przygotowanie skór. Oprócz trzech opisanych wyżej skór własnych, skóry dały mi do garbowania następujące osoby;

1/. Józef Azarewicz z Gryszkańc – skóra cielęca,

2/. Józefa Moroz z Radziuszek – 3 skóry cielęce,

3/. … 1

Ponadto miałem jedną skórę cielęcą, której nie podałem w czasie mojego pierwszego przesłuchania. Jest to skóra z cielaka, który zdechł w roku 1941 pięć dni po narodzeniu.

Powiedziałem całą prawdę i nic więcej do tego nie mogę dodać. Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku i jest prawidłowe.

Podpisy; aresztowany Stanisław Buchowski, tłumacz, przełożony posterunku żandarmerii


Dalsze wyjaśnienia

Sejny, 19.02.1943 r.

Ponownie stawia się polski sołtys, rolnik Stanisław Buchowski z Gawienianc i wyjaśnia co następuje.

Jeśli osoby, które dawały mi skóry do garbowania zeznają w przesłuchaniach, że ja ich nie pytałem skąd te skóry mają, to może być prawda. Jest możliwe, że o tym zapomniałem. Nie wiem również dokładnie czy zwracałem im uwagę na obowiązek zdania skór.

Jeśli będzie mi wytknięte, że podałem nieprawdziwe dane Mieczysława Wicherta, to nie zrobiłem tego umyślnie. Nie znam Mieczysława Wicherta. Nie wiedziałem także, że M.Wichert przebywa na terenie Rzeszy (Altreich). Było to około połowy stycznia tego roku kiedy wracając z Krasnopola zastałem w swojej stodole leżące 4 skóry owcze z przyczepioną karteczką z napisem „Mieczysław Wichert, Radziuszki”.

Jeśli chodzi o Karwe Waschwską z Konstantynówki, prawidłowo powinna nazywać się Karwaczewska z Konstantynówki, gmina Krasnowo. Znam tę kobietę osobiście. Możliwe nawet, że nazywa się Garbowska. Nie znam jej imienia. Zeznałem całą prawdę i nic więcej nie mogę dodać. Zeznanie zostało mi przeczytane w języku polskim i jest prawidłowe.

Podpisy; tłumacz /Thomas/ + Stanisław Buchowski + szef oddziału żandarmerii


Negocjacje: Sejny, 9.02.1943 r.

Stawia się wezwany polski rolnik Witold Okulanis, lat 46 zam. w Gawieniancach i wyjaśnia następująco;

Rolnik Stanisław Buchowski jest naszym sołtysem. Nie wiedziałem, że Buchowski garbuje jakieś skóry. Zauważyłem jednak, że do Buchowskiego często przychodzili jacyś ludzie nie z naszego terenu i coś tam załatwiali.

Na moim terenie znajduje się łaźnia w pobliżu lasu. Już jesienią zeszłego roku Buchowski złożył mi propozycję, żeby mu ją sprzedać. Początkowo nie przystałem na to. Jednak kiedy koń mi zdechł i potrzebowałem pieniędzy, sprzedałem mu łaźnię za cenę 250 marek niemieckich. On mi nie powiedział do czego łaźnia jest mu potrzebna. Byłem zaskoczony kiedy wczoraj w asyście żandarmów zobaczyłem te skóry. Przed Bożym Narodzeniem jeszcze wszyscy tam się kąpaliśmy. Nie było tam żadnych skór. Od nikogo z Gawienianc nie słyszałem, że Buchowski prowadzi działalność jako garbarz. Jako sołtys powiadomił nas, że skóry z zabijanych w gospodarstwie zwierząt mają być dostarczone do przetwórcy Borzio w Krasnopolu. Nic więcej nie mogę dodać. Przesłuchanie zostało mi przeczytane po polsku i jest zgodne.

Podpisy

Aresztowany Witold Okulanis, jako tłumacz Josef Kleiss, przedstawiciel żandarmerii

Przesłuchanie Józefa Aschenberga

12.02.1943 r. Berżniki

Gospodarz na 10 ha ziemi, ur 2.01.1917 w Berżnikach, były obywatel polski, katolik, nie ma korzeni niemieckich, żonaty z Jadwigą Czokajło z Berżnik, ma dwoje dzieci w wieku 2- 1 lat, syn Jana Aschenberga, zmarłego już, rolnika z Berżnik i Petroneli Wysockiej z Berżnik.

Do rzeczy / zeznanie/:

Mieszkam w Berżnikach powiat Suwałki i wspólnie z moją żoną gospodaruję na 10 ha ziemi. W moim gospodarstwie trzymam również matki owcze. W roku 1941 miałem dwie sztuki i obie urodziły po jednym jagnięciu, z czego jedno zdechło. Pozostałe przy życiu na targu w Sejnach sprzedałem nieznanemu Polakowi za cenę 18 marek niemieckich. W roku 1942 miałem również dwie matki, ale niestety żadna z nich nie dała jagniąt. Od roku 1939 nie zabiłem żadnej owcy. Przyznaję się, że 4 skóry około 8 dni przed Bożym Narodzeniem 1942 roku dostarczyłem do rolnika Stanisława Buchowskiego z Gawieniańc do garbowania, ponieważ chciałem dać do zrobienia sobie kożucha. Cztery skóry, dwie białe i dwie szare kupiłem od nieznanych mi Litwinek w końcu października 1942 roku. Tamtego dnia orałem ziemię na moim polu, około 2 km od litewskiej granicy, kiedy przyszły trzy Litwinki i prosiły mnie, żebym kupił od nich te skóry i kupiłem je za cenę 14 marek niemieckich. Jest mi wiadome, że dostarczanie każdej skóry jest obowiązkowe a garbowanie zabronione. Ale ponieważ chciałem przerobić skóry na kożuch, mimo zakazu, przyniosłem je do garbowania. Kto jeszcze przynosił tam skóry do garbowania, nie jest mi wiadome.

Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku i jest zgodne.

Podpisy; szef okręgu + szef żandarmerii + Józef Aschenber (Eschenberg?)

———————————————————

10.

12.02.1943 Berżniki

Przesłuchanie Anny Stabińskiej, rolniczki, z domu Tomkiel, gospodarującej na 12 ha ziemi, ur 15.07.1907 w Berżnikach, katoliczka, mężatka z Bolesławem Stabińskim z Berżnik, bezdzietna, c. Piotra Tomkiela i Agaty Buchowskiej.

Do rzeczy:

Mieszkam w Berżnikach, powiat Suwałki i gospodaruję na 12 ha. W swoim gospodarstwie trzymam dwie matki owcze, których jagniąt nie mogę się dochować, bo zdychają. Od czasu rozpoczęcia wojny nie zabijałam żadnej owcy. Sześć skórek, które dałam Stanisławowi Buchowskiemu z Gawieniańc do garbowania, pochodziły z czasu przedwojennego. Niektóre były już uszkodzone przez mole. Mój mąż chciał je….???, ale ponieważ jestem chora, powstrzymałam go i sama zawiozłam je do garbowania aby zrobić z nich kożuch dla siebie. Wiadome mi było, że skóry winny być odstawione, a garbowanie jest zabronione. Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku i jest zgodne.

————————————————–

12.02.1943 Berżniki

Wincenty Domański, robotnik drogowy, zarabia 60 RM miesięcznie, ur 7.04.1910 Ogrodniki, ożeniony z Weroniką Maczkiewicz z Ogrodnik, troje dzieci 11- 4 lat, ojciec Jan Domański, strażnik drogowy w Ogrodnikach, matka Anna z domu Churkies, prawdopodobnie niekarana.

Do rzeczy:

Mieszkam w Ogrodnikach i codziennie pracuję jako robotnik drogowy w zarządzie dróg. Przyznaję, że rolnikowi ze wsi Gawieniance Stanisławowi Buchowskiego oddałem do garbowania cztery skóry owcze. Jedna pochodziła z własnego uboju przed rokiem 1940. Drugą dostałem od mojego wujka Stanisława Slowajtisa z Ogrodnik, który w roku 1941 został wysiedlony do Rosji. Dwie pozostałe skóry dostałem od Czeszkiewicza mieszkającego również w Ogrodnikach, który również został wysiedlony do Rosji w 1941 roku.

Chciałem z tych skór uszykować sobie kożuch i dlatego dałem je do garbowania. Widziałem u Stanisława Buchowskiego wiele skór, które on otrzymał do garbowania i stąd miałem przekonanie, że on ma prawo garbować. Nie wiedziałem, że wszystkie skóry muszą być odstawione.

Zeznanie zostało mi odczytane po polsku i jest zgodne.

——————————————————

Sejny, 19.02.1943.

Stawia się polski rolnik Jan Draugialis, posiada 36 polskich morg ziemi. Urodzony 29.11.1914 w Maciejowiźnie, parafia Berżniki, bezdzietny, syn rolnika Franciszka z Maciejowizny i Józefy Iwaszko z Maciejowizny.

Do rzeczy:

Jestem Polakiem i od 1.09.1939 mam mieszkanie w Maciejowiznie, gdzie mieszkam do dziś. W lutym 1941 roku moi sąsiedzi ze Sztabinek, Wowa Jegorow i Michał Borys wyjechali do Rosji. Rodzina Jegorow wyprowadziła się 28.02.1941 r. Pomogłem im moją furmanką zawieźć ich rzeczy do granicy. Jako podziękowanie za tę przysługę Jegorowowie dali mi trzy skóry owcze. 5 marca tego samego roku wyjeżdżał do Rosji Michał Borys ze swoją rodziną. Również tej rodzinie pomogłem zawieść ich rzeczy swoją furą do granicy. Od nich dostałem za to 2 skóry owcze. Te pięć skór wisiało w mojej stodole na belce, aby nie zżarły jej koty. Zimą z 1941 na 1942 dostarczyłem długi kożuch dla niemieckiego Wermachtu. Ponieważ już nie miałem kożucha dla siebie, chciałem je zrobić z tych skór. Wiedziałem już przed wojną, że Buchowski nauczył się garbowania od wysiedlonego do Rosji Radzewicza.

Na początku stycznia tego roku spotkałem Buchowskiego w Sejnach. Przy tej okazji spytałem go czy by nie zechciał wygarbować dla mnie kilka skór? Buchowski odpowiedział, że nie ma pewności czy potrafi to robić wystarczająco dobrze. Powiedziałem mu, że będzie dobrze. Po około tygodniu przyniosłem swoje skóry do Buchowskiego, gdzie zostały przejęte przez żandarmerię. Do dziś nie wiedziałem, że skóry i skórki podlegają obowiązkowi dostarczenia. Gdybym to wiedział, dałbym z nimi spokój.

Zeznałem całą prawdę bez żadnego kłamstwa i nic więcej nie mogę dodać. Zeznanie zostało przeczytane mi po polsku i jest zgodne.

————————————

Sejny, 16.02.1943 r.

Stawia się Józef Miszkiel, polski rolnik, posiada 9 polskich morg ziemi. Ur 17.09.1904 r. w Łumbiach, ożeniony z Wiktorią Gilisówną, ma 7 dzieci w wieku 1- 32 lat, syn zmarłego Macieja (31 l w 1904 r.) i Rozalii Maksimowicz (26 lat w 1904 r.) (akt ur 66/1904, akt zgonu 174/63- zmarł 19.08.1963 w Suwałkach- przypis A.Sz.), służył w wojsku, 41 regiment w latach 1925- 27 w Suwałkach.

Do rzeczy:

W latach 1937 i 1938 zabiłem 4 owce. Ze skórek chciałem zrobić kożuchy dla moich dzieci. Ponieważ już w roku 1938 w Polsce wciąż mówiono o wojnie, szczególnie w roku 1938, pomyślałem, że moje skóry mogą zawieruszyć się u garbarza i rzuciłem je na podłogę w moim domu. We wsi Łumbie jestem zastępcą sołtysa Stanisława Krejczmana. W grudniu 1942 r. komisarz urzędu w Krasnopolu zorganizował naradę z sołtysami. Ponieważ Krejczman był akurat chory, musiałem zamiast jego być w Krasnopolu. Kiedy narada się skończyła nawiązałem rozmowę z Buchowskim. Przy okazji spytałem go czy nie wie kto garbuje skóry? Na to on odpowiedział, że on również może to zrobić, ale w czasie wojny jest to zabronione. Prosiłem Buchowskiego, aby niezależnie od tego wygarbował moje cztery skórki, bo chcę zrobić kurtki dla moich dzieci. Na to Buchowski odpowiedział, no dobra, to w końcu przynieś mi te skóry, ale o cenie będziemy rozmawiać kiedy będą gotowe. Parę dni później wziąłem te cztery skórki i zaniosłem do Buchowskiego. Zapakowałem je w papier i przekazałem Buchowskiemu, którego nie widziałem, rzuciłem je do jego stodoły.

W pierwszych dniach stycznia i lutego zaglądałem do Buchowskiego, aby sprawdzić czy skóry są już gotowe. Ale nie było walizki. Pytałem ile to jeszcze potrwa i on powiedział, że je zmiękcza. Powiedział mi jeszcze, że nie może wygodnie pracować ponieważ ludzie w jego okolicy zwracają na niego uwagę. Wtedy poprosiłem go jeszcze raz, aby przynajmniej moje cztery skóry wygarbował, ale on nic nie odpowiedział.

Jakieś 8- 10 dni temu moja żona dowiedziała się od Polaka Zygmunta Staczewskiego, że u Buchowskiego była żandarmeria z Sejn i przeprowadziła przeszukanie jego domu. Wiele skór zostało wtedy zajętych przez żandarmów a Buchowski i skóry zabrane na posterunek w Sejnach. 13 lutego w niedzielę wybrałem się do Buchowskiego, aby dowiedzieć się czy to co słyszała moja żona jest zgodne z prawdą. Buchowski był wtedy w domu i wyjaśnił mi, że skóry zostały zabrane przez żandarmerię. Ponieważ jestem zastępcą sołtysa, było mi wiadome, że garbowanie skór jest zabronione, a skóry mają być odstawiane. Byłem jednak przekonany, że skóry które pochodzą z okresu przedwojennego nie podlegają odstawie. Więcej nie mam nic do dodania. Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku i jest zgodne.

—————————–

Sejny, 16.02.1943 r.

Jako oskarżony stawia się polski rolnik Kazimierz Dąbrowski, syn zmarłego Józefa i zmarłej Ewy Stelmachowicz, posiadający 21 polskich morg ziemi, ur. 3.03.1911 w Łumbiach, ożeniony z Wiktorią Kasperowicz, ma 1 dziecko w wieku 10 lat, był w latach 1933- 34 w wojsku- 41 regiment w Suwałkach.

Do rzeczy:

Kiedy w roku 1941 Litwini i Rosjanie mieli być wysiedlani, zgłosił się również mój wujek Franciszek Dąbrowski zamieszkały w Łumbiach i wiosną 1941 roku został wysiedlony. W swoich rzeczach miał wujek trzy skóry owcze. Ponieważ wysiedlanym nie wolno było zabierać skór, wujek dał mi je.

W moim gospodarstwie miałem barana. Jednego razu, to było krótko przed wybuchem wojny z Rosją, przyszło do mnie dwóch żołnierzy, kupić gęś. Ponieważ nie miałem gęsi, żołnierze chcieli kupić barana. Nie chciałem już go więcej trzymać więc sprzedałem go żołnierzom za 20 RM. Żołnierze wzięli go do swojej kwatery i zaszlachtowali. Ci żołnierze codziennie kupowali u mnie mleko. Przy okazji przynieśli mi kiedyś skórę. Miałem zamiar zrobić sobie kurtkę. Pewnego razu byłem u komisarza urzędu w Krasnopolu. Kiedy jechałem do domu, spotkałem polskiego sołtysa Stanisława Buchowskiego i dalej razem jechaliśmy do domu. Rozmawialiśmy po drodze i przy okazji spytałem go czy nie zna kogoś kto garbuje skóry? Odpowiedział mi, że on sam to robi, ale w czasie wojny jest to zabronione. Ale ponieważ nie miałem już co na siebie włożyć, bo moja kurtka była już bardzo wysłużona, poprosiłem Buchowskiego aby mi skóry wygarbował. Na początku grudnia wziąłem cztery skóry i zaniosłem je do Buchowskiego. Kiedy go spytałem ile kosztuje garbowanie skór, odpowiedział mi, że 2 RM za sztukę.

Zastrzeżenie:

Nie ma zastosowania, że Buchowski spytał mnie czy skóry nie pochodzą z zakazanego uboju.

Więcej nie mogę powiedzieć. Zeznanie zostało przeczytane mi po polsku i jest zgodne.

———————–

Sejny, 16.02.1943

Stawia się polski rolnik Florian Chmielewski, posiada 32 niemieckie morgi ziemi, ur 2.10.1900 w Blenda, powiat Suwałki, zam. w Łumbiach, żonaty, dwoje dzieci w wieku 6- 7 lat, syn zmarłego Antoniego i zmarłej Gertrudy z domu Barczewskiej, w wojsku w latach 1919- 21- 41 regiment w Suwałkach, podoficer.

Do rzeczy:

W marcu 1938 roku na targu w Sejnach od nieznanego mężczyzny kupiłem 3 skórki. Położyłem je na podłodze mojego mieszkania. Trzy skórki dałem do garbowania garbarzowi Gobberowi z Suwałk. Jednak na moje oko było to za mało aby zrobić kożuch, więc chciałem jeszcze jedną dokupić. Od roku 1938 miałem stado, które nie było odpowiednie do dalszej hodowli. W pierwszych dniach września 1939 roku stado to zlikwidowałem. Próbowałem znaleźć garbarza, który wygarbowałby moje skóry. Spotkałem Polaka Kazimierza Dąbrowskiego z Łumbi, który powiedział mi, że polski sołtys ze wsi Podgawieniance garbuje skóry. Wziąłem cztery skóry i poszedłem do Buchowskiego z pytaniem czy wygarbuje moje skóry. Potwierdził. Ile to będzie kosztować, nie pytałem, bo mój sąsiad Dąbrowski już powiedział, że on bierze 2 RM za garbowanie jednej skóry. Wiedziałem, że jest obowiązek odstawiania skór, ale nie wiedziałem, że garbowanie jest zabronione.

Nic więcej już nie mogę dodać. Wyznałem całą prawdę.

—————————————

Krasnowo, 19.02.1943

Stawia się na zeznania polski rolnik Jan Korzeniecki ze wsi Rynkojeziory. Utrzymuje się z plonów 25 ha gospodarstwa, ur 20.11.1893 we wsi Bubele, ożeniony z Anną Sikorską, 8 dzieci w wieku 6- 21 lat, syn Franciszka z Bubel i Agaty urodzonej Misiukiewicz z Bubel.

Do rzeczy:

We wsi Rynkojeziory posiadam 25 ha ziemi. W czasach przedwojennych, którymi nie mogę się chwalić, moi sąsiedzi dzierżawili ode mnie pole; Józef Laszewnik 2 kawałki, Józef Latwis – 1 i Albin Chmielewski 2 kawałki. Wiosną 1941 przenieśli się oni do sowieckiej Rosji. Za to dali mi 5 skór owczych. Mimo tego, że wiedziałem iż skóry podlegają odstawie, postanowiłem zachować je, aby zrobić z nich kożuch, ponieważ ten co mam jest już kiepski. Latem 1942 r. w czasie sianokosów, przyszedł do mnie Polak Buchowski z Gawieniańc, aby kupić nasiona koniczyny. W czasie rozmowy wyszło, że mam skóry owcze i chciałbym z nich zrobić kożuch. Buchowski powiedział, że później będzie skóry garbować i mogę swoje do niego dostarczyć. Krótko przed Bożym Narodzeniem 1942 roku dostarczyłem je. Buchowski je odebrał i chciał je dla mnie garbować. Wiedziałem, że nieodstawienie skór podlega karze, ale mam liczną rodzinę i mamy mało odzieży, więc pomyślałem aby zrobić kożuch, bo przecież skóry były przedwojenne. Nic więcej nie mogę dodać.

——————————————-

Krasnopol, 18.02.1943

Na posterunku żandarmerii w Krasnopolu stawia się rolnik Franciszek Leonczyk, posiadacz gospodarstwa 22 ha, ur 3.05.1893 w Klejwach, ożeniony z Anną Misiukanis z Klejw, ma 5 dzieci w wieku 12- do 27 lat, syn Franciszka, rolnika z Klejw i Anny z domu Pietranis.

Do rzeczy:

To prawda, że 30 stycznia 1943 roku dałem Polakowi Buchowskiemu zamieszkałemu w Gawieniancach cztery skóry owcze do garbowania. Pewnego dnia w sierpniu 1942 r. spotkałem Buchowskiego w Sejnach. Powiedziałem mu, że mam cztery skóry owcze i co powinienem z tym zrobić? Buchowski odpowiedział mi, że nadchodzącą zimą powinienem przynieść je do niego. Zrobiłem to 30 stycznia 1943 roku. Trzy z nich są z roku 1939, kiedy jeszcze nie potrzebowałem żadnego kwitu na zabicie. Czwartą skórę mam po owcy, którą zgodnie z pozwoleniem, zabiłem w 1940 roku. Pozwolenie mogę jeszcze dostarczyć. Na dowód prawdziwości moich informacji chciałbym powiedzieć, że chciałem zimą oddać skóry do kolekcji wełny i futer, ale ich nie zabrali. W tym czasie zrobiłem z tego całe futro. Nie wiedziałem, że wszystkie skórki podlegają dostawie. Mój obowiązek w tym zakresie w pełni wypełniłem. Ta akcja wynika tylko z ignorancji.

Jestem Polakiem i od urodzenia mieszkam w powiecie Suwałki. Ponieważ nigdy dotąd nie byłem karany, proszę mnie zwolnić z kary.

Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku. Odpowiada prawdzie.

(Podpis po litewsku – Pronas Leoncikas)

—————————————-

Krasnowo, 1.03.1943

Na zeznania stawia się Polka Ludwika Karwowska z domu Palewicz, żona gospodarza, ur 28.10.1905 r. w Półkotach, zam w Konstantynówce, karana w 1942 r. przez urząd w Suwałkach za kradzież siana.

Do rzeczy;

W Konstantynówce posiadam 11,5 ha ziemi. Mój mąż w roku 1941 za szmugiel koni został skazany na 5 miesięcy więzienia. Kary nie zapłacił, ale w styczniu 1942 roku uciekł. Nie wiem gdzie może przebywać. Od czasu ucieczki już nie pojawił się w domu. Ziemią zajmuję się sama z dwójką moich dzieci. Kiedy wiosną 1941 roku moi sąsiedzi Piotr Piekarski i Roman Buszyński byli wysiedlani na Litwę, mój mąż im pomagał. Za to od każdego z nich dostał po dwie skóry owcze. Do stycznia 1943 roku skóry te leżały na podłodze naszego domu. Na początku stycznia 1943 od Polaka Zieniewicza z Podgawieniańc usłyszałam, że polski sołtys wsi Gawieniańce garbuje skóry. Dostarczyłam je na początku stycznia i on mi obiecał je wygarbować. Chciałam z nich zrobić kożuchy dla dzieci. Nie wiedziałam, że narażam się na ukaranie za nieoddanie skór. Byłam też w przekonaniu, że to jest dozwolone, jeśli nawet Buchowski jako sołtys sam garbuje.

Nic więcej do dodania nie mam.

————————-

Sejny, 19.02.1943

Na zeznania jako podejrzany stawia się polski rolnik Józef Azarewicz, posiadacz 53 morg polskich ziemi, w wojsku w latach 1919- 21, szeregowy, 41 regiment Suwałki.

Do rzeczy:

Krótko przed wojną z Rosją w roku 1941 przez kilka tygodni miałem na kwaterze żołnierzy niemieckich. Wśród pojazdów była kuchnia polowa. Żołnierze przez kilka tygodni pobytu zaszlachtowali kilka cielaków, a skóry zostawili. Psy włóczyły je po polach. Ja ich nie przywłaszczałem. Dwa tygodnie temu utonął mi cielak. Ściągnąłem z niego skórę i dostarczyłem ją do rzeźni w Sejnach. Przy dostawie musiałem jeszcze zapłacić 1 RM za pokwitowanie. Dopiero wczoraj, gdy dwóch żandarmów z posterunku w Sejnach przyszło z wezwaniem na przesłuchanie, usłyszałem od żony, że dała jedną Buchowskiemu do garbowania.

Nic więcej do dodania nie mam. Powiedziałem całą prawdę. Zeznanie zostało mi odczytane w języku polskim i jest zgodne.

—————————–

Sejny, 19.02.1943

Jako oskarżona stawia się polska żona rolnika Helena Azarewicz z domu Kozakiewicz, posiada 53 polskich morg ziemi, ur 18.06.1905 w Gryszkańcach, córka Stanisława Kozakiewicza i Pauliny Sobolewskiej, mąż Józef Azarewicz.

Do rzeczy:

Jestem Polką i 1.09.1939 otrzymałam zamieszkanie w Gryszkańcach. W roku 1941, latem, 6-7 tygodni przed wybuchem wojny z Rosją, mieliśmy na kwaterze w domu wielu żołnierzy. Od czasu do czasu na naszej działce stawały kuchnie polowe. Na tych kuchniach często były gotowane cielęta, prosięta i drób. Skóry z cieląt leżały na podwórzu. Po wznowieniu działań militarnych, pod magazynem, który żołnierze wybudowali do przechowywania kuchni, wśród rupieci znalazłam skórę cielęcą, już bardzo wysuszoną. Zaniosłam ja do obory i powiesiłam na belce, gdzie zawsze wieszamy stare worki i inne rzeczy, które nie będą już potrzebne. Mężowi nie mówiłam, że skórę powiesiłam w oborze. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Kiedy okazyjnie spotkałam Okulanisa z Gawienianc, spytałam go czy nie chciałby wygarbować moją skórę? Wiedziałam od niego, że przed wojną to robił. Powiedział mi, że już się tym nie zajmuje, ale zaczął to robić jego sąsiad Buchowski. Kiedy dowiedziałam się, że Buchowski skóry garbuje, wybrałam się jednego dnia do Gawienianc. Na początku Buchowski odmówił przyjęcia skór. Ale po dłuższym napraszaniu się zgodził się. Nie spytałam go ile bierze za wygarbowanie jednej skóry cielęcej, ani on też żadnej ceny mi nie podał. Z tej skóry chciałam zrobić dzieciom kapcie, aby boso nie chodziły. Nie było mi wiadome, że skóry i skórki podlegają obowiązkowi odstawy. Wyznałam całą prawdę i nic więcej o tej sprawie nie mogę powiedzieć. Zeznanie zostało mi odczytane po polsku i jest zgodne.

—————————–

Sejny, 17.02.1943

Na przesłuchanie stawia się oskarżona polska żona rolnika Józefa Moroz z domu Łabanowska. Jej mąż Zygmunt (wnuk Floryanny Szczudło- przypis A.Szczudło) posiada 16 polskich morg ziemi. Mają troje dzieci w wieku 16- 11 lat.

Do rzeczy:

Jestem Polką i 1.09.1939 r. zamieszkałam w Radziuszkach, gdzie mieszkam do dziś. Rolnika Stanisława Buchowskiego znam od wielu lat. Był on już przed polską wojną pomocnikiem organisty i codziennie pomocnikiem w kościele, co nadal robi. Już od dawna wiedziałam, że Buchowski potrafi garbować skóry, ponieważ przed wojną nauczył się tego od Radzewicza z Bubel. Czy Radzewicz został przesiedlony na Litwę czy też zmarł, ja nie mogę podać. W którąś niedzielę w styczniu tego roku zauważyłam Buchowskiego w kościele w Sejnach. Zaczekałam na niego przy wyjściu z kościoła. Kiedy wychodził, spytałam go czy nie mógłby wygarbować mi 3 skór cielęcych? On zdecydował się zaraz to zrobić. Nie spytałam o cenę za garbowanie, ale i Buchowski też nie powiedział ile za to zażyczy. Byłam zadowolona, że on od razu się zgodził. Powiedział mi, że w sobotę pojedzie do Krasnopola, a kiedy będzie wracał mam przynieść mu skóry na szosę. Jak uzgodniono, czekałam przy szosie i dałam mu. Prosiłam go, aby zrobił to najszybciej jak będzie to możliwe. Te skóry latem 1939 roku kupiłam od żydowskiego rzeźnika Jankiela w Sejnach w cenie 3,5 zł. za sztukę. Ponieważ wtedy pilnie ich nie potrzebowałam, włożyłam je do kufra i dobrze zakonserwowałam aby się nie zepsuły. Moje dzieci nie miały wtedy ciepłych ubrań, więc chciałam im z tych skór zrobić kożuszki. Było mi wiadome, że jest obowiązek odstawienia skór, ale ja myślałam, że dotyczy to tylko skór owczych i to z owiec świeżo zabijanych. Mężowi nie mówiłam o tym, że dałam skórki Buchowskiemu do garbowania.

Zeznałam całą prawdę bez żadnego kłamstwa i nic więcej nie mam do dodania. Zeznanie zostało mi przeczytane po polsku i jest zgodne.

———————-

Sprawozdanie końcowe

Jak oczywiście wynika z wyjaśnień i zeznań, polski sołtys i rolnik Stanisław Buchowski z Gawienianc garbował skóry w łaźni, którą specjalnie w tym celu kupił od polskiego rolnika Okulanisa z Gawienianc. Jak jasno wynika z wyjaśnień (str 4 + 5), oczywistością jest że on przyjmował do garbowania skóry od osób z bliższej i dalszej okolicy. W swoim zeznaniu częściowo przyznawał się, musiał zeznawać kilka razy. Ponadto brał 2 RM za sztukę i reklamował się.

W swoim zeznaniu podkreślał on, że pytał polskich rolników, dostarczających skóry do garbowania czy nie pochodzą one z nielegalnego uboju. Wielu oskarżonych temu zaprzeczało. O niektórych mówił on, że mogło się zdarzyć, że zapomniał o to się spytać. Jak wynika z zeznań, prawie wszyscy spotykali Buchowskiego po drodze i pytali go czy nie zna kogoś kto garbuje skóry. Nie jest to w żadnym wypadku wiarygodne. Kiedy Buchowski wskazuje, że przyjął do garbowania tylko tych 60 skór, z pewnością można przyjąć, że garbował je już wcześniej. Nie można mu tego teraz udowodnić.

Zeznania oskarżonych wykazały następujące; prawie wszyscy kupili skóry od Litwinów lub Rosjan, którzy w roku 1941 zostali wysiedleni, lub od nieznajomych. Mam wrażenie, że Buchowski kiedy zdecydował się na garbowanie skór, cwanie wymyślił, żeby tak się tłumaczyć. Nie jest również pewne czy skóry nie pochodziły czasem z nielegalnego uboju. Oskarżonym było wiadome, że skóry muszą być zdawane (do wskazanego miejsca). Dawali oni różne wytłumaczenia. Jeden mówił, że myślał że jeśli skóry pochodziły z okresu przedwojennego to nie podlegają obowiązkowi dostawy. Inni opowiadali, że były już one przeżarte przez mole. Każdy próbował w zeznaniach wytłumaczyć się, kiedy było im wszystkim całkiem oczywiste, że jest obowiązek odstawy. Sposób postępowania Buchowskiego, który jako sołtys swojej wsi znał regulacje prawne, ale mimo to przyjmował skóry do garbowania i w tym celu zakupił od Okulanisa łaźnię w pobliżu lasu, aby tam prowadzić swój ciemny proceder, jest naganny. Zgodnie z moim przekonaniem powinien otrzymać dotkliwą karę pieniężną lub karę uwięzienia na miejscu. Oskarżonym powinny być wymierzone kary pieniężne, aby doprowadzić ich do porządku.

Komendant posterunku żandarmerii (Trautmann?)

Uwagi:

60 skór o wartości 61,20 marek niemieckich dostarczonych do firmy Borkmann w Suwałkach. Kwoty zostały zapłacone do urzędu w Krasnopolu. Dowody wpłat oraz rachunek z firmy Borkmann w załączeniu.

Wyroki;

1/ Stanisław Buchowski; kara 6 m-cy obozu karnego, przejęte skóry zostaną zatrzymane, 28,20 RM do zapłacenia,

2/ Józef Aschenberg za 4 skóry owcze; 100 RM (łącznie 105,20), a jeśli nie będzie zapłacone- 20 dni obozu karnego, skóry będą zatrzymane,

3/ Anna Stabińska z d. Tomkiel: za 6 skór owczych; 150 RM (łącznie 157,80), 30 dni obozu karnego, skóry będą zatrzymane,

4/ Wincenty Domański za 4 skóry owcze; 100 RM (łącznie 105,20), 20 dni obozu karnego, skóry będą zatrzymane,

5/ Jan Draugialis za 5 skór owczych; 125 RM (łącznie 131,50), 25 dni obozu karnego, skóry będą zatrzymane,

6/ Józef Miszkiel za 4 skóry owcze; 100 RM (łącznie 105,20), 20 dni, skóry będą zatrzymane,

7/ Kazimierz Dąbrowski za 4 skóry owcze; 100 RM (105, 20), 20 dni, skóry będą zatrzymane,

8/ Florian Chmielewski za 4 skóry owcze 100 RM (105,40), 20 dni, skóry będą zatrzymane,

9/ Jan Korzeniecki za 5 skór owczych 125 RM (131,50), 26 dni, skóry będą zatrzymane,

10/ Franciszek Leonczyk za 4 skór owczych 100 RM (105,20), 20 dni, skóry będą zatrzymane,

11/ Ludwika Karwowska z d. Palewicz za 4 skóry owcze 100 RM (105,20), 20 dni, skóry będą zatrzymane,

12/ Helena Azarewicz z d. Kozakiewicz za 1 skórę cielęcą 25 RM (27,50), 1 tydzień obozu karnego

13/ Józefa Moroz z d. Łabanowska za 3 skóry cielęce 75 RM (79), 15 dni, skóry będą zatrzymane.

Skazany na sześć miesięcy obozu karnego, mój dziadek Stanisław Buchowski został aresztowany w lutym 1943 roku. Teoretycznie powinien powrócić do domu jeszcze w tym samym roku. Niestety tak się nie stało. Z twierdzy pruskiej w Ragnit przysłał rodzinie jedyny list, w którym uspokajał, że jest zdrowy i w dobrym stanie. Jak się to miało do prawdy, trudno powiedzieć, gdyż wiadomo było, że do rodziny więźnia miały wtedy prawo dotrzeć tylko dobre wiadomości. Na nieszczęście nawet ta jedyna kartka zaginęła w trakcie ucieczki przed nalotem bombowym. Co się działo w Ragnit, trudno powiedzieć. Trudno też stwierdzić dlaczego nigdy stamtąd nie wrócił Stanisław Buchowski. W  publikacji Waldemara Monkiewicza i Adama Dobrońskiego pt. „Ofiary terroru hitlerowskiego na Suwalszczyźnie w latach 1939- 1945” (Białystok 1993, ISBN 83-901545-0-1) znajduje się notka o dziadku, sugerująca że był zabrany z Gawieniańc w 1944 roku, a zginął w Ragnit 9 maja 1945 roku. Nie wydaje się to wiarygodne, gdyż  sprawa Buchowskiego rozgrywała się na początku 1943 roku, a ze wspomnień jego córki Jadwigi Buchowskiej (Szczudłowej) wynika, że został zabrany z Pełel, z domu swego brata Antoniego, gdzie się ukrywał. Z kolei historycy podają (Werner Maser „Hitler i Stalin, fałszerstwo, wymysł, prawda”, Ossolineum Wrocław 2010, ISBN 978-83-04-04934-5), że stolica regionu, Królewiec skapitulowała 9 kwietnia 1945 r. Wynika z tego, że jeśli dziadek faktycznie zginął 9 maja 1945 r. to zginął z rąk sowieckich.

Opracowanie i tłumaczenie z języka niemieckiego; Andrzej Szczudło

Krewniak Starke z CIA

Tagi

, , , ,

Nazwisko Starke nie robi wrażenia na żadnym z członków mojej rodziny czy znajomych. Nie mając genealogicznej wiedzy o tej rodzinie trudno domyślić się, że przybrał je sobie na amerykańskie nowe życie urodzony w Lipowie Jan Stankiewicz (1877- 1955). Nie jest znane też, że ten Jan po przybyciu do Stanów w 1900 roku, ożenił się z Bronisławą Łabanowską (1887- 1977) z Łopuchowa pod Sejnami, wnuczką Tomasza (1835- 1889) i Floryanny Szczudło (1834-1900). Ślub dany był w 1904 roku w Shenandoah, Pensylwania. Para ta miała siedmioro dzieci; Nell (1905- 2001), Mary (1907- 2000), Edna (1909- 2013), John (1912- 2007), Irene (1915- 2007), Richard (1923- 1944) i Raymond (1925- 2013).

Najmłodszy z rodzeństwa Raymond Starke w skrócie zwany Ray’em, tak jak reszta dzieci Jana i Bronisławy, urodził się w Shenandoah, górniczym miasteczku w stanie Pensylwania. Z jakichś przyczyn pojawiało się tam wielu Polaków z Suwalszczyzny, o czym mogłem przekonać się w czasie pobytu na tamtejszych cmentarzach w 2014 roku.

Ray uczył się w szkole podstawowej w Shenandoah, a następnie poszedł do St. John’s College Annapolis Maryland, gdzie dostał się zajmując limitowane miejsce zabitego w 1944 roku na wojnie we Francji brata Richarda. Po zdobyciu wykształcenia wstąpił do CIA (Central Inteligence Agency) i jako pracownik agencji był wysyłany w różne miejsca pracy. Świadom ryzykowności swojej pracy, miał dobry zwyczaj listownego informowania rodziny o miejscu swojego aktualnego pobytu. Zgodnie z umową list miał być otwarty dopiero wtedy, gdy nie odzywał się przez dłuższy czas. Jedną z destynacji agenta Starke była powojenna Polska, dokąd trafił w ramach porozumienia z polskimi władzami. Jednak został zdemaskowany i bez wiedzy patronów z USA osadzony w areszcie. W tym czasie był w narzeczeńskim związku z córką ówczesnego ambasadora USA w Szwecji. Kiedy dłuższy czas do niej się nie odzywał, poprosiła o interwencję ojca, który wydobył więźnia z aresztu. W czasie pobytu w areszcie Ray nie przyznał się, że zna język polski. Wspominając później ten trudny czas jako coś niezwykłego opowiadał, że co rano wszyscy więźniowie rozpoczynali dzień od śpiewania pieśni „Boże coś Polskę”.

W okresie późniejszym, już w Ameryce Raymond Starke poznał Hortensję Lopez Lagudę (1920- 2010, fot. obok, źródło: Find A Grave), która pochodziła z Filipin. Ray został ostrzeżony przez władze agencji, że jeśli będzie chciał się z nią ożenić, musi zrezygnować z pracy w CIA, gdyż nie była obywatelką USA. Takie było prawo. Ray zdecydował się na małżeństwo z Filipinką kosztem pracy w wywiadzie, mimo że szefem był wówczas jego dobry kolega.

Konto Ray’a Starke na portalu Find A Grave. Zgodnie ze swoją wolą, pochowany przy rodzicach, z nazwiskiem rodowym ojca, Stankiewicz.

Hortensja Laguda przed Rayem miała już związek z Georgem Hodelem (1907- 1999), który był jednym z licznych podejrzanych w głośnej, szeroko opisywanej w amerykańskich mediach sprawie makabrycznego zabójstwa kelnerki Elizabeth Short znanej jako „Black Dahlia Murderer”. Hortensja miała z nim czworo dzieci. Rodzina Hortensji Laguda w Negros na Filipinach miała wielkie plantacje trzciny cukrowej. Ray z Hortensją założyli plantację na Florydzie. Kiedy ciągle jeździła tam i z powrotem na Filipiny, zostawiając czwórkę swoich dzieci mężowi (była na Filipinach senatorem), relacje małżonków się pogorszyły. Nie mógł sobie dać z tym rady, bo mimo że formalnie poza firmą, faktycznie nadal pracował dla CIA (w sumie 25 lat). W grudniu 1987 roku Ray rozwiódł się z nią i ożenił z Leilą Bray.

Swoim krewnym Ray zostawił dyspozycję, że chce być pochowany na cmentarzu w Shenandoah, przy rodzicach. Prosił o to swoją kuzynkę Isabelle. Zmarł w roku 2013 na Florydzie. W ceremonii pożegnalnej i pogrzebie na cmentarzu parafii Św. Stanisława w Shenandoah była najbliższa rodzina i kuzynka Isabelle. Żona Laila się nie pojawiła.

Tablica nagrobna pierwszej żony Ray’a Starke.

Na podstawie informacji Christy Shukaitis opracował Andrzej Szczudło

Wirtualna krewniaczka | Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów (wordpress.com)

Szukając emigranta… | Korzenie rodowe spod Sejn – Szczudłów, Buchowskich i Rynkiewiczów (wordpress.com)

Franciszek Okulanis

Tagi

, , ,

Dziś na moim blogu gościnny tekst dr Krzysztofa Skłodowskiego publikowany na Facebooku kilka miesięcy temu. Zamieszczam go z chęci popularyzacji historii życia szwagra mojego dziadka Stanisława Buchowskiego (1903- 1945). Jak się okazuje, wiele informacji tu zawartych jest nieznanych nawet dla wnuków Franciszka.

Franciszek Okulanis (1900- 1977).

Okulanis Franciszek, ur. 25 XII 1900 roku w Gawieniańcach w gminie Krasnopol, syn Tomasza i Anny (wnuk powstańca 1863 roku, który za udział w powstaniu przez 22 lata przebywał na Syberii). W czasie nauki „w szkole rosyjskiej” był trzykrotnie karany „za sprzeciw w braniu udziału w uroczystościach publicznych ku czci wszelkiego rodzaju imienin i tem podobnych rocznicach carskich jak i za namowę swych kolegów uczni Polaków do niebrania udziału w takowych manifestacjach”.

Dziadkowie (ze strony ojca), rodzice i rodzeństwo Franciszka Okulanisa.

Jako uczeń trzeciej klasy, za wypożyczanie polskich książek „z odziedziczonej po dziadku tajnej biblioteki”, odnalezionej i skonfiskowanej w wyniku rewizji w domu jego rodziców, został wydalony „z trzeciej klasy gimnazjum [w Suwałkach?]”, natomiast jego ojciec „tylko dzięki ofiarowaniu większej sumy pieniędzy jako łapówki uniknął więzienia”. Od 15 II 1918 roku współpracował z POW (nie złożył przysięgi). Jak wspominał, „gdy nadszedł rok 1918, gdy wici Polskiej Organizacji Wojskowej dotarły do Suwalszczyzny – nawiązuję kontakt z Tymczasową Radą Obywatelską [Okręgu Suwalskiego], zaciągam się do współpracy do walki o wyzwolenie okupowanej przez okupantów niemiecko-litewskich, składam datki pieniężne na rzecz Rady Obywatelskiej, na umundurowanie i uzbrojenie tworzącego się suwalskiego p.p., zakupuję broń, amunicję i granaty ręczne, które następnie jako ofiarę (30 karabinów ręcznych, 2.000 naboi i 200 granatów ręcznych) oddaję do komitetu P.O.W. Zbieram odzież i obuwie dla ochotników do W.P. itd itd.”. Był poszukiwany przez władze litewskie. Dwukrotnie zbiegł „spod gradu kul”. Jego ojcu Litwini grozili spaleniem zabudowań. 25 VII 1919 roku wpadł „w ręce 6 szowinistów litewskich” i został przewieziony do Łoździej, a następnie Kalwarii (w innym dokumencie podał, że do Mariampola). Dzięki pomocy komendanta „warty litewskiej Pietruszkiewicza (kolegi z ławy szkolnej z czasów rosyjskich)” udało mu się zbiec i po dwóch tygodniach przedrzeć na stronę polską. Po wyleczeniu zranionej nogi i dojściu do sił 19 X 1919 roku jako ochotnik wstąpił do 3 Batalionu Etapowego w Sejnach. „Po półtoramiesięcznej służbie z powodu odnowienia rany na nodze” został bezterminowo urlopowany i zwolniony ze służby.

Akt urodzenia Franciszka Okulanisa.

Po dojściu do zdrowia stanął przed komisją wojskowo-lekarską i „na usilną prośbę” 1 II 1920 roku został przyjęty do Wojska Polskiego „z poboru” i służył w 41 Suwalskim Pułku Piechoty. Awansował do stopnia plutonowego. Brał udział w walkach z bolszewikami podczas wyprawy kijowskiej, walkach odwrotowych, pod Radzyminem oraz walkach polsko-litewskich na Suwalszczyźnie oraz walkach z bolszewikami pod Lidą i Mińskiem. W czerwcu 1920 roku podczas walk nad Słuczą został ranny. 1 VII 1923 roku został zdemobilizowany. Powrócił do Gawieniańc. Pracował jako poborca gminny. Działał społecznie. Był organizatorem i prezesem oddziału Związku Strzeleckiego oraz referentem wychowania obywatelskiego. Zorganizował i był prezesem Koła Związku Rezerwistów RP. Był wiceprezesem Koła LOPP. Przez dwie kadencje był wybierany na sołtysa. Wchodził w skład Rady Gminy Krasnopol i pracował w komisji oświatowej, rolnej, drogowej, opieki społecznej i budowy szkół publicznych. Pełnił funkcję wiceprezesa Koła BBWR i był członkiem Rady OZN. Wchodził w skład komisji wyborczych podczas wyborów do sejmu i rady gminy. Był korespondentem ukazującego się w Warszawie pisma „Gospodarz Polski”. Od 1940 roku pod pseudonimem „Okoń” należał do ZWZ-AK. Był dowódcą drużyny w Placówce Sejny, następnie dowódcą plutonu Wojskowej Służby Ochrony Powstania w Rejonie Sejny, a w maju 1944 roku dowódcą WSOP Obwodu Suwałki AK. W listopadzie 1942 roku awansował do stopnia sierżanta, w 1943 roku starszego sierżanta i w sierpniu 1944 roku chorążego. Był szwagrem Stanisława Buchowskiego (ur. w 1903 roku, aresztowany przez Gestapo i uwieziony w Ragnecie gdzie zginął w 1945 roku). Po wojnie prowadził biuro pisania podań w Sejnach. Był żonaty z Władysławą z Buchowskich (1908–1976). Zmarł 21 lutego 1977 roku w Ełku. W 1936 roku jego wniosek o odznaczenie Medalem Niepodległości został odrzucony „z powodu braku pracy niepodległościowej”. Za działalność w konspiracji ZWZ-AK został odznaczony Krzyżem Walecznych (w 1943 roku), Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami (w maju 1944 roku).

Zdjęcie nagrobne Franciszka Okulanisa pochowanego na cmentarzu parafialnym w Sejnach.

Spotkanie przodków… w metryce

Tagi

,

Rzadko zdarza się taka okoliczność, aby w jednej metryce wymienionych było aż troje przodków. Mi przytrafiło się to przy okazji urodzin Stanisławy Polens, córki Teodora i Konstancji ze Szczudłów. Rzecz miała miejsce w roku 1884. Treść metryki wyjaśnia wszelkie okoliczności tej sprawy i relacje uczestników zdarzenia.

Metryka ur Stanisławy Polens 86/1884

Zagówiec. Działo się mieście Sejnach 15 maja 1884 roku. Stawiła się obecna przy rodach Marianna Szczudłowa 70 lat gospodyni zamieszkała we wsi Zagówiec w obecności Pawła Szczudło lat 80 gospodarza i Adama Szczudło 28 lat ogrodnika, obu zamieszkałych we wsi Zagówiec i okazali nam dziecko płci żeńskiej oświadczając że urodziło się ono we wsi Zagówiec 12 maja roku bieżącego o godzinie 10 wieczorem z Teodora Polensa lat 50 wyrobnika zamieszkałego we wsi Zagówiec a niestawiającego się z powodu pracy, oraz z jego ślubnej żony Konstancji ze Szczudłów liczącej 30 lat. Dziecku temu przy chrzcie świętym odprawionym dnia dzisiejszego przez księdza… Walentynasa dano imię Stanisława, a chrzestnymi byli Józef Rapczyński1 i Ludwika Laudańska.

Nawiązując do koligacji Szczudło – Polens wspomnę, że udało mi się ustalić linię ciągłą tej relacji aż do czasów współczesnych. Wzmiankowany w metryce Teodor Polens w metryce urodzenia został opisany jako Jan Teodor Polens. Był synem najstarszego znanego mi Polensa, Jana, kowala następnie ślusarza w Okmianach, który ożenił się z Luizą. Jej nazwisko rodowe odnotowane było w kilku wersjach; Wizgaitys, Wazgin, Wietort. Jej rzadkie w owych czasach imię Luiza w metryce urodzenia córki Pauliny zaistniało w opcji „Ludwika”, co może być błędem księdza lub wskazaniem jak ją powszechnie nazywano. Janowi udało mi się przypisać czworo dzieci; Jan Teodor 1834- 1904, Paulina 1837, Anna Julianna 1842 i Ludwik ok. 1852 r. Jan Teodor, w późniejszych metrykach nazywany tylko jednym imieniem (drugim) Teodor ożenił się z Konstancją Antoniną Szczudło, córka Pawła i Marianny Gorczyńskiej. Ślub odbył się w 1864 roku w Sejnach.

Para ta doczekała się sześciorga dzieci, Marianna 1867, Anastazja 1870, Leonard 1873, Rozalia 1881 i Stanisława 1884. Konstancja Polens z domu Szczudło, żona Teodora zmarła w 1888 roku, mając 48 lat. Być może ze względu na młode jeszcze dzieci, 4, 7, 11, 15 lat (dwoje dorosłych; 18 i 21 lat) Teodor po roku decyduje się na drugie małżeństwo. Jego wybranką zostaje wdowa po śmierci Antoniego Urbanowicza, Petronella Strzałkowska (w akcie zgonu Petronella Orzechowska?) z Olwity (dziś Litwa). Związek Teodora z Petronellą owocuje trójką dzieci; Wiktoria 1890, Aniela 1892 i Teofila 1894. Jan Teodor Polens umiera w Sejnach 1904 roku, zostawiając na świecie swoją liczną gromadkę dzieci, z których najmłodsze, Teofila liczy 10 lat.

Leonard Polens, syn Teodora w roku 1894 żeni się z Anną Gaus, córką Macieja i Ewy Pachutko. Mają troje dzieci; Józefa 1895, Wacława 1907 i Mariannę 1912. Związek Józefa z Bronisławą Raudonowicz z Zaleskich daje małżeństwu Polensów czworo dzieci; Eugeniusza 1933, Stanisława 1935- 2021, Józefa 1939 i Czesława 1948. Dla mnie jest to podwójne powiązanie, gdyż z Raudanowiczami mam już familijną łączność przez linię Buchowskich, mojej Mamy Jadwigi.

Lato 2021 – od lewej: Grzegorz Radzewicz i Andrzej Szczudło

Podobnie córka Stanisława Polensa i Zofii Draugialis, Bożena jest żoną Grzegorza Radzewicza, który przed laty był naszym sąsiadem w Zagówcu, ale i krewniakiem również przez Buchowskich. Anna Buchowska (1896- 1985) z Zaleskich była jego mateczną babką. Znany przeze mnie Henryk Polens ur w 1963 r., jeden z czterech synów Eugeniusza i Marianny Andruszkiewicz jest żyjącym w szóstym pokoleniu potomkiem Jana i Luizy.

Z przykrością muszę stwierdzić, że los Stanisławy Polens, której opisane w metryce przyjście na świat w 1884 roku spowodowało powyższe dociekania, nie jest mi znany. Publikując ten tekst mam jeszcze cichą nadzieję, że ktoś z krewnych się odezwie.

Najstarsza metryka w zbiorach autora- akt zgonu Augusta Polensa z 1818 r.

Transkrypcja metryki;

Roku 1818 dnia 16 miesiąca kwietnia o godzinie drugiej z południa przed Nami Wikarym Kościoła Sejneńskiego sprawującym obowiązki Urzędnika Stanu Cywilnego Gminy Sejneńskiej Powiatu i Municypalności Sejneńskiej w Województwie Augustowskim stawili się Jan Polens kunsztu kowalskiego, liczący lat 28 ojciec zeszłego i Krzysztof Dzięcieliński kunsztu szewcowskiego liczący lat 30 sąsiad, w mieście Sejnach zamieszkali i oświadczyli Nam, iż na dniu 15 kwietnia roku bieżącego o godzinie 9.00 z rana umarł August żyjąc lat dwa, syn wyżej wspomnianego Polensa i Brygidy Zakordarzówny mającej lat 22 w domu pod nr 72 na ulicy Węgierskiej. Akt niniejszy zejścia został przeczytany i podpisany.

Ksiądz Antoni Kutkowski Urzędnik Stanu Cywilnego

1 Co za zbieżność; podobnie jak opisywany tu Jan Teodor Polens, również Rapczyński w metryce jest wymieniony tylko z drugiego imienia, które brzmi Józef, podczas gdy pierwsze z metryki urodzenia to Teodor.

Andrzej Szczudło

Sprawiedliwa upamiętniona

Tagi

, , ,

24 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Dowiedziałem się o tym kilka dni wcześniej otrzymując zaproszenie do Wijewa na uroczystość odsłonięcia ufundowanej przez IPN tablicy pamiątkowej poświęconej Marii Wojciech.

Moje zaproszenie wynikało z wcześniejszych udziałów w procesie upamiętniania bohaterki lat wojny, która- mówiąc słowami żydowskiego uzasadnienia- ratując jedno życie uratowała cały świat. Sprawa zaczęła się w roku 1996 od listu do redakcji gazety „Słowo Ziemi Wschowskiej”, której byłem wówczas redaktorem. Młoda dziewczyna, Beata Wojciech opisała w liście zasłyszaną od swojej babci historię uratowania żydówki, która w 1945 roku, w marszu ewakuacyjnym hitlerowskiego obozu została postrzelona. Ranna uciekła do lasu i po kilkukilometrowym marszu nocą zapukała do drzwi Marii Wojciech. Nie wiedziała, że prosi o pomoc kobietę, która wykwaterowana ze swojego domu, z trójką dzieci mieszka wyczekując powrotu męża z Oświęcimia. Mimo obaw o los własnej rodziny, Maria udzieliła potrzebującej pierwszej pomocy, a następnie pod osłoną nocy sankami dostarczyła ją do siostry zakonnej. Ta zaś zorganizowała transport rannej do szpitala w Wolsztynie. Viktoria Strausova, czeska żydówka z Pragi, bo to ona była uratowaną, opowiedziała tę całą historię już po wojnie przed sądem w Pradze. Do tych zeznań dotarł dociekliwy adwokat z Wolszyna, Antoni Kut, który wystąpił do Instytutu w Yad Vashem o przyznanie Marii honorowego tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Po weryfikacji tytuł przyznano w 1997 roku, jeszcze za życia bohaterki. Razem z jej synem Józefem Wojciechem, który chorą matkę reprezentował, i jego żoną Krystyną uczestniczyłem w uroczystości wręczenia dyplomu i tytułu. Ceremonię z Aulii Leopoldina wrocławskiego Uniwersytetu z udziałem ambasadora Izraela relacjonowałem na łamach swojej gazety.

Akcja zapoczątkowana listem wnuczki, która z empatią wysłuchała opowieści babci, miała wielowątkowe następstwa. Najpierw upublicznienie wydarzenia w prasie lokalnej, potem przyznanie tytułu, i wreszcie, dzięki aktywności lokalnego regionalisty ze Sławy Alfreda Roslera, upamiętnienie Kamieniami Pamięci Marszu Śmierci, w którym uczestniczyła uratowana Valeria Strausova. Ostatnim akcentem było odsłonięcie tablicy pamiątkowej na domu Marii przy ul. 25 Maja 11 w Wijewie, które dokonało się 24 marca br. Podkreślić warto, że na każdym etapie tych działań wyjątkową inicjatywę i zaangażowanie wykazywał Józef Wojciech, uczestnik wielu form aktywności społeczności lokalnej Wijewa.

Smaki Suwalszczyzny

Suwalszczyzna. Kraina mojego dzieciństwa i czasu dorastania. Miejsce obcowania ze wspaniałą przyrodą, poznawania oryginalnych zapachów i smaków. Ich odmienności i walorów pewnie bym nie docenił, gdybym Suwalszczyzny jak Mickiewicz swojej Litwy, nie opuścił. Cisną się tu na usta cytaty z wieszcza, „…dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.”

Zatrzymajmy się na zapachach i smakach przywoływanych z pamięci dziecka. Zajrzyjmy do regionalnej kuchni spod Sejn z lat PRL.

Zagówiec, koniec lat 60. Zabudowania Jana Szczudło; od lewej stodoła, chata i tzw. sklep czyli ziemianka
w roli dzisiejszej lodówki.

Przez pierwsze lata życia, zapamiętane potrawy poznawałem przez pryzmat kuchni mojej mamy, która na Suwalszczyźnie się urodziła i wychowała. Jednak pełni wrażeń dostarczył drewniany dom dziadków, Jana i Marianny Szczudłów, ulokowany tuż obok naszego murowanego, pierwszego murowanego domu we wsi Zagówiec. Kuchni rozumianej jako oddzielne pomieszczenie do przygotowywania potraw, tam nie było. Całe życie rodziny i niektórych zwierząt ogniskowało się w jednym pomieszczeniu, wokół wielofunkcyjnego pieca. Ten masywny, wybudowany z gliny element wyposażenia mieszkania służył do przygotowywania potraw i jednocześnie do ogrzewania. Zajmując cały narożnik pokoju, w dolnej części dawał schronienie domowemu ptactwu, a w górnej na tzw. leżance było miejsce dla ludzi. Czasem układano tam mokrą odzież lub zioła do wysuszenia.

Nad paleniskiem umieszczony był ciężki gliniany okap, a za płytą, gdzie stawiano garnki, wlot do piekarnika. To wyroby stamtąd wyciągane stanowiły dla mnie największą atrakcję. Głównym był chleb żytni, ciemny i ciężki, poprzetykany kawałkami ziemniaków, które trochę rozmiękczały strukturę bochenka. Moja babcia Marianna chleb piekła na kalmusie. Jego niemiecka nazwa, podobnie jak nazwy narzędzi stolarskich z warsztatu dziadka, dotarły tu z nieodległych Prus Wschodnich. Kalmus czyli szablaste liście tataraku układano na dnie piekarnika. W trakcie pieczenia wydzielał specyficzny aromat, utrwalany w chlebie. To ten kalmusowy zapach i kawałki ziemniaków dawały przewagę babcinego chleba nad maminym. Moja mama piekła chleb w piekarniku nowoczesnym, przeważnie raz na tydzień.

Bez dodatku gotowanych ziemniaków szybko robił się twardy. Nam dzieciom szybko spowszedniał i dlatego chętniej jadaliśmy chleb biały, kupny, przywożony z miasteczka.

Pieczenie chleba u babci wymagało pośpiechu i dobrej organizacji pracy. Przyczyną pośpiechu był fakt, że raz dobrze nagrzany piec (drewno wyłącznie liściaste) musiał utrzymać temperaturę przez dłuższy czas, bo po wypieczeniu chleba wkładano do niego inne wyroby. Zapamiętałem ich trzy rodzaje. Jedne to coś w rodzaju dużych placków ziemniaczanych, pieczonych na liściach kapusty. Inny wygląd i smak miały kakory, które zapamiętałem już tylko w wersji finalnej, kiedy wyciągano je z glinianego garnka na talerz. Trzeci wyrób z babcinego pieca, robiony po chlebie, to pierogi z soczewicą. Były to duże, oprószone mąką półkola, wielkości dłoni, zawijane na okrętkę na brzegu. Cóż to był za smak!

Innym specjałem wytwarzanym w piekarniku były kiszki i babki. Robiono je z tartych ziemniaków wymieszanych z mięsem wieprzowym, skwarkami i podsmażaną cebulą. Kiszki od babki różniło tylko to, że farsz taki sam jak w babce umieszczano w wieprzowym flaku.

Specyficznym dla mojej Suwalszczyzny daniem były kartacze. Pojawiały się na naszym stole nie za często, z pewnością ze względu na pracochłonność ich wykonania. Do ich sporządzenia potrzebne były gotowane i surowe ziemniaki, siekane mięso wieprzowe i różne dodatki.

Szukając w pamięci potraw specyficznych, których nie spotkałem poza domem, wywołuję zupę pokrzywową. W zasadzie mama zrobiła ją głównie dlatego, aby nam dzieciom pokazać potrawę z biednych i trudnych lat wojny. Z wyglądu przypominała zupę szczawiową, ale mnie zniechęcały do niej pływające na wierzchu skwarki. Odwrotnie reagował na skwarki mój tato, który chętnie znajdował je na talerzu. Miał też apetyt na zupę cebulową, której sam nigdy nie odważyłem się spróbować. Pamiętam, że było to coś w rodzaju chłodnika, inne niż powszechnie znana, gotowana zupa cebulowa.

W dniu świniobicia, które w praktyce naszego regionu było rytuałem odprawianym przez prawie każdego gospodarza, gotowano czerninę, gdzie indziej zwaną czarną polewką. W naszym wydaniu było to coś w rodzaju czarnego rosołu. Podkreślam to, gdyż w Wielkopolsce spotykałem się z czerniną na słodko, z dodatkiem śliwek.

Moje smaki z dzieciństwa na Suwalszczyźnie to również pomidory i ogórki na słodko. Jadało się je latem maczając w cukrze usypanym na talerzyk.

Nie zapamiętałem żadnej oryginalnej potrawy z wigilijnego stołu z wyjątkiem… kisielu. Był u nas zawsze, ale nie wiem czy przypadkiem nie dlatego, aby podciągnąć liczbę potraw do symbolicznych dwunastu?

Ten rarytas w moim wschowskim domu bywał wielokrotnie. Dzięki temu sękacza zna już liczne grono moich przyjaciół i znajomych.

Ankietowani dziś Polacy na pytanie o typowe smaki Suwalszczyzny z pewnością wskazaliby sękacz, ale ja go z dzieciństwa nie pamiętam. Nie był wtedy powszechnie znany, być może dlatego, że do jego wykonania potrzeba kilkadziesiąt jajek, co w biednych czasach lat sześćdziesiątych nie było bez znaczenia. Pierwsze w mojej pamięci „pojawy” sękatych ciast kojarzyły się z niemiecką nazwą bankuchen, z pewnością przyswojoną z nieodległych Prus Wschodnich.

Moda na sękacze i ich masowa produkcja powstała dopiero dobre dwadzieścia lat później.

Wracając na Sejneńszczyznę jako wakacjusz lubię odwiedzić restauracje, które serwują dania regionalne. W Sejnach są tylko dwie, „Dom Litewski” przy Konsulacie Litwy i „U Henryka” (dawniej „Skarpa”).

Andrzej Szczudło

Rodzina Zubowiczów

Tagi

, ,

Zubowicze sejneńscy pochodzą z tzw. Borów, jak to się mówiło w Sejnach. Chodzi tu o skraj Puszczy Augustowskiej administracyjnie przynależny do gminy Giby w powiecie sejneńskim.

Miejsce urodzenia mojego wujka Jana Zubowicza (fot. obok) wskazuje na konkretną wieś Serski Las, gdzie z pracy w lesie ojciec utrzymywał liczną rodzinę. Po jego przedwczesnej śmierci matka z siedmiorgiem dziećmi przeniosła się do Sejn. Zamieszkała w dużym i wygodnym domu naprzeciw synagogi, przy dzisiejszej ulicy Piłsudskiego.

Serski Las; https://goo.gl/maps/yjHzJ4F9PQGj2mqD9

Analiza metryk parafii sejneńskiej, najczęstsze występowanie nazwiska Zubowicz lokuje w Gibach i okolicy (dawniej parafia Berżniki). Patrząc szerzej, warto zajrzeć do bazy metryk polskich genealogów: http://geneteka.genealodzy.pl. Dla nazwiska „Zubowicz” źródło to wykazuje ledwie 53 urodzenia (20 – Podlaskie, 10 – Białoruś, po 9 – Litwa i Ukraina), 32 zgony (Podlaskie – 11, 8 -Małopolskie, 5 – Litwa) oraz 43 małżeństwa (17 – Białoruś, 8 – Litwa, 5 – Warszawa). Rozszyfrowując dalej hasło „Podlaskie” dowiadujemy się, że najwięcej podlaskich metryk tej rodziny odnotowano jednak nie pod Sejnami, ale 100 km na południowy zachód, w parafii Wąsosz. Najstarsza z nich, metryka urodzenia Marianny Zubowicz, córki Andrzeja i Reginy Pietkownej pochodzi z 1741 roku. Tendencja ta jest także zauważalna w ewidencji zgonów.

Wanda i Janusz Zubowiczowie z babcią Marianną Szczudło (1898- 1969).

Aktualnie Polskę zasiedla 728 Zubowiczów (wg serwisu http://www.moikrewni.pl ), którzy mieszkają w 88 powiatach i miastach. Najwięcej w Sejnach – 65, Olecku – 55, Giżycku – 42, Szczecinie – 36, Gdańsku – 32, Warszawie – 30, Ełku – 27, Żarach – 24, Jeleniej Górze i Gdyni – po 21 osób. 

Nie tyle miejsce aktualnego zasiedlenia, bo widać tu wyraźną tendencję do wyjazdu na tzw. Ziemie Odzyskane, co dane ze starszych metryk nasuwają wnioski, że gniazda rodu Zubowiczów należałoby szukać na terenie szeroko rozumianej (niekoniecznie w dzisiejszych granicach) północno – wschodniej Polski.

Pochodzenie Zubowiczów interesowało mnie również w czasie podróży po Stanach Zjednoczonych, którą odbyłem w 2014 roku. Na cmentarzach, których jest aż 10, w Shenandoah, Pensylwania – małym dziś miasteczku, które w latach boomu węglowego (1860) osiągnęło 20 tys. mieszkańców, znalazłem wiele nagrobków Zubowiczów. Bardzo często nazwiska osób pochowanych w ich sąsiedztwie, kojarzyły się z mieszkańcami Sejneńszczyzny.

Przykładem niech będą wpisy:

1/. Zubowicz, Clarence M. (4.2.1930- 11.24.2002) Korea,

2/. Zubowicz, Anthony „Zuber” 1928- 1994 WWII (druga wojna światowa),

Eleanor nee Shoup 1932 – xx

3/. Zubowicz Walicki Stone:

Sarah 1897- 1983

Joseph W. 1900- 1952

Walter Z. 1890- 1932

Najbardziej mnie w tym interesujący związek moich Szczudłów z rodziną Zubowiczów zaczyna się od ślubu Zofii Szczudło (4.11.1929- 29.9.2005) z Janem Zubowiczem (5.12.1927- 31.05.2010), który miał miejsce w Sejnach 7 maja 1949 roku. Warto podkreślić, że w tym  samym czasie odbyły się dwa śluby, również brata Zofii, Zygmunta Szczudło ur. 19.08.1926 r. w Zagówcu z Jadwigą Buchowską ur. 15.07.1929 r. w Sejnach.

Jan i Zofia Zubowiczowie (fot. powyżej) zamieszkali w Sejnach, najpierw w domu matki Jana, a później już w bloku przy tej samej ulicy Piłsudskiego, głównej ulicy miasta. To tam urodziło im się troje dzieci; Wanda w 1950, Janusz w 1954 i Zdzisław w 1958 r.

W latach 60. w Sejnach mieszkało kilka rodzin Zubowiczów spokrewnionych ze sobą. Doświadczyłem tego osobiście, gdyż aż trzech Zubowiczów, Janusz, Tadeusz i Zdzisław, w swoim czasie było ze mną w tej samej klasie podstawówki.

Przedstawienie szkolne w SP Pod Lasem w Sejnach.
Od lewej; Stanisław Koncewicz, Janusz Zubowicz (1954- 2007) i Andrzej Szczudło.

Janusz, brat mój cioteczny był moim rówieśnikiem, urodził się ledwie 3 tygodnie wcześniej. Razem z nim przystępowaliśmy do I komunii świętej, co zostało uwiecznione na pamiątkowych zdjęciach. Po szkole podstawowej nasze drogi trochę się rozeszły. Janusz poszedł do zawodówki i miał swoją pasję w mieście. Była to gra w piłkę nożną w Klubie Sportowym Pomorzanka Sejny. Ja wtedy uczyłem się w miejscowym LO. Po lekcjach szybko musiałem wracać do domu, do swoich wiejskich obowiązków w tworzonym wtedy wielkim wysiłkiem całej rodziny gospodarstwie rolnym. W atmosferze ciągłego pośpiechu, a czasem nawet przekraczającego możliwości szkolniaka wysiłku nie było czasu ani okazji do spotkań rodzinnych.

Andrzej Szczudło

Szczudłowie w Arolsen

Tagi

, ,

„Prześladowania ludności żydowskiej, obozy zagłady oraz inne nazistowskie zbrodnie przeciwko ludzkości nie powinny nigdy popaść w zapomnienie. Aby udostępnić całemu światu dokumenty stanowiące ich dowód, Arolsen Archives zaczęły publikować je w Internecie.” (https://arolsen-archives.org/pl/)

Z pomocą wyszukiwarki udało się wydobyć dokumenty następujących osób z nazwiskiem Szczudło, które posiadają dokumenty w Archiwum Arolsen.


Lp.

Nazwisko

Imię
Imię / nazwisko ojca- matkiRok urodzenia
Miejscowość

Uwagi
1.SzczudłoAnastazjaJozef Hrycyszyn1926Ratyszczi / ZborówKanada, mąż Mychajło
2.SzczudłoMychajłoHryhorij / Grzegorz/ Katerina Matwijiszyn1923Gaje Wyżne / DrohobyczAustralia?
3.HrycyszynAnnaStefan Szczudło1947BawariaCórka Anastazji
4.SzczudłoAnnaStefan Szczudło1921Ułazów / BIłgorajUKR
5.SzczudłoAnnaJózef Lewandowski1921Lubaczów / Ryczyce
6.SzczudłoOsipMychola, Anna Lewandowska1945ZiegenheimKanada
7.BurakMaria
1949
Emigracja do Kanady 1950
8.SzczudłoOlga
1910
Burak?
9.SzczudłoIwanMychajlo1913Nimsłów / GalicjaKanada
10.SzczudłoJaninaMichał Teczyszyn1925Skałat / Stanisławów
11.SzczudłoJózef
1916Korzeniów / PustkówKL Mauthasen
12.SzczudłoJózefElżbieta Szczudło1923Suchowola k. Lublina
13.SzczudłoJózefWincenty, Anna Rendak1892Warszawa
14.SzczudłoJózefKarol, Maria Nowak1916Zakrzów
15.SzczudłoKatarzynaOleh Łojko1925UłazówKanada, mąż Iwan Szczudło
16SzczudłoMariaLeon, Agata Czernobaj1922Brody / Złoczów
17.SzczudłoMichałLeon, Zofia1925Brody / LwówChicago
18.SzczudłoPańkoUlesino1921
USA
19.SzczudłoPiotr
1910

20.SzczudłoRosa Anna
1921
Michał 1925 mąż?
21.SzczudłoStepanAndrzej, Maria Hortaszko1924Liski, k. HorodłaKanada
22.SzczudłoStanisławWincenty, Małgorzata Bulska1923Nowy Bytom
23.SzczudłoWładysławLudwik, Katarzyna Góra1916Wola Patorska, DębicaKL Sachsenhausen, KL Buchenwald